Raya i ostatni smok
Odkąd Disney przerzucił się na CGI, ma jakiś kłopot, żeby dorównać starym klasykom. W latach 2010-2014 wyglądało na to, że wreszcie załapał, jak to należy robić ("Zaplątani", "Ralph Demolka", "Kraina Lodu" - to było na poziomie), ale wszystkie ich późniejsze animacje po mnie totalnie spłynęły. Ale że lubię azjatyckie klimaty, to wybrałem się na "Rayę". No i niestety tendencja została utrzymana - jest w porywach tak sobie.
Podobał mi się projekt smoczycy, no i podobał mi się projekt świata - scenerie są naprawdę malownicze i chętnie obejrzałbym jakiś lepszy film, który by się w nich rozgrywał.
Niestety sama fabuła to taki schemat, że można się załamać. Naprawdę, ganianie z miejsca na miejsce i kompletowanie jakiegoś artefaktu? Nadal ktoś opiera filmy na takim szkielecie? Że grozi nam jakieś zło, ale wystarczy skompletować i poskładać jakąś rzecz, a zagrożenie zostanie zażegnane? Jak widać, nadal stosuje się te chwyty. Fabuła wygląda tak: Raya przenosi się z lokacji do lokacji, zdobywając kawałki artefaktu, a na końcu .
Historia jest prosta jak budowa cepa, sztampowa do bólu, poskładana z gotowców, bez zaskoczeń, bez ciekawych postaci - nie uwierzę, że ktoś nad tym myślał dłużej niż minutę. Nie widać, żeby komukolwiek zależało na opowiedzeniu czegoś choć odrobinę oryginalnego.
Ta fabularna prostota to jedna z bolączek współczesnego Disneya. Podobnie rzecz wyglądała z "Vaianą" - ot, dwie osoby na tratwie płynęły do jakiegoś miejsca, żeby coś tam oddać. I tyle.
Oczywiście nawet na słabym fabularnym szkielecie można oprzeć dobry film, ale trzeba wtedy położyć na coś większy nacisk, postarać się wymaksować inne jego aspekty. A w "Rayi", jak to u współczesnego Disneya, wszystko jest jakieś takie bezpłciowe, na pół wypieczone.
Na przykład humor. Niby jest, ale nie bawi. W całym filmie tylko raz uśmiechnąłem się pod nosem. Co się stało z disnejowskim humorem? Jeszcze w "Zaplątanych" i "Krainie Lodu" miał się dobrze, a teraz wygląda słabowicie.
Albo postacie. Aż się prosiło o wyrazistych bohaterów. Niestety poza smoczycą reszta postaci po prostu sobie jest. W filmie mamy skłócone nacje i ekipa Rayi składa się z przedstawicieli tych zwaśnionych narodów. Film byłby wyrazistszy, gdyby odnosili się do siebie ze zrozumiałą nieufnością i dopiero w trakcie wspólnych przygód nauczyli się ufać sobie i polegać na sobie nawzajem (zaufanie jest głównym tematem filmu i morałem wciskanym uparcie widzowi przez gardło). Zantagonizowana grupa bohaterów uczyniłaby ten film lepszym - lepiej podkreśliłaby przesłanie, a do tego dałaby możliwości do ciekawszych interakcji między postaciami i jakichś komediowych słownych utarczek. Film mógłby tylko zyskać. Ale nie, wszyscy towarzysze Rayi bez szemrania przyłączają się do jej drużyny i w ogóle mało wchodzą ze sobą w interakcje - pozostają tak bezosobowi jak cały ten film.
Są też pewne kwestie, których nie rozumiem, i nie wiem, czy rozumieją je scenarzyści:
Animowane fantasy w azjatyckich klimatach - brzmi jakby był tu potencjał. Ale jeśli szukacie czegoś, gdzie ten potencjał jest wykorzystany, to sięgnijcie po "Awatara: Legendę Aanga", bo "Raya i ostatni smok" wam tego nie da.
Odkąd Disney przerzucił się na CGI, ma jakiś kłopot, żeby dorównać starym klasykom. W latach 2010-2014 wyglądało na to, że wreszcie załapał, jak to należy robić ("Zaplątani", "Ralph Demolka", "Kraina Lodu" - to było na poziomie), ale wszystkie ich późniejsze animacje po mnie totalnie spłynęły. Ale że lubię azjatyckie klimaty, to wybrałem się na "Rayę". No i niestety tendencja została utrzymana - jest w porywach tak sobie.
Podobał mi się projekt smoczycy, no i podobał mi się projekt świata - scenerie są naprawdę malownicze i chętnie obejrzałbym jakiś lepszy film, który by się w nich rozgrywał.
Niestety sama fabuła to taki schemat, że można się załamać. Naprawdę, ganianie z miejsca na miejsce i kompletowanie jakiegoś artefaktu? Nadal ktoś opiera filmy na takim szkielecie? Że grozi nam jakieś zło, ale wystarczy skompletować i poskładać jakąś rzecz, a zagrożenie zostanie zażegnane? Jak widać, nadal stosuje się te chwyty. Fabuła wygląda tak: Raya przenosi się z lokacji do lokacji, zdobywając kawałki artefaktu, a na końcu .
Historia jest prosta jak budowa cepa, sztampowa do bólu, poskładana z gotowców, bez zaskoczeń, bez ciekawych postaci - nie uwierzę, że ktoś nad tym myślał dłużej niż minutę. Nie widać, żeby komukolwiek zależało na opowiedzeniu czegoś choć odrobinę oryginalnego.
Ta fabularna prostota to jedna z bolączek współczesnego Disneya. Podobnie rzecz wyglądała z "Vaianą" - ot, dwie osoby na tratwie płynęły do jakiegoś miejsca, żeby coś tam oddać. I tyle.
Oczywiście nawet na słabym fabularnym szkielecie można oprzeć dobry film, ale trzeba wtedy położyć na coś większy nacisk, postarać się wymaksować inne jego aspekty. A w "Rayi", jak to u współczesnego Disneya, wszystko jest jakieś takie bezpłciowe, na pół wypieczone.
Na przykład humor. Niby jest, ale nie bawi. W całym filmie tylko raz uśmiechnąłem się pod nosem. Co się stało z disnejowskim humorem? Jeszcze w "Zaplątanych" i "Krainie Lodu" miał się dobrze, a teraz wygląda słabowicie.
Albo postacie. Aż się prosiło o wyrazistych bohaterów. Niestety poza smoczycą reszta postaci po prostu sobie jest. W filmie mamy skłócone nacje i ekipa Rayi składa się z przedstawicieli tych zwaśnionych narodów. Film byłby wyrazistszy, gdyby odnosili się do siebie ze zrozumiałą nieufnością i dopiero w trakcie wspólnych przygód nauczyli się ufać sobie i polegać na sobie nawzajem (zaufanie jest głównym tematem filmu i morałem wciskanym uparcie widzowi przez gardło). Zantagonizowana grupa bohaterów uczyniłaby ten film lepszym - lepiej podkreśliłaby przesłanie, a do tego dałaby możliwości do ciekawszych interakcji między postaciami i jakichś komediowych słownych utarczek. Film mógłby tylko zyskać. Ale nie, wszyscy towarzysze Rayi bez szemrania przyłączają się do jej drużyny i w ogóle mało wchodzą ze sobą w interakcje - pozostają tak bezosobowi jak cały ten film.
Są też pewne kwestie, których nie rozumiem, i nie wiem, czy rozumieją je scenarzyści:
Animowane fantasy w azjatyckich klimatach - brzmi jakby był tu potencjał. Ale jeśli szukacie czegoś, gdzie ten potencjał jest wykorzystany, to sięgnijcie po "Awatara: Legendę Aanga", bo "Raya i ostatni smok" wam tego nie da.
Życie to nie tylko filmy, więc prowadzę sobie blog o książkach:
https://mowisietrudno.blogspot.com
https://mowisietrudno.blogspot.com
21-07-2021, 18:06 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21-07-2021, 18:10 przez al_jarid.)