Ankieta: Jak oceniasz film?
10/10
9/10
8/10
7/10
6/10
5/10
4/10
3/10
2/10
1/10
Wpisać twórców do notatnika!
[Wyniki ankiety]
 
Uwaga: To jest publiczna ankieta, więc każdy może zobaczyć na co zagłosowano.





Death Note (Netflix)
#41
(26-08-2017, 23:16)zombie001 napisał(a): Czy to nie zabawne, że postąpiłbyś jak producenci z WB? :P
Ale ja bym tak nie postąpił, po prostu w tym konkretnym scenariuszu jest on imo zbędny :)

Swoją drogą czy Death Note nie był u nas emitowany na kultowym Hyperze? Wydaje mi się że widziałem jakieś fragmenty.

Odpowiedz
#42
(26-08-2017, 20:12)Mierzwiak napisał(a): Crov, nie chce mi się nawet odpowiadać bo po raz kolejny mamy sytuację w której ty i tylko ty zrozumiałeś film a na praktycznie wszystko co ktoś napisze masz dokładnie odwrotne zdanie. Where's the fun in that? :)
Wierze, że jesteś zmęczony odpowiadaniem mi, więc spoko - nie musisz. Przepraszam, że cię męczę próbą rozmowy. Wierze też, że dyskusja byłaby ciekawsza, gdybyśmy mieli to samo zdanie i mogli się poklepać po pleckach prześcigając w złośliwościach na temat filmu. ;) Ale niepotrzebnie stawiasz chochoła teraz. Jedyne, co w tym filmie wymaga zrozumienia to intencje autora. Jeżeli wydaje Ci się np. że aktorstwo w scenie z diabelskim młynem miało być na serio no to ostentacyjnie ignorujesz coś, co reżyser pokazuje od początku filmu. Nie bez powodu przecież towarzyszy temu wszystkiemu szalenie melodramatyczna muzyka o miłości. :) Przypominam: w scenie na młynie leci ten kawałek :)



Gdyby to był pierwszy film Wingarda, który robi coś takiego to byłoby tutaj większe pole do polemiki, ale tak nie jest. To przynajmniej trzeci jego film, który jest jednocześnie poważny, przerysowany i żartuje z siebie.

Bo to jak uważać, że Aldo Raine w "Inglorious Basterds" nie miał być zabawny w tym, jak gra go Brad Pitt. Nie bawi cię śmiesznie mówiący Brad Pitt? Spoko, ale krytykowanie, że gra groteskowo, bo chciałbyś, żeby grał poważnie jest trochę kulą w płot. I tyle.


Swoja drogą, obejrzałem pierwszy odcinek "Death Note". Zapowiada sie szalenie pretensjonalnie, ale zobaczymy co dalej. :)

Odpowiedz
#43
Crov, nie widziałem jeszcze Death Note ale to brzmi identycznie jak scena z restauracji z The Guest z granatami - tam też w tle jest pełne patosu wycie o miłości, bohater z poważną, smutną miną atakuje, a ja nie rozumiem jak można nie widzieć zamysłu stojącego za tym. 

Odpowiedz
#44
Ale dlaczego wybrano przedstawienie tej historii w groteskowy sposób? Przecież pasuje to jak pięść do nosa. Bękarty są groteskowe choćby po to aby zadziałał finał jak i aby pociągnąć fantazję o żydowskim komando. Jak taki a nie inny wybór formy artystycznego wyrazu w pozytywny sposób służy historii?

Odpowiedz
#45
(27-08-2017, 15:19)Szaman napisał(a): Jak taki a nie inny wybór formy artystycznego wyrazu w pozytywny sposób służy historii?
IMO dzięki temu stworzył zabawny dziwny film. Tu raczej nie ma co się doszukiwać jakiejs wielkiej filozofii. Żeby było jasne: ja mówie o autorskiej wizji, ale nie mam tutaj na myśli, że Wingard jest wielkim powaznym artystą i opowiada tutaj niewiadomo co. :) Po prostu dla mnie to wprost wygląda na zabawę swoim filmem i pasuje do filmografii reżysera.

Myslę, że obranie takiej drogi wynika z kilku czynników:

1) jest pierdyliard adaptacji "Death Note" (był nawet musical!) - samych filmów aktorskich jest bodajże PIĘĆ, więc to materiał gotowy do reinterpretacji, bo po co powtarzać?

2) Wingard chciał zrobić coś bardziej autorskiego

3) obejrzałem zaledwie pierwszy odcinek anime, ale ono jest cholernie pretensjonalne i melodramatyczne - tylko chyba na serio. Jednocześnie nie wydaje mi się, że Wingard próbował zrobić parodię oryginału, tak jak nie próbował zrobić parodii "The Guest" w zabawnych scenach "The Guest". Nie wiem jak to określić, ale własnie najbliżej pasuje tutaj porównanie do zabawy jaką Tarantino uprawia w swoich filmach.

(27-08-2017, 15:15)Snuffer napisał(a): Crov, nie widziałem jeszcze Death Note ale to brzmi identycznie jak scena z restauracji z The Guest z granatami - tam też w tle jest pełne patosu wycie o miłości, bohater z poważną, smutną miną atakuje, a ja nie rozumiem jak można nie widzieć zamysłu stojącego za tym. 
Tak! :) Tylko tutaj bohaterowie lecą na tej samej nucie, co bombastyczna piosenka o miłości. :)

Odpowiedz
#46
(27-08-2017, 15:15)Snuffer napisał(a): Crov, nie widziałem jeszcze Death Note ale to brzmi identycznie jak scena z restauracji z The Guest z granatami - tam też w tle jest pełne patosu wycie o miłości, bohater z poważną, smutną miną atakuje, a ja nie rozumiem jak można nie widzieć zamysłu stojącego za tym. 
Tylko, że tutaj to kompletnie nie działa i wydaje się być od czapy. Zwłaszcza, że ci bohaterowie są tak kartonowi, że osadzenie ich w jakiejkolwiek konwencji - prześmiewczej czy nie - nic nie dodaje.

Zresztą, retro styl Wingarda średnio się sprawdza w przypadku tej konkretnej historii. Ten ejtisowy feel jest spoko, ale o ile w przypadku takiej fabuły jak The Guest sprawdził się znakomicie, tak przy mangowej adaptacji, takiej jak tutaj, wywołuje ostry dysonans, w najlepszym wypadku wzruszenie ramion.

Poza tym, stylizacja stylizacją, ale ten film wypierdala się przede wszystkim na scenariuszu. Nie ma tutaj bohaterów, którymi warto by się przejąć, nie ma żadnego konfliktu, ciekawego pojedynku, wciągającego śledztwa, nie ma rytmu, nie ma emocji, kult, jaki rośnie wokół Kiry, to kwestia dosłownie 10 minut i już wpada L, akcja niby cały czas gna do przodu, ale nie dzieje się nic ciekawego, historia sprawia wrażenie mocno pociętej. Owszem, fajnie sobie przygrywa Ross, fajnie jeżdzi kamerka, ale niestety nie są w stanie przykryć jak bardzo niedopracowana i miałka jest ta fabuła. Idealnie tutaj pasuje stare filmowe porzekadło - z dobrego scenariusza da się zrobić zły film, ale ze złego nie zrobi się dobrego filmu.

Odpowiedz
#47
@Crov
Nie chodzi o posiadanie tego samego zdania, chodzi o twoją przewidywalną reakcję. Tylko ty załapałeś konwencję, tylko ty rozumiesz film i intencje reżysera. Nie jest to pierwszy raz kiedy stawiasz się na takiej pozycji, a mnie taka rozmowa nie bawi, bo z twoim podejściem nie dojdziemy do żadnych wniosków skoro z miejsca traktujesz współrozmówcę jak gorszego od siebie. To nie jest starcie opinii, tylko tego że ty - jak ci się wydaje - masz klucz do tego filmu, a ja nie. Podobało ci się? Fajnie, ale daruj sobie to pretensjonalne mędrkowanie.

W Inglourious Basterds Brad Pitt konsekwentnie, od początku do końca gra W TEN SAM SPOSÓB, jest to również postać spójna na poziomie scenariusza. To samo tyczy się Christophera Waltza czy kogokolwiek innego w tym filmie.

Intencje Wingarda naprawdę mnie nie obchodzą, skoro efektem jest chujowo zagrany, napisany i wyreżyserowany film, czyli dokładne przeciwieństwo Bękartów wojny skoro już tak bardzo chcesz używać tego przykładu.

Tarantino panuje nad każdą sceną, bo jest utalentowanym twórcą który wie czego chce i co robi. Dlatego wychodzą mu dobre filmy, a nawet jak powinie mu się noga (H8ful Eight) to wciąż jest to poziom nieosiągalny dla beztalenci pokroju Wingarda.

W tle sceny na diabelskim młynie leci sobie pioseneczka, aktorzy szarżują i heheszki, bo to tylko taka postmodernistyczna zabawa? Zajebiście, szkoda że to kolejna scena w której Wingard znowu przełącza konwencję na coś niespójnego z resztą filmu, czy może raczej niepasującego do tej historii, której potencjał koncertowo zarżnięto już na poziomie skryptu.

Odpowiedz
#48
U Wingarda widzę takie podejście: teraz mnie wyśmieją, ale za 20 lat zostanę na pewno odkryty jako twórca kultowy i będę palił trawkę w banknotach. Dlatego gdy dostaje temat na nastrojowy horror z grą dźwięków i cieni robi horror hałaśliwy i jak najbardziej efekciarski. Gdy dostaje tak naprawdę kolejną wariację na temat "co zrobiłbyś, gdybyś mógł zabić Hitlera?" robi z tego popkulturową zgrywę. On rozmija się z sednem własnych historii, na siłę widzi większą wartość w drodze pod prąd, niż udowadnianiu, że jest solidnym rzemieślnikiem. Samo w sobie byłoby to ciekawe, ale akurat jego prowadzi na kompletne manowce.

Odpowiedz
#49
Mierzwiak, nie chce mi się nawet odpowiadać bo po raz kolejny mamy sytuację w której ty i tylko ty zrozumiałeś film a na praktycznie wszystko co ktoś napisze masz dokładnie odwrotne zdanie. Where's the fun in that? :)

Szaman napisał(a):U Wingarda widzę takie podejście: teraz mnie wyśmieją, ale za 20 lat zostanę na pewno odkryty jako twórca kultowy i będę palił trawkę w banknotach
U Tarantino też widzisz takie podejście? Bo ja w ich filmach widze głównie zabawę kinem i szczerą wizję, nie zawsze udaną, ale autorską.

Cytat:Gdy dostaje tak naprawdę kolejną wariację na temat "co zrobiłbyś, gdybyś mógł zabić Hitlera?" robi z tego popkulturową zgrywę.
1) skoro dostaje kolejną wariację to po co robić ją tak samo?
2) Tarantino też mógłby zrobić na powaznie film o grupie Żydów, którzy leca zabić Hitlera. Tylko czy musi?
3) po co kolejne "Death Note", które jest poważne jak serial, skoro jest już serial i multum adaptacji (tj. zakladam, ze są wierne)?

Odpowiedz
#50
Tarantino bierze stereotyp Żyda-ofiary i zaczyna się nim bawić. Zaczynając od cech fizycznych, gdzie upraszczając Woody Allen jest zastąpiony Bradem Pittem, a kończąc na podejściu do kwestii przemocy i odwetu. Przechodzi przez kolejne stopnie fantazji zaczynając od tej zabawy i w naturalny sposób prowadzi go to do finałowej fantazji ostatecznej, gdzie może zabawić się z powszechnie znanym faktem historycznym i wyjść z tej próby zwycięsko. U Wingarda zabawa polega na wplataniu lat 80-tych tam gdzie wpadną niespodziewanie niczym hiszpańska inkwizycja. Nie mam poczucia, że on dociera ze swoim Death Note do jakiegoś celu, oprócz posmaku wygłupu.

Odpowiedz
#51
@Crov
Tylko że z nas dwóch to ty kreujesz się na ynteligenta rozumiejącego ten film, ja po prostu piszę o tym dlaczego uważam go za zły. Myślałem że czytasz moje posty skoro na nie odpowiadasz? Używając przeciwko mnie mojej własnej wypowiedzi rozminąłeś się w tym przypadku z logiką.

Tak czy siak miło że się odniosłeś (bo ja tak), no i dzięki za ten opis character arcu Lighta i wyjaśnienie o czym jest ta historia. Dobrze się czytało :)

Odpowiedz
#52
(27-08-2017, 15:49)Szaman napisał(a): U Wingarda zabawa polega na wplataniu lat 80-tych tam gdzie wpadną niespodziewanie niczym hiszpańska inkwizycja. Nie mam poczucia, że on dociera ze swoim Death Note do jakiegoś celu, oprócz posmaku wygłupu.
Motyw lat 80-ych jest ostatnią rzeczą, o jakiej myśle pisząc o zabawie w filmie (w ogóle wplatania lat 80-ych wcale tutaj nie ma wiele). Nie chodzi o pojedyncze gagi (bo może gdyby było ich więcej to więcej ludzi załapałoby konwencje), ale ogólny klimat filmu. Zabawa w tym filmie to jego melodramatyczność, dziwność i nietypowość. To specyficzne ujęcia kamery, to przerysowany L wpieprzający draże, to groteskowe krzyki Lighta, to to:

[Obrazek: DIHkodeXYAAmTo1.jpg:large]

:)

Mierzwiak napisał(a):Nie jest to pierwszy raz kiedy stawiasz się na takiej pozycji, a mnie taka rozmowa nie bawi, bo z twoim podejściem nie dojdziemy do żadnych wniosków skoro z miejsca traktujesz współrozmówcę jak gorszego od siebie.
Gdybym traktował cię jako gorszego to bym tobie nie odpowiadał. Przykro mi, że tak to odebrałeś rozmawiajac ze mną, ale nie miałem takiej intencji. Przepraszam. Przecież nie mowie, że jesteś głupi, bo nie czujesz klimatu. Nie podoba mi sie, ze się wyzłośliwiasz, ale rozumiem, ze masz taką potrzebe. Niemniej staram się Tobie odpowiadac tylko mnie też męczy, jeżeli dewaluujesz co napiszę, bo to "pretensjonalne pierdolenie" albo "nawet ci sie nie chce odpowiadac".

Ja nie wiem, co Tobie wiecej napisac niż to, że intencje reżysera były dokładnie takie - by krzyk Lighta był bekowy. By scena na młynie była melodramatyczna i bekowa. Cała atmosfera filmu taka jest. Jeżeli tego nie czujesz no to nie czujesz - spoko. Nie uwazam, ze jestes glupszy czy gorszy przez to. Dyskutuje nie po to, zeby Cię poniżyć tylko po to, zeby pokazac Ci, ze ten film jest naprawdę ciekawy wlasnie, dlatego że jest dziwny. Moj penis jest na tyle maly, ze ponizaniem ludzi w internecie go nie powieksze. :) Wiec licze, ze moze zamiast patrzec na film jak na nieudaną próbę powaznego thrillera, ktoś spojrzy na to w inny sposob i dostrzeże ten styl, który Wingard prezentował już wcześniej.

Ale spoko, nie będę cię meczył. Wybacz, jeżeli poczułeś się urażony.

Odpowiedz
#53
Cytat:multum adaptacji (tj. zakladam, ze są wierne)?

Widziałem tylko pierwszą aktorską adaptację, po której odpuściłem już sobie sequele. Paździerz tak jak film Wingarda, ale z nieco innych powodów.

Odpowiedz
#54
@Crov

Odpowiedz
#55
Death Note to nie jestem temat do reinterpretacji, bo tak naprawdę ta historia żyje trzema bohaterami których każdy element charakteru jest istotny i jeśli coś się w nich zmienia to powoli ta maszyna zaczyna tracić siłę napędową.

Ta historia nie stała się kultowa ze względu na sam pomysł notatnika i bogów śmierci, tylko ze względu na nietuzinkowych bohaterów i bez nich ta historia nie miała by sensu, jeśli ktoś olewa to i tworzy jednowymiarowe postacie bawiące się notatnikiem śmierci no to nic dziwnego, że film okazał się mierny.

Odpowiedz
#56
Nie oglądałem anime, ale oddzielnie ten film również się niczym specjalnym nie broni. Zgadzam się z wcześniejszą oceną Szamana. Ktoś musi Wingardowi powiedzieć, że wcale nie będzie cool gościem biorąc każdy temat i wbijając te ściery z lat 80 z nutą groteski. Ani nie angażuje, ani nie bawi.

Dobrze, że chociaż była Margaret Qualley, bo lubię na nią patrzeć.

Odpowiedz
#57
Film do zapomnienia, dla mnie liczy się tylko MacDowellówna :D ... zresztą, chyba widac po avku ;)

[Obrazek: tumblr_ovmd2b8A9t1vim9ixo1_540.png]


Odpowiedz
#58
Pewnie nie każdy zagląda do tematu o anime, wiec zostawie tutaj tylko esencjonalną dla oryginału scenę, której jednak bardzo mi brakuje w filmie. :) Widząc jak złe jest anime, jestem tym bardziej pod wrażeniem filmu Wingarda.


Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Kajko i Kokosz (Netflix, 2021- ) military 38 10,343 06-02-2022, 14:06
Ostatni post: OGPUEE



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości