Miss Avatara 2016
Liczba postów: 12,652
Liczba wątków: 2
Tematu chyba nie ma więc sobie założę.
Pierwszego filmu Forda (jak to określiła znajoma – kino moralnego niepokoju dla pedałów, spokojnie, lesbijka więc można) mimo szczerych chęci do tej pory jakoś nie udało mi się zobaczyć. O „Zwierzętach nocy” było sporo ochów i achów, jakieś nagrody w Wenecji, że pewniak do Oskarów i inne takie. No myślę sobie, czemu nie. Obsada spoko, temat interesujący, ale starałem się nie czytać nic poza szczątkowymi opisami filmu.
Chyba dam w spoilerze, jakby ktoś nie chciał wiedzieć za dużo i planował jednak obejrzeć.
Siedzę w kinie, film się zaczyna mocnym uderzeniem. Na ekranie tańczą bardzo nieapetyczne grube, gołe baby. Każda następna w sumie gorsza i brzydsza od poprzedniej. Muzyka świetna, zdjęcia też, hipnotyzuje, ale estetyka całości obleśna. No, ok myślę. Porażka, artystyczne pierdoły, wypociny, trudno, pocierpimy.
Film generalnie jest wszystkim tym czego nie lubię, a nawet z lubością uwielbiam krytykować.
Całość jest na trzech płaszczyznach. Nasza bohaterka prowadzi sobie bardzo dostatnie życie. Wypasiona fura, wypasiony dom, praca w galerii sztuki, dziany mąż, służba, luksusy i te sprawy. To pierwsza warstwa – współczesność.
Druga warstwa to książka którą dostaje od swojego byłego męża i którą jej zadedykował. Kobieta książkę czyta i widzimy na ekranie co czyta. Teksaską, pustą w nocy drogą jedzie jej były mąż czy alter-ego męża (?) z żoną i córką. Chcą kogoś wyprzedzić, trąbią, denerwują się, córka pokazuje teksaskim redneckom „fucka”. No i się zaczyna. Spychają ich z drogi, zatrzymują, atmosfera gęstnieje. Kończy się na tym, że żona i córka zostają uprowadzone, zmaltretowany bohater gdzieś porzucony na pustkowiu. Nie będę streszczał całego wątku. Tak czy siak kończy się na tym, że obie zostają zgwałcone i zabite, a sprawę przejmuje teksaska policja w postaci Michaela Shannona.
Trzecia warstwa to wspomnienia bohaterki o swojej młodości. Jak poznała pierwszego męża, rozmowa z matką, rozstanie, aborcja…
Wszystko te trzy warstwy czasowe są ze sobą wymieszane. Kawałek współczesności, za chwilę fragment czytanej książki, a potem wspomnienie rozmowy z matką, która sprzeciwia się małżeństwu córki ze słabo rokującym zięciem.
O czym w ogóle jest ten film to powiedzieć trudno, albo można to zrobić bardzo łatwo. Nie mamy linearnej historii, wiele rzeczy pozostaje w domyśle. Ciężko wywnioskować ile z tego co widzimy to prawda, a ile to wyobrażenia bohaterki (nie, to nie jest schizofreniczka). Z drugiej strony możemy mieć zupełnie banalne przesłanie. Susan może nie tyle nienawidziła swojego życia, stylu życia rodziców, ich poglądów, całej tej bogatej, konserwatywnej teksaskiej otoczki, ale chciała czegoś innego. Taki bunt, wyjdę za uczuciowego, romantyka, tylko po to, żeby w pewnym momencie przyznać matce rację, która ostrzegała to nie jest życie dla ciebie. Lubisz luksus, porządek i będziesz kiedyś taka sama jak ja. No to przecież jest banalne wszystko. Rozterki moralne z wyższych sfer – chciałam być inna, ale nic z tego nie wyszło, bo jestem słaba. A może tylko mi się wydawało, że jestem inna?
Na ile to można wszystko ocenić?
No można bardzo wysoko. Nie wiem czemu, ale film mi się niesamowicie wręcz podobał. Nie powinien. Ma wszelkie predyspozycje do bycia pretensjonalnym gniotem, ale nie jest. A może jest, ale mi się po prostu podobał. Amy Adams w „Arrival” była bardzo dobra. Tutaj jest po prostu obłędna. Ma typ urody, który jest dla mnie kompletnie aseksualny, ale wszystkie te śliczne młode, współczesne siksy mogą jej buty czyścić. Gyllenhaala nie lubię, a pasował idealnie. Taylor-Johnson w roli teksaskiego „rednecka” jest kapitalny, a Michael Shannon jest po prostu żywym wzorcem teksaskiego szeryfa. Jak dla mnie chodząca „epa”.
Nie ma tu żadnych twistów w stylu – ha, oszukamy widza, to nie ten gostek jest mordercą, ale ten mhhhoczny policjant. Bohaterowie czasami są irytujący, czasami akcja po prostu leniwie toczy się do przodu. Zresztą może to była faktycznie książka i żadnego morderstwa nie było? A może było. Nie ma tutaj żadnego szczęśliwego zakończenia. W sumie rozpada się to wszystko, na kawałki i epizody i albo może to być po prostu banalne, albo prostackie i tandetne.
Z jednej strony mamy trzech prostaczków, którzy porywają, gwałcą i zabijają dwie kobiety, ale jak znajdujemy ciała, to one leżą upozowane „artystycznie” na kanapie gdzieś na jakimś kawałku pustyni. No i znowu. Zabili, zgwałcili, a potem obmyli zwłoki i ułożyli na kanapie? Nie, to wszystko tylko książka, bohaterka to czyta i sobie wyobraża nie wiadomo co.
A zwłoki ułożymy na kanapie to się będę „hipsterzy” w kinie dopatrywać ukrytych znaczeń i motywów.
I taki jest cały film. Nie wiem czemu mi się podobał, ale to najlepszy film roku. 10/10.
A już ostatnia scena to czysta poezja kina. Adams, po przeczytaniu książki umawia się mailowo ze swoim „eks” w jakiejś ekskluzywnej restauracji. Ubiera się w turkusową sukienkę, maluje przed lustrem, po chwili namysłu ściera szminkę i wychodzi. W restauracji siada przy stoliku, pije powoli drinka za drinkiem, restauracja pustoszeje i…
Od razu ostrzegam jakby się ktoś wybierał. Film może naprawdę wessać, ale równie dobrze można się totalnie wkurwić. I szczerze mówiąc, lista argumentów przeciwko temu filmowi może być dłuuuga. A najgorsze jest to, że trudno je będzie odeprzeć. Mimo wszystko bezapelacyjnie film roku.
Przepraszam, za bardzo chaotyczną „recenzję”, ale nie potrafię tego inaczej ubrać w słowa.
Zabili Pana Jezusa i wyłączyli komentarze...
06-12-2016, 12:08
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-03-2017, 19:39 przez Mierzwiak.)
Stały bywalec
Liczba postów: 3,206
Liczba wątków: 5
Mi się bardzo podobał :) Lubię Jake'a więc jego udział na +. Ale film jak dla mnie nalezy do tego aktora, który grał Zoda. Naprawde baardzo późno się kapłem, że to ten aktor. Świetnie tu zagrał, taki faktycznie typowy teksański szeryf. Czuć tę teksańską "epe".
Najbardziej chyba trzyma w napieciu cała ta scena w nocy, na autostradzie. Widz jest w stanie aż poczuć tą bezsilność i dramat jakie czuje ten mężczyzna. No bo co on normalny człowiek mógłby zrobić na jego miejscu? Taka sytuacja trochę bez wyjścia.
Innym ogromnym plusem filmu jest muzyka.
Co do napisów - faktycznie trochę to było niesmaczne.
Ale co do Amy to się nie mogę zgodzić, jak dla mnie wypadła nie dość, że po prostu przeciętnie w tym filmie, to jeszcze wygląda jakoś tak wyjątkowo brzydko jak na nią (chociaż za śliczną nigdy jej nie uważałem).
"Y es que eso es y, creo, será siempre el cine: una manera maravillosa de soñar" J. Potau
06-12-2016, 14:22
Stały bywalec
Liczba postów: 7,819
Liczba wątków: 39
Widziałem “Samotnego mężczyznę“ Forda i był to bardzo wystylizowany stylistycznie, ale pustawy film o nudnawym scenariuszu. Tu kusi mnie tylko rola Shannona.
06-12-2016, 18:35
Miss Avatara 2016
Liczba postów: 12,652
Liczba wątków: 2
(06-12-2016, 14:22)szopman napisał(a): Ale co do Amy to się nie mogę zgodzić, jak dla mnie wypadła nie dość, że po prostu przeciętnie w tym filmie, to jeszcze wygląda jakoś tak wyjątkowo brzydko jak na nią (chociaż za śliczną nigdy jej nie uważałem).
Absolutnie się nie zgodzę. Mój znajomy, wybitny krytyk z Mokotowskiego Klubu Filmowego powiedział, że to świetna kreacja oparta na półtonach i niuansach. Z czym ja się całkowicie zgadzam. I też nie uważam jej za śliczną, ale zjada na śniadanie te wszystkie gwiazdeczki, których nie będę tu litościwie wymieniał.
(06-12-2016, 18:35)Capt. Nascimento napisał(a): Widziałem “Samotnego mężczyznę“ Forda i był to bardzo wystylizowany stylistycznie, ale pustawy film o nudnawym scenariuszu. Tu kusi mnie tylko rola Shannona.
Dla mnie brak nominacji dla Shannona w kategorii ról drugoplanowych będzie skandalem. Ale pewnie tak sie skończy, a to kapitalna rola, choć żadnych fajerwerków i wodotrysków aktorstwa tu nie ma. Świetna rzecz.
Zabili Pana Jezusa i wyłączyli komentarze...
06-12-2016, 21:08
Stały bywalec
Liczba postów: 8,677
Liczba wątków: 11
Mam dość dziwne odczucia po tym filmie i do dziś nie wiem sam, co o nim sądzę. Mimo tego, że widziałem go prawie 2 tygodnie temu. Konstrukcja "Nocturnal Animals" jest niby prosta, ale nie do końca. No i w sumie o całym tym filmie tak bym mógł mówić. Wydaje się, że coś jest A, ale jednak jest B. Masakra
Wątek książkowy, czyli film w filmie to chyba można uznać, że jest taka oś główna i wszystko wychodzi od niego, lub też sprowadza do niego. Dla mnie jednak to jest punkt wyjścia przy jakiejś interpretacji. Nocna scena na autostradzie to czyste mistrzostwo kino. Mam ochotę oglądać ją codziennie. Intensywność, napięcie, niepokój, brutalność, bezsilność, nerwowość, czego tutaj nie czuć. Nie spodziewałem się, że Taylor-Johnson jest w stanie odwalać takie cuda na ekranie. Jednak to wcale nie jest koniec dobra w tym wątku, bo kiedy już nastanie dzień, to na scenę wchodzi Shannon ze swoim policjantem i po prostu niszczy ekran. Co za rola. Na początku dwuznaczna postać, która później okazuje się być kompletnie inna niż się wydawało. Sama historia na papierze (hehe) wygląda pewnie dość nieciekawie, ale na ekranie działa, oj bardzo działa.
Wątek czytającej Adams jest niby lekko banalny, ale znowu - niby. Może faktycznie aluzja typu "książka rani" jest już zbyt przesadzona, ale poza tym? Telefon do córki w pewnym momencie, to coś prostego, ale jak świetnie podbija mocny charakter treści powieści. To jest pokazanie na ekranie zwrotów z recenzji książek typu "klimat wylewa się z kartek". No tak, bo wylewa się na nią bohaterkę, że zaczyna ona czuć niepokój w prawdziwym życiu.
Wątek retrospekcyjny jest sam w sobie najmniej interesujący, ale bardzo istotny dla interpretacji, bo pewne jest, że tutaj należy szukać analogii do historii książkowej. To wszystko wydaje się banalne, ale naprawdę mnie wciągnęło. To taka gra z widzem. Czy wiemy kogo brać za kogo w relacji prawdziwe życie - książka? Jest to fascynujące i pozwala filmowi zostać w głowie po seansie.
Cała ta konstrukcja fascynuje mnie pod innym kątem jeszcze. Przy pierwszym wejściu historii książkowej i jej świetnym przedstawieniu na ekranie, miałem ochotę by już w ogóle nie wracać do czytającej Amy. Prosta historia o niebezpiecznym Teksasie wydawała mi się na tyle ciekawa, że film mógłby być tylko tym. Tutaj jednak odniosłem dziwne wrażenie. Wiem, że oglądam fikcję, że to tylko książka. Potrzebowałem punktu odniesienia do jej treści. Wiem oczywiście, że czytająca Adams to też tylko film, ale jej wątek traktujemy jako świat przedstawiony filmu, więc to jest dla nas ekranowa rzeczywistość. Książka jest drugim poziomem fikcji, co wywoływało we mnie potrzebę poznawania reakcji bohaterki. Jednocześnie z czasem niezbędny był mi klucz, czyli retrospekcje. No to wszystko się perfekcyjnie zazębia. Żaden z tych bytów nie może zostać wyeliminowany. Doskonała konstrukcja.
Nie wiem czy jest jasne to co piszę, ale mam nadzieję, że chociaż trochę.
Super film. Tak po prostu.
9/10
.
13-12-2016, 22:16
Dużo pisze
Liczba postów: 544
Liczba wątków: 1
W zasadzie już wszystko zostało tu napisane. Film 8.5/10. Wystylizowany, mroczny, nihilistyczny film, który zostaje w głowie długo po obejrzeniu.
Podbijam to co było już wspomniane. Początkowe napisy przejdą do historii. Są genialnie nie na miejscu :P Taylor-Johnson w tych wszystkich Godzillach i Avengersach był tak drewniany... a tutaj gra na wybitnym poziomie. Szok. Ogólnie bardzo dobry film, który gdzieś się tam na pewno zakręci w moim tegorocznym Top 10.
26-12-2016, 11:52
Samurai Cop
Liczba postów: 4,393
Liczba wątków: 28
Część z Adams zupełnie mi nie podeszła. Blisko mi do opinii Michała Oleszczyka który naśmiewał się z grubo ciosanych przebitek na sapiącą z nerwów, spoconą Lois Lane, zaaferowaną właściwie nie wiadomo czym. Bo znacznie lepsza część książkowa to proste, teksańskie kino zemsty, podobne do jednego z filmów z Kurtem Russellem z lat 90-tych. Po długiej, irytującej, rozwrzeszczanej sekwencji na opuszczonej drodze myślałem, że także z tą częścią filmu będzie fatalnie, ale potem dostajemy świetne aktorstwo Shannona, niewiele gorsze, może trochę zbyt histerycznego Gyllenhaala i efektowną rolę zrywającego z wizerunkiem Kick Assa. Jego postać jest tak Bardzo Zła i zezwierzęcona, że aż sra na dworze na zamontowanym przed domem kibelku.
I taka to jest właśnie reżyseria Forda, rozkrzyczana, rozhisteryzowana, pełna topornych metafor którym obca jest subtelność. Adams ma jedną dobrą scenę na samym końcu, wiele nieudanych, komicznych, kiczowatych, wyreżyserowanych ciężką łapą (rany, jest nawet metafora ze zmywaniem makijażu!). Rozumiem o co chodziło, o zderzenie dwóch światów, o pokazanie, że ten książkowy może być bardziej szczery, pełen prawdziwszych emocji niż bańka klasy wyższej w której żyje Adams. Niestety jest to tak przesadzone, że powoduje miejscami zgrzytanie zębów. Film ratują Trzej Amigos.
Część w teraźniejszości 2/10. część w przeszłości 5/10, część w książce 8/10. Razem niech będzie 6/10
09-01-2017, 15:03
Miss Avatara 2016
Liczba postów: 12,652
Liczba wątków: 2
(09-01-2017, 15:03)Szaman napisał(a): Bo znacznie lepsza część książkowa to proste, teksańskie kino zemsty, podobne do jednego z filmów z Kurtem Russellem z lat 90-tych.
Dzięki za przypomnienie. Zapewne chodzi o "Breakdown" Mostowa?
Cóż za zacny, zacny film. Będę musiał sobie odświeżyć.
Zabili Pana Jezusa i wyłączyli komentarze...
09-01-2017, 15:46
Samurai Cop
Liczba postów: 4,393
Liczba wątków: 28
Tak, nie wiedziałem czy traktować to jako jakiś spoiler, więc zostawiłem tylko wskazówkę. W sumie fabularnie jednak się różnią, ale postać głównego bohatera bardzo podobna.
09-01-2017, 15:48
Stały bywalec
Liczba postów: 908
Liczba wątków: 22
Zdecydowanie najlepszy film zeszłego roku. Gra tu właściwie wszystko - od scenariusza(niezwykle błyskotliwa zabawa schematami hollywoodzkiego thrillera,w które wpisuje się wspomniany 'breakdown'), przez reżyserię(faceta, dla którego kino jest właściwie poboczną zabawą, a nie głównym polem do popisu, co samo w sobie budzi niemały podziw), aż do aktorstwa(tutaj można wymienić wszystkie nazwiska, ale najbardziej zapada w pamięć rola Michaela Shannona).
To co najbardziej zwraca uwagę, to ogromny ciężar emocjonalny całości, czyli coś co w hermetycznym podgatunku "historia w historii" raczej rzadko się zdarza, albowiem najczęściej takie żonglerki metafikcją służą jedynie do prezentowania swojego kunsztu z zakresu postmodernistycznej ironii. Na szczęście Tom Ford nie tylko bierze w nawias pewne znane zagrywki, ale umie je sprzedać jeszcze bardziej przekonująco niż pierwotni twórcy tychże archetypów.
Zwierzęta Nocy" to produkt wielokrotnego użytku i o znacznie dłuższej dacie przydatności niż np taki "Neon Demon" Refna(drugi najlepszy film tego roku). Refn zanurza się bowiem w świat mody i wychodzi na powierzchnię ,przynosząc światu zjadliwą satyrę, zaś przedstawiciel wyśmiewanego przez Duńczyka środowiska, w podobny sposób nasiąka celuloidową rzeczywistością, ale wyciąga z niej przede wszystkim najbardziej pierwotne i naturalne emocje, traktując żonglerkę kliszami jako jeden z elementów większej układanki. Różnica jak między Pynchonem i Davidem Fosterem Wallacem. Dlatego właśnie w 2016 postmodernizm dobroduszny wygrał z tym cynicznym.
10-01-2017, 02:07
Początkujący
Liczba postów: 1
Liczba wątków: 0
Ja zrobiłem recenzję filmową, więc może zamiast się powtarzać wkleję tu link
11-01-2017, 20:37
Stały bywalec
Liczba postów: 4,393
Liczba wątków: 8
Zaskakujące i świetnie wykonane pomieszanie gatunków bo Nocturnal Animals są, hm, thrillerem obyczajowym zemsty? :) Thriller służy jako środek wyrazu części obyczajowej czyli pokazuje, to co, odczuwał Edward i jaką drogę przeszedł aby stanąć na nogi i napisać świetną książkę , swoją drogą świetny pomysł na pokazanie character arcu postaci, która tak naprawdę w filmie się nie pojawia i to jedyna interpretacja jakiej można się doszukiwać. Bo tak naprawdę to prosta historia pokazana w mocny, nietypowy, oryginalny sposób i chwała Fordowi za to, że próbował robić z siebie drugiego Refna. Trzeba jeszcze dodać, że pomimo swojej fikcyjności w świecie filmu, ,,warstwa książkowa" zrobiła na mnie duże wrażenie, rozpacz i bezradność wręcz wylewa się z ekranu. Shannon, Gylenhall i Johnson są tam rewelacyjni.
9/10
21-01-2017, 19:14
Oskarmeister
Liczba postów: 5,708
Liczba wątków: 15
Zabrakło mi tu czegoś, myślałem, że film będzie bardziej "psychiczny". Shannon genialny, a Aaron zasłużył na wygraną Złotego Globu. Jake bardzo magnetyczny, świetnie się go ogląda na ekranie. Fabuła książkowa mogłaby i posłużyć za cały film, gdyż sceny Amy Adams, z wyjątkiem tych z Edwardem, były bardzo nużące i nieciekawe. Sama Amy Adams piękna, lecz do zagrania nie miała nic ciekawego. Spodziewałem się większego okrucieństwa ze strony oprawców i na oprawcach, ale nie jest to powód, dla którego miałbym być niezadowolony z seansu. Solidne 8.5/10. Shannon może spokojnie walczyć o Oscara. Ten rok oscarowy jest lepszy niż myślałem.
22-01-2017, 00:52
Stały bywalec
Liczba postów: 8,677
Liczba wątków: 11
Mnie do dziś fascynuje budowa tego filmu. Każda z tych historii sama w sobie nie byłaby niczym specjalnym. Razem w takiej formie tworzą fenomenalną konstrukcję.
A co byście powiedział o interpretacji tytułu samego?
.
22-01-2017, 01:17
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22-01-2017, 01:18 przez srebrnik.)
Nowy
Liczba postów: 112
Liczba wątków: 3
Ale to było dobre. Film dopieszczony pod każdym względem, klimatyczny, brawurowo zagrany, trzymający w napięciu, a to przecież tylko historia kobiety czytającej książkę. Tom Ford fantastycznie buduje napięcie (scena, w której rednecki zatrzymują samochód Tony'ego to poezja) przeplatając retrospekcje z życia bohaterów oraz wydarzenia z książki. Świetna Amy Adams, ustępujący jej pola, ale ciągle na swoim wysokim poziomie, Jake oraz dwie świetne role drugoplanowe - Taylor-Johnson oraz Shannon (któremu życzę Oscara). Całość okraszona wyśmienitą muzyką Korzeniowskiego, która sprawia, że film oddziałuje na widza ze zdwojoną siłą (brak nominacji w kategorii Muzyka to zbrodnia ;)). Bardzo dobre, wysmakowane kino.
20-02-2017, 17:33
CGI Paul Walker
Liczba postów: 18,494
Liczba wątków: 27
To był ten film, którym tak się zachwycają krytycy i oglądacze?
Ta nużąca żonglerka schematami z których "książkowy" jest ultra-wtórny a rzeczywisty, w czasie teraźniejszym i retrospekcjach wtórny i dodatkowo nudny? Kpina.
Dałbym 4/10 ale byłoby za wysoko. Dostaje 3/10 za aktorstwo, zdjęcia i niezły motyw przewodni.
PS - Byłbym zapomniał film serwuje najlepszy "full frontal" w historii...
welcome to prime time bitch!
Kenner, just in case we get killed, I wanted to tell you, you have the biggest dick I've ever seen on a man.
25-02-2017, 23:55
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26-02-2017, 00:09 przez shamar.)
Stały bywalec
Liczba postów: 7,047
Liczba wątków: 61
Zgodzę się z shamarem. Kolejne rozczarowanie roku. Może nie aż takie jak "Live by Night" czy "Moonlight", w tym przypadku nie miałem aż takich oczekiwań. Film ma swoje plus i może od nich zacznę. Aktorstwo, to na pewno, Shannon, Jake czy Taylor, poradzili sobie świetnie, ale już Adams generalnie wypadła słabo, zwłaszcza na tle roli z "Arrival". Muzyka Abla jest fajna, pasuje do scen, klimatyczna. Zdjęcia są bardzo dobre, momentami fantastyczne. Czasami Ford przejawia także przebłyski reżyserskiego talentu jak chociażby w jedynej naprawdę świetnej scenie, na drodze w nocy.
Po za tym film jest nudny i nieciekawy. Scenariusz kiepski, nie angażujący. Jest wtórnie, mdło, bez polotu i ciekawych elementów. A już zwłaszcza tragicznie wypada wątek teraźniejszości. Retrospekcje? Równie nieciekawe. Jedynie wątek książkowy da się oglądać choć i tak nie jest to żaden pasjonujący film. Może kiedyś spróbuje obejrzeć ten film jeszcze raz i może, może doszukam się tego legendarnego geniuszu. Choć niestety bardzo wątpię.
Aha, no i generalnie nei przeszkadza mi wiele w filmach, ale to "full frontal" shamara mnie obrzydziło i to mocno :D Tylko ja zauważyłem na nienaturalne światło w momencie pokazania nagiej córki Adams? Aż biło w oczy.
Generalnie 5/10, zobaczę czy zmuszę się do powtórki, cieszę się, że wiele Oscarowych nominacji nie było. A Shannon tak czy tak jest daleko za Mahershalem.
26-02-2017, 02:39
CGI Paul Walker
Liczba postów: 18,494
Liczba wątków: 27
@ Kuba... Moze Ty mi wyjasnisz ;-)
Co miała na celu ta lynchowska wstawka w scenie z ?
Bo nie chce nawet myśleć, ze to byl łopatologiczny przytyk do bezsenności...
welcome to prime time bitch!
Kenner, just in case we get killed, I wanted to tell you, you have the biggest dick I've ever seen on a man.
26-02-2017, 03:28
Stały bywalec
Liczba postów: 7,047
Liczba wątków: 61
Niestety, rozczaruje cię :P
Szczerze mówiąc to oglądałem ten film przedwczoraj, w ciągu tych dwoch dni oglądałem jeszcze "Arrowa", "Legends of Tomorrow", "Manchester by the Sea" i "Live by Night", każde dokładnie pamiętam a z "Nocturnal Animals" jedynie ogólną historię i ze szczegółami może 3 sceny. Kompletnie nie mam nawet ochoty się nad tym zastanawiać.
26-02-2017, 11:06
Stały bywalec
Liczba postów: 908
Liczba wątków: 22
Wspomniany "full frontal" to najlepsza scena napisów początkowych jaką oglądałem w zeszłym roku.:) Piękna sprawa, zwłaszcza gdy ogląda się to w kinie i patrzy na twarze zniesmaczonych widzów.
26-02-2017, 11:48
|