(27-02-2007, 19:05)Mierzwiak napisał(a): Nigdy nie byłem fanatykiem Terminatorów Camerona
Okazuje się, że nie widziałem T2 ponad dekadę, i to chyba nawet sporo, do tego nie wiem kiedy ostatnio miałem kontakt z wersją kinową. Po rewelacyjnie zremasterowanym T1 na BD obiecałem sobie, że nie powtórzę T2 dopóki i ten nie zostanie należycie zremasterowany. Nie został, bo Cameron najwyraźniej ma to w nosie (pod względem kolorystyki, detali i rozpiętości tonalnej wydanie UHD i tak jest najlepszym możliwym, choć nie jest to jakość jakiej należałoby oczekiwać po tytule takiego kalibru), a ja chciałem w końcu powtórzyć sobie ten film, a że na iTunes można wypożyczyć za 2,99 zł...
Perfekcyjne kino, blue print dla wszystkiego, co powstało później. Tak, szkielet fabularny jest ten sam co w T1, ale Cameron tak samo jak w Aliens poszedł w zupełnie inną stylistykę, klimat, tempo, gatunek. T2 inny jest też tematycznie, co narzuca już sama obecność młodego Johna - jego relacja z matką, motyw ojca którego nigdy nie miał i Terminator, maszyna z którą nawiązał przyjacielsko-synowską relację to coś, czego wcześniej nie było więc nie ma mowy o wrażeniu oglądania remake'u i powtórki z rozrywki.
Inna jest też, przynajmniej w drugim akcie, stawka - tam gdzie w T1 chodziło o ochronę Connor by mogła dać życie przyszłemu przywódcy, tak w T2 dochodzi motyw zmiany przyszłości. Bohaterowie nie są więc tak pasywni jak w T1; to nie zarzut, tak po prostu jest, bo ich działania podporządkowane są przede wszystkim ucieczce przed Terminatorem. Tutaj jest nieco inaczej - też jest ucieczka przed T1000, ale bohaterowie podejmują aktywne działania niezależnie od tego, że ściga ich zabójca z przyszłości. Najpierw John decyduje by odbić mamę z zakładu, później Sara chce zabić Dysona, a następnie wszyscy udają się do Cyberdine. Rewelacja.
Zajebistych momentów jest tu całe mnóstwo, ale trzy rzeczy w T2 uważam za wyjątkowo natchnione, niesamowite, doskonałe, genialne:
- Czołówka. Muzyka Fiedela i trawiony ogniem plac zabaw. Tak prosty, a jednocześnie niesamowicie sugestywny obraz. Wow.
- Ta scena, w której Janelle rozmawia przez telefon z Johnem, Todd pije mleko z kartonu i mówi o szczekającym psie, spojrzenie Janelle, przekłada słuchawkę z lewej do prawej ręki i widać, że lewą ręką zrobiła coś poza kadrem, czemu towarzyszy odgłos uderzenia. Rozmowa się kończy, odkłada słuchawkę, kamera ukazuje jej wyciągniętą rękę przechodzącą w metalowe ostrze przebite przez karton z mlekiem i usta Todda. Mistrzostwo.
- Sen Sary. Każda jego sekunda, na czele z podmuchem, który odziera ją z ciała i zamienia w szkielet. Fakt że zrobiono to praktycznie sprawia, że efekt jest przerażająco namacalny, brutalny.
Dla zabawy i dania prztyczka w nos perfekcjoniście Cameronowi muszę mu wytknąć dwie rzeczy. Może padły już w tym temacie, może w internecie ktoś już o tym pisał lata temu i odkrywam Amerykę, nie wiem, ale nigdy wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi:
- T-101 mówi Johnowi, że T-1000 może imitować każdego, z kim wszedł w kontakt fizyczny. OK, ale jak to się stało, że przybrał postać strażnika w szpitalu? Facet przeszedł po nim, więc miał kontakt tylko z jego butami.
- W trakcie nocnej jazdy samochodem ze szpitala gdy T-101 gasi światła John pyta go, czy wszystko widzi. Ten odpowiada, że tak i dostajemy widok z jego oczu gdy używa opcji wzmocnienia obrazu. Mimo to później trzyma sobie świetlówkę gdy zszywa Sarze ranę.
Eat this, James! 10/10
17-11-2019, 14:02