[srebrnik]

Zmusić nie zmusisz, ale możesz sprawić, żeby się interesowali. W 2007 roku też pewnie absurdalnie by brzmiało pytanie, czy hitem będzie 3h film o ekipie gości z super mocami, co chcą uratować świat przed szalonym kosmitą.

My tu rozmawiamy jako dość świadomi widzowie, ale jednak większość publiki taka nie jest. Tak jak mówiłem - na temat biznesu filmowego można spojrzeć z dwóch stron. Z jednej oczywiście jest tak, jak Ty twierdzisz. Widzowie wolą Iron Mana, niż kolejnego mafioza. Tylko tutaj można spojrzeć dalej. Wolą czemu? Bo im go dano, a następnie nie pozwolono zapomnieć. Gdyby od lat (wiem, że to abstrakcja totalna, ale chodzi o przykład) katowano we wszystkich mediach ludzi reklamami filmów gangsterskich, tworzono wokół premiery każdego filmu tego typu atmosferę wielkiego wydarzenia, promowano to jako coś, co trzeba koniecznie zobaczyć, to te filmy by miały takie same wyniki? To jest ta druga strona. Ten rynek nie jest taki prosty, że ludzie chodzą i wybierają, co wolą. Zresztą w ogóle świat taki nie jest. Kampanie marketingowe czy wyborcze mają jednak wpływ na wyniki finalne, tego co promują.

Może to jest to, o co chodzi Scorsese? Może jego boli to, że to filmy superhero powstały, przyjęły się i są tak mocno pompowane. Można pewnie uznać, że to mało ambitne z jego strony, ale gdzieś tam zdaje sobie sprawę, że przykładowy "The Irishman" przegra z przykładowym "Endgame", ale gdyby tego drugiego nie było wcale, to by przegrać nie miał z kim.

Kto wie. Gdyby boom na komiksy w kinie miał miejsce w latach 70. to "Taxi Driver" by nigdy nie powstał. Może to jest to, co go boli.