The Nevers (HBO)
#1



Akcja serialu jest osadzona w wiktoriańskim Londynie i opowiada o grupie ludzi, głównie kobiet, którzy nagle zaczynają przejawiać nadprzyrodzone zdolności, nazywani są Dotkniętymi. Głównymi bohaterkami są Amalia True i  Penance Adair. Amalia prowadzi schronisko dla Dotkniętych, którzy są spychani na margines, traktowani jak przestępcy. No i widzi przyszłość, tzn ma krótkie przebłyski, które się pojawiają nagle, z zaskoczenia. Jej przyjaciółka Penance widzi energię, w tym elektryczną, dzięki czemu tworzy różne wynalazki, jak np. pojazd napędzany właśnie energią. Finansuje ich działalność stara panna Lavinia Bidlow, która porusza się na wózku inwalidzkim.

Jeśli macie skojarzenia z X-Menami, to nie dziwne, bo Joss Whedon mocno się inspirował (łagodnie mówiąc) mutantami z Profesorem X na czele. Zresztą też pisał komiksy o X-Menach, tylko w tym przypadku przeniósł pomysł o mutantach do epoki wiktoriańskiej w Anglii i dołożył elementy steampunka.

Przyznam, że czekałem na ten serial, bo mnie Joss Whedon, przynajmniej w serialach jeszcze nigdy nie zawiódł, zawsze gwarantował dobrą rozrywkę, mówię o jego hitowych produkcjach, ale też tych które przedwcześnie zakończono, ucięto, nie spotkały się z dobrym przyjęciem. Oczekiwałem steampunkowej produkcji z dużym budżetem i taką dostałem, bo już pilot napisany i wyreżyserowany przez Whedona wygląda fantastycznie. Jest klimat, rozmach (choć w późniejszych odcinkach wydaje mi się, że mniej kasy poszło na serial) i bohaterki, które od razu polubiłem.

Muszę przyznać jedno Whedonowi, że pisze takie postacie, że nawet jak dzieła, które tworzy mają jakieś wady, to się dalej chce oglądać, bo potrafi przywiązać emocjonalnie do bohaterek, i tak jest w tym przypadku. Laura Donnelly, którą znam z roli Jenny w Outlander robi świetną robotę, w roli energicznej wdowy i przywódczyni Dotkniętych. Szacunek też dla aktorki za sceny akcji, w których widać, że to ona pierze tyłki złym. Widać że aktorka przeszła odpowiednie przeszkolenie. Równie dobra jest Ann Skellly w roli Pennance. Jest to tak miła i urocza dziewczyna, że nawet jakby serial mnie znudził, to bym dla niej oglądał. Dla duetu głównych bohaterek, które kupiły mnie już w Pilocie będę dalej oglądał.

Wiadomo jakie produkcja miała problemy związane z Jossem Whedonem przez co serial został w drugiej połowie sezonu przejęty przez nieznaną mi scenarzystkę/producentkę Philippę Goslett, co raczej nigdy dobrze nie wróży przyszłości produkcji, jeśli showrunner zostaje wywalony albo sam odchodzi. Raczej kończy się na tym, że serial zostaje zlikwidowany, a nawet jak nie to kolejne sezony są jeszcze gorsze, co pokazał przykład 2 i 3 serii Amerykańskich Bogów, gdzie panował jeden wielki burdel za kulisami. Tylko że HBO ma taki 'problem', że pilota oglądało więcej widzów jak oczekiwali, a serialu prawie w ogóle nie reklamowali, czyli chyba uznali w HBO, że nie warto, serial do przekreślania, a na dodatek pilot serialu spotkał się z pozytywnym przyjęciem. No i kolejne odcinki miały wcale nie mniejszą ilość widzów jak pierwszy.

Przez epidemię sezon pierwszy podzielono na dwie części po 6 odcinków. Część druga, która nie wiem kiedy poleci, to już nie będzie serial Whedona, ale część pierwsza to wciąż serial twórcy Buffy, który napisał Pilota i wyreżyserował trzy z sześciu odcinków, w tym właśnie Pilota. Co do wad serialu to całość jest mocno przeładowana wątkami, np. mamy wątek polityczny, w którym ważną rolę odgrywa Lord Massen, który jest bardzo sceptycznie nastawiony wobec ludzi ze zdolnościami. Gra go Pip Torrens i jest idealny w tej roli. Angielski aktor jest specjalistą od tego typu ról, których może się nie lubi, ale szanuje się. No i też nie do końca jest to zły charakter. Jak już jestem przy obsadzie to The Nevers to jest najbardziej angielski serial HBO jaki widziałem. Nie licząc dwóch, trzech aktorów, w obsadzie mamy samych Szkotów, Irlandczyków, Anglików, nawet na drugim planie.

Oprócz wątku politycznego mamy też wątek kryminalny, czyli detektywa związanego z jedną z dziewczyn, jest też wątek półświatka londyńskiego, jest wątek domu publicznego, w którym wykorzystuje się osoby z super zdolnościami, jest wątek amerykańskiego chirurga, który eksperymentuje na Dotkniętych. No i jeszcze kilka innych pobocznych, a skoro dużo wątków to i dużo postaci się pojawia. Oprócz głównych bohaterek i Lorda granego przez Pipa, ważnymi bohaterami są Maladie, która uważana jest za niestabilną, lekarz pracujący dla głównej bohaterki i pomagający jej w ośrodku,  arystokratę z obsesją na punkcie seksu, króla żebraków,  brata Lavini Bidlow i policjanta z tajemnicą. Większość tych postaci grają znane twarze, tylko że postaci jest tak dużo,  że nie każda/każdy aktorka/aktor dostaje odpowiednio dużo czasu, żeby zbudować interesującą postać. Zwłaszcza widać to po większości Dotkniętych mieszkających w sierocińcu, o których nic nie wiem, nawet nie wiem jak mają na imię. Kojarzę jedynie dużą dziewczynę oraz prostytutkę, która ma zdolność taką, że przy silnych emocjach ludzie mówią jej prawdę. No i kobietę o anielskim głosie (w tej roli dziewczyna, którą kojarzę z Poldarka).

A czym dłużej serial trwa i przez ilość pobocznych wątków, to coraz trudniej wyodrębnić główny wątek, poza walką kobiet z politykami, rasizmem i pokazaniem, że nie stanowią zagrożenia, ale główne bohaterki są tak interesującymi postaciami, że przykuwają uwagę. Podobnie jak serial, który jest zrobiony na bogato. Scenografia i kostiumy robią wrażenie, podobnie jak efekty specjalne dają radę. Pochwalić muszę też specjalistów od scen akcji. Nie chodzi tylko o te momenty, w których laski piorą facetów po tyłkach, które wyglądają całkiem dobrze, ale też są sceny akcji, na które jest pomysł, jak sekwencja walki Amalii w jeziorze z wielkim facetem.

Sekwencja jest tak dobrze nakręcona i z pomysłem, że obejrzałem materiał zza kulis, bo byłem ciekaw w którym momencie aktorkę zastąpiła kaskaderka i gdzie dodano efekty specjalne. A jak już jestem przy materiałach zza kulis, to jednak żenujące jest, że Jossa Whedona nie ma w tych materiałach, nawet nie jest wymieniony przez nikogo z ekipy, pewnie wycięto te momenty. Traktuje się go tak, jakby był Charlesem Masonem, albo Tedem Bundy, jakby kogoś zamordował, a okazał się  być dupkiem, jak pewnie większość ludzi z Hollywood. Rozumiem, że teraz lepiej o nim w ogóle nie mówić, albo mówić tylko źle, ale ja doceniam go za pracę jaką wykonał w serialu (i za poprzednie dzieła jakie stworzył).

Serial jak już napisałem jest przeładowany wątkami i postaciami przez co ginie czasami główny wątek, ale Whedon stworzył tak ciekawe postacie między, którymi jest chemia, laski mają charakter, są dobre whedonowe dialogi i są też momenty w których bawi się Whedon oczekiwaniami widzów (mam na myśli choćby wątek żeńskiego odpowiednika Profesora X), że nie potrafię zjechać ten serial, mam do The Nevers sporo sympatii mimo wad. No i jak to Whedon potrafi walnąć takim chamskim cliffhangerem, jakie pamięta się choćby z Buffy.

W serialu o pogromczyni wampirów był taki jeden moment związany z Willow, po którym serial poszedł w historię z Dark Phoenix Saga (jedyna udane przeniesienie tej historii do dzieła filmowego). To co poprzedza tą historię z Willow, jedną z najlepszych w całej Buffy, to jeden z najbardziej chamskich zagrań, jakie widziałem w serialach, po którym ciężko było się pozbierać. No i podobnie jest w końcówce chyba trzeciego odcinka, gdzie dostałem typowego cliffhangera dla Whedona, którym znowu pozamiatał mną emocjonalne. Zadziałało to co zrobił, bo polubiłem tą konkretną postać, mimo tego, że to nie była pierwszoplanowa postać, tylko z trzeciego planu.

W The Nevers ma miejsce kilka zwrotów akcji, zwłaszcza w odcinku piątym i szóstym, który jest finałem pierwszej połowy. Nie dałem się nabrać na zwrot akcji z szóstego odcinka, bo czytałem teorie fanów i widzowie odkryli ten twist już kilka tygodni temu, chyba po pilocie już były takie teorie. I nawet podoba mi się ten zwrot akcji. Finał pierwszej części sezonu nie był bez wad, podobnie jak poprzednie odcinki, ale na tyle dobrze się bawiłem na nim, tak jak na pozostałych pięciu epizodach, że żałuję, że teraz trzeba czekać nie wiadomo jak długo na drugą połowę sezonu.

Pierwszą część ogląda się trochę jak prolog do większej historii, jest jak ustawianie pionków na szachownicy, jakby serial powoli budował świat, który ciekawie może się rozwinąć w przyszłości. Mam nadzieję, że pod nowym kierownictwem serial zyska, czyli naprawią wady produkcji, a nie skończy The Nevers jak większość seriali, w których wywalono showrunnera, bo za bardzo polubiłem ten świat i tych bohaterów. Na zachętę dam za pierwszą połowę 6+/10.

P.S. Zapomniałem wspomnieć o muzyce Marka Ishama, która mi się MEGA podoba, nie tylko główny motyw.

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  








Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości