Quantum of Solace (Bond 22)
W Skyfall chyba zalicza laskę na łódce?
http://www.filmweb.pl/user/Corn

"Pierdu-pierdu, siala-lala; Braveheart kosmos rozpierdala" - Bucho


Odpowiedz
W Skyfall to w ogóle fajnie wyszło, że zalicza pannę, która była więźniem Silvy więc można się domyślać, ze nie tylko prała mu gacie Uśmiech

Odpowiedz
Hmm, nie pamiętam zbyt dobrze, na pewno nie jest to tak ewidentne jak w QoS. Skyfall oglądałem tylko w kinie i jakoś nie ciągnie do powtórki.

Odpowiedz
(13-10-2021, 10:18)Corn napisał(a): W Skyfall chyba zalicza laskę na łódce?

Ale to takie trochę w domyśle było jak mnie pamięć nie myli.
Zabili Pana Jezusa i wyłączyli komentarze...

Odpowiedz
W Skyfall zaliczanie laski jest raczej mocno ewidentne.

[Obrazek: article-2181632-144F9D37000005DC-626_634x313.jpg]

no chyba nikt nie myśli, że to wstęp do partii szachów?

Odpowiedz
To kiepsko pamiętałem.
Zabili Pana Jezusa i wyłączyli komentarze...

Odpowiedz
Przecież w Spectre zalicza Bellucci
welcome to prime time bitch!

Kenner, just in case we get killed, I wanted to tell you, you have the biggest dick I've ever seen on a man.

Odpowiedz
Wdowę po gościu, którego zabił, zaraz po jego pogrzebie. Też niezłe.

W Skyfall popatrzył sobie jak laskę zabijają, rzucił zimnokrwisty komentarz po czym wszystkich unieszkodliwił :>
Tej z Quantum przynajmniej wyraźnie żałował.

Odpowiedz
No w Skyfall i zwłaszcza Spectre jest to imo mocno na siłę, ale takie to filmy. W Skyfall właściwie nie ma Bond Girl jako takiej, bo Severine ma przecież z 10 minut czasu ekranowego.
The key of joy is disobedience.

Odpowiedz
I dobrze, w Skyfall to M była główną kobietą filmu, i Judi dzięki temu zaliczyła swój najlepszy występ.
http://www.filmweb.pl/user/tynarus120
Forum światopoglądowe filmowe

Odpowiedz
Nie dośc, że się człowiek nudził i załamywał ręcę nad głupotą scenariusza, to nawet nacieszyć oczu nie było czym Język

Odpowiedz
No Skyfall i Spectre to smutne jak pizda filmy, które wyssały resztki radości z tej serii. QoS to, jak się po latach okazuje, ostatni klasyczny Bond. Czas na powtórkę - nie widziałem od czasu premiery w kinie. Pamiętam, że miałem mieszane uczucia co do całości, a najbardziej drażniła mnie bezsensowna scena upadku z wysokości bez spadochronu i wyjście bez szwanku
http://www.filmweb.pl/user/Corn

"Pierdu-pierdu, siala-lala; Braveheart kosmos rozpierdala" - Bucho


Odpowiedz
Ja po wizycie w kinie byłem rozczarowany, ale to wynikało z tego jak bardzo podobało mi się "CR", późniejsze powtórki zweryfikowały opinię. To żadne wybitne filmidło, ale bardzo przyzwoita rozrywka. No i przede wszystkim jest to coś do czego mogę wrócić.
Era Craiga więc dzieli się na dwa okresy - ten bardzo dobry i dno.

PS. Owszem, najgorszy jest ten spadochron. Tym bardziej, że można było to spokojnie przedstawić po prostu dobrze.
Zabili Pana Jezusa i wyłączyli komentarze...

Odpowiedz
(13-10-2021, 11:43)Corn napisał(a): najbardziej drażniła mnie bezsensowna scena upadku z wysokości bez spadochronu i wyjście bez szwanku



Egzekutora nie przebili Oczko
Don't play with fire, play with Mefisto...
http://www.imdb.com/user/ur10533416/ratings

Odpowiedz
(13-10-2021, 11:43)Corn napisał(a): No Skyfall i Spectre to smutne jak pizda filmy, które wyssały resztki radości z tej serii. QoS to, jak się po latach okazuje, ostatni klasyczny Bond. 
Otóż to: ostatni fajny Bond, który można obejrzeć po prostu dla przyjemności.

Odpowiedz
(13-10-2021, 10:43)Krismeister napisał(a): I dobrze, w Skyfall to M była główną kobietą filmu, i Judi dzięki temu zaliczyła swój najlepszy występ.

Nie odebrałem tak tego, co w tym występie było lepszego niż w jakimkolwiek innym, na przykład w CR?

(13-10-2021, 11:43)Corn napisał(a): No Skyfall i Spectre to smutne jak pizda filmy, które wyssały resztki radości z tej serii. QoS to, jak się po latach okazuje, ostatni klasyczny Bond. Czas na powtórkę - nie widziałem od czasu premiery w kinie. Pamiętam, że miałem mieszane uczucia co do całości, a najbardziej drażniła mnie bezsensowna scena upadku z wysokości bez spadochronu i wyjście bez szwanku

Otóż to. Skyfall, Spectre i NTTD grzeszą najbardziej tym, że nie dostarczają rozrywki co jest przecież absolutną podstawą takich filmów od początku serii (tylko kiedyś oczywiście inaczej kręcono filmy więc ta definicja rozrywkowości się zmieniła).

Scena upadku jest słaba, fakt a miała nie być bo to było jakoś niby nowatorsko kręcone, w jakiejś specjalnej "studni" o ile się nie mylę, żeby lepiej zasymulować zachowanie ciała i odzieży podczas swobodnego spadku w warunkach studyjnych. I wszystko spoko, gdyby nie lądowanie.
The key of joy is disobedience.

Odpowiedz
Pamiętam, że w kinie QoS mi się nie podobał. Największe bolączki, to ten cholerny padaczkowy montaż, którego nienawidzę (winę zwalam na (chyba) trzeciego Bourne’a, któremu dali za to Oscara i potem wszyscy się tym zachłysnęli) oraz kilka głupotek (ten nieszczęsny spadochron). Powtórzyłem to jednak po latach i, o ile montaż dalej przeszkadza, to cała reszta już mi się nie gryzie. Jako suplement do CR sprawdza się dobrze, szkoda tylko że nie zamknęli wszystkich wątków. Ale do pierwszych dwóch Craigów będę wracał z przyjemnością. Postać Bonda też jest dość fajnie poprowadzona i stanowi (charakterologicznie) w miarę logiczną konsekwencję wydarzeń z CR.
Wszystko jest możliwe, niemożliwe zabiera tylko trochę więcej czasu.

Odpowiedz
Dodajmy, że nakręcone były sceny kontynuujące wątek Quantum, ale Forster je usunął żeby zostawić czystą kartę kolejnemu reżyserowi. Jak wyszło - generalnie już wiemy...
The key of joy is disobedience.

Odpowiedz
Powtórka zaliczona.

Może co na minus...

- wątek "chłopaka Vesper". To już słabowało w pierwszym filmie, niepotrzebnie to przypomniano i udziwniono

- brak konkretniejszego przeciwnika dla 007. Villain może być ale w bezpośredniej konfrontacji to dla fizolskiego Craiga żaden przeciwnik, czuć było ze macha za długo tym toporkiem

- dość przegięta organizacja Quantum

- "nic o nas nie wiecie a przecież mamy swoich ludzi wszędzie, także u was - i nic nam nie powiedzieli że nie wiecie". WTF ?

- chyba wyleciało wytłumaczenie tych blizn na plecach Kurylenko (prawdopodobnie po pożarze, dlatego nie była w stanie uciec przez płomienie)

- zmarnowany Mr White


No i chyba tyle. Reszta..

- opalona Taskmaster jest śliczna i kopie tyłki
- jest Red Guardian (nie poznałbym go jakbym nie zauważył nazwiska na napisach :p) ale niestety nie ma żadnej sceny z Taskmaster :p
- sceny akcji bardzo dobre, moja ulubiona to chyba motorówki
- M i jej relacja z Bondem (choć nie tak dobra jak poprzednio)
- Mathis
- nawiązanie do Goldfingera ale i poprzedniej części martwą Arterton (i te słowa M!)
- Craig trochę słabszy niż poprzednio ale wciąż świetnie gra, wciąż pokazuje wiele twarzy Bonda, wciąż jest bardzo fizyczny i wciąż ma to chłodne spojrzenie mordercy. Czuć że to ktoś cholernie niebezpieczny, nieustępliwy ale i poraniony wewnętrznie

Dużo mniej się to opiera na postaciach i grze Craiga niż CR a dużo bardziej na scenach akcji, ale.. jest b. dobrze.
8/10

Odpowiedz
Quantum of Solace, reż. Marc Forster, 2008

Have Regrets. Get Revenge.

Sukces „Casino Royale” sprawił, że prace na planie kolejnego odcinka ruszyły bardzo szybko, a premierę ustalono pierwotnie na maj 2008, by ostatecznie przesunąć ją na listopad tego samego roku. Po raz pierwszy w historii cyklu widzowie mieli dostać bezpośredni sequel, kontynuujący wątki poprzednika (do pewnego stopnia zdarzyło się to już w przeszłości w „Pozdrowieniach z Rosji” oraz w „Diamenty są wieczne”, ale tam było to dość luźne powiązanie). Mało tego, akcja miała zacząć się godzinę po finale pierwszej przygody Bonda.

Już w pierwszej minucie daje się odczuć, że mamy do czynienia z diametralnie innym filmem, niż CR. Inauguracyjna scena (pościg włoskimi drogami) jest bowiem szybka i chaotyczna, dając dobry przedsmak tego, co nas czeka w dalszej części seansu. Błyskawiczne, krótkie, padaczkowe wręcz ujęcia robiły wtedy furorę, spopularyzowane przez konkurencyjną serię o przygodach Jasona Bourne’a, na którą mocno zapatrzyli się twórcy Bonda. W efekcie, w scenach akcji niewiele widać. Nigdy nie przepadałem za taką pracą kamery i choć dziś już mi ona tak nie przeszkadza i rozumiem zamysł za nią stojący, to wciąż uważam, że ten zabieg operatorski po prostu nie działa i wprowadza raczej chaos niż ekscytację.

Jednym z najpoważniejszych problemów, które napotkała produkcja „Quantum of Solace” (tytuł wzięty od jednego z opowiadań Iana Fleminga) był strajk scenarzystów. Filmowcy przystąpili do pracy bez ukończonego scenariusza, więc reżyser, producenci i aktorzy musieli improwizować, napychając do filmu jak najwięcej scen akcji, kosztem rozwoju bohaterów, czy dopracowania fabuły. Powstała więc najdynamiczniejsza chyba odsłona serii i muszę uczciwie przyznać, że jeśli przymknąć oko na intrygę stanowiącą jedynie pretekst do kolejnych bójek czy pościgów, można z tego fabularnego rollercoastera czerpać dużo frajdy. Craigowi jeszcze się chciało, wkładał w rolę serce i nadal fantastycznie odgrywał Bonda, choć momentami wydaje się, że twórcy zapomnieli jaką drogę przebyła postać brytyjskiego szpiega w poprzednim filmie, ponieważ tu znów zachowuje się dość lekkomyślnie, likwidując ludzi, którzy posiadają cenne dla niego informacje.

Lokacje zmieniają się kalejdoskopowo, ale na szczęście pojawia się kilka znajomych twarzy – M, Felix Leiter oraz Mathis. Szczególnie relacja 007 z tym ostatnim mogła stać się jednym z ciekawszych wątków, ale nie do końca wykorzystano drzemiący w niej potencjał. „Casino Royale” nie potrzebowało żadnego sequela, bo to co nie zostało tam dopowiedziane spokojnie mogło takie pozostać, ale skoro postanowiono ciągnąć rozpoczęte wątki, teoretycznie powinniśmy dowiedzieć się więcej o tajemniczej organizacji, którą reprezentował pan White (Jesper Christensen). W kontynuacji Bond przez cały czas jest na jej tropie, ale w zasadzie, poza nazwą, nie poznajemy żadnych nowych szczegółów na jej temat (w przeciwieństwie do bohatera). Przez to cały film (najkrótszy w serii!) sprawia wrażenie nieco przydługiego epilogu do CR, zapychacza przed kolejną, pełnoprawną przygodą. Epilog generalnie zbędny, ale w gruncie rzeczy bezbolesny i przyjemny.

Wątek rozprawy z Quantum zostawiono więc na kolejne odsłony, natomiast tutaj skupiono się na próbach wymierzenia przez Bonda sprawiedliwości ludziom, którzy doprowadzili do dramatycznych wydarzeń z finału CR. Zemsta jest tu główną siłą napędową działań 007, ale została potraktowana zbyt ogólnikowo. To właściwie zarzut do całego „Quantum of Solace” – film posiada wszystkie składniki, by dorównać poprzednikowi, ale każdy z nich wymagałby doszlifowania. Mimo to, z czasem zacząłem coraz bardziej doceniać dwudziestą drugą przygodę Bonda i potrafię się na niej bawić.

7/10
Wszystko jest możliwe, niemożliwe zabiera tylko trochę więcej czasu.

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Bond - temat ogólny Grievous 1,429 123,685 14-04-2024, 08:14
Ostatni post: Ted



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości