Dwunastu gniewnych ludzi (1957)
#21
Fenomenalny film. Dwunastu facetów gada przy jednym stole, a ogląda się z większym napięciem niż filmy akcji. Świetne aktorstwo, świetna reżyseria, świetne dialogi. Aż muszę obejrzeć remake, żeby zobaczyć co spieprzyli.:)

Odpowiedz
#22
Ruskie niczego nie spieprzyli. Rosyjska wersja tak samo trzyma w napięciu jak oryginał. No może mniej... bo jak się widziało oryginał to zna się zakończenie, więc ogląda się to z mniejszymi emocjami. Jestem jednak pewna, że jak ktoś najpierw spotyka się z wersją rosyjską bez znajomości pierwowzoru to jest równie zachwycony. :)

Odpowiedz
#23
Ale był jeszcze remake telewizyjny ;) Choć też dobry
Don't play with fire, play with Mefisto...
http://www.imdb.com/user/ur10533416/ratings

Odpowiedz
#24
A to nie wiedziałam. Znam tylko oryginał i wersję rosyjską, która jest praktycznie kalką pierwowzoru. :]

Odpowiedz
#25
Remake telewizyjny, tak jak wspomniałem już wcześniej ja i Mental, jest równie dobry jak oryginał. Po za tym w obsadzie m.in. George C. Scott, Armin Mueller-Stahl, James Gandolfini i Jack Lemmon. Ja ze swojej mańki polecam zapoznać się ze wszystkimi trzema wersjami.

Odpowiedz
#26
W telewizyjnej to ponoć nawet Admirał Adama jest :)

Odpowiedz
#27
przyznam, że widziałem to pierwszy raz. TO, czyli arcygenialny film! Sam patent polegający na nieukazywaniu ofiary i oskarżonego jest doskonałym zagraniem, a ukazywanie faktów związanych z procesem w toku rozmowy ławników zwyczajnie mnie rozłożyło na łopatki - GENIALNE. Sam miałem wątpliwości, czy chłopak zabił czy nie - ale dekonstrukcja i demaskacja słabości systemu ławników jest wykonana pierwszorzędnie.

Zdecydowane 10/10
loading podpis...

Odpowiedz
#28
Wszystko już zostało powiedziane więc tylko dodam: absolutne i niekwestionowane top 1 wśród wszystkich filmów jakie dotąd widziałem i szczerze wątpię że kiedykolwiek się to zmieni. Każda sekunda "12 angry men" powoduję u mnie gęsią skórkę, a przy napisach końcowych długo nie mogę dojść do siebie. Coś niesamowitego.

(19-05-2010, 18:07)desjudi napisał(a): co do samego Sidneya Lumeta, to warto pamiętać, że ten reżyser wciąż kręci - i to mimo 86 lat na karku! Ostatnio na przykład popełnił świetny "Before the Devil knows you're dead", a wcześniej choćby "Serpico", "Dog Day Afternoon". Czyli ma na swoim koncie co najmniej 3 filmy, małe i większe arcydzieła, które się nie zestarzały i są wyjątkowe do dnia dzisiejszego.
Niewielu jest takich gości.
Zawsze odnosiłem wrażenie że "Serpico" i "Dog Day Afternoon" to trochę zapomniane arcydzieła. Jasne, niby znane filmy, ale jeżeli się mówi świetnych rolach Pacino, zazwyczaj wymienia się "Godfather" lub "Scarface". A moim zdaniem to właśnie u Lumeta, widać najbardziej geniusz Pacino i po pierwsze szkoda że "Serpico" i "Dog Day Afternoon" nie są tak eksponowane jak dzieła De Palmy czy Coppoli, a po drugie, ci dwaj panowie powinni się spotykać na planie zdecydowanie częściej niż te dwa razy.

Odpowiedz
#29
Szczerze mówiąc, to Sidney Lumet tylko w jednym filmie zbliżył się do poziomu Dwunastu Gniewnych Ludzi - w "Sieci".

"Nim Diabeł dowie się, że nie żyjesz" było dobre, ale trochę przyciężkawe.

Serpico i Dog Day Afternoon oczywiście świetne.

Odpowiedz
#30
Ta wersja tez jest dobra - temat samograj ;)
Holiness is in right action, and courage on behalf of those who cannot defend themselves.

Odpowiedz
#31
Nadrobiłem zaległość. Wiem już, że zbyt długo zwlekałem z obejrzeniem tego arcydzieła. Nie potrafię znaleźć w 12 gniewnych ludziach absolutnie żadnej wady, wszystko jest tu tip-top: postacie, aktorstwo, DIALOGI, fakt, że 1,5h dyskusji w jednym pomieszczeniu ogląda się z przyspieszonym tętnem, siedząc na krawędzi fotela. Ewenement, że w tak krótkim czasie udało się w jakiś sposób nakreślić każdą z dwunastu postaci. Zresztą ja uwielbiam schemat, w którym grupka obcych sobie osób znajduje się w sytuacji, gdzie są na siebie w jakiś sposób skazani - świetnie można wtedy ukazać, jak dany człowiek w takim momencie się zachowa, i czy to zachowanie i mentalność grupy w pewnym momencie ulegnie zmianie. A jeśli jest to ukazane tak genialnie, jak tutaj, to mogę tylko się pokłonić. 10/10.

Odpowiedz
#32
Pomijając wszystkie ochy i achy (dzieło genialne, wiadomo) - trza wspomnieć, że niedopowiedzenia "robią" ten film. Nie wiadomo, czy oskarżony był winny, nie wiadomo, czy bohaterowi granemu przez Fondę rzeczywiście zależy na sprawiedliwym osądzie, czy to cyniczny manipulator (motyw z pytaniem przysięgłego numer dwa o pastylki na kaszel)...
Ech (!), wielki film.

Odpowiedz
#33
No właśnie, ale mnie prawdę mówiąc przekonały te wszystkie kontrargumenty i sam jestem skłonny stwierdzić "not guilty". Natomiast co do postaci Fondy to nie przeszło mi nawet przez głowę, że jego zamiary mogłyby być inne niż chęć sprawiedliwego osądu.

Odpowiedz
#34
Cytat:czy bohaterowi granemu przez Fondę rzeczywiście zależy na sprawiedliwym osądzie, czy to cyniczny manipulator

Według mnie tu nie było żadnego niedopowiedzenia i wątpliwości.

Odpowiedz
#35
Już chyba czwarty raz obejrzałem ten film. Myślę, że gdybym musiał wybrać najlepszy scenariusz wszech czasów, to "Dwunastu gniewnych ludzi" miałoby bardzo duże szanse (jedyną konkurencją byłoby "Harakiri" Kobayashiego).

To jest perfekcja pod tak wieloma względami. Z jednej strony błyskotliwe dialogi - każdy ze zwykłych ludzi jest indywidualnością, każdy dostaje "swoje momenty" - niby nic nie znaczące wypowiedzi, które podbudowują ich postać pod przyszły łuk postaci. Po komentarzach i zachowaniach domyślamy się, kto kim jest. Ba, nawet po postawie. Razem tworzą piękne odwzorowanie społeczeństwa i różnorodności opinii. Wystarczą trzy słowa, by rozbudować daną postać, przy czym nikt nie jest jednoznaczny. Błazen-sprzedawca jest po części elektrykiem, bokser ma poczucie szacunku dla starszych i ogólne poszanowanie innych ludzi, stary krzykacz widząc brak zainteresowanie przyznaje, że nie ma racji. Agresywny ojciec przechodzi załamanie nerwowe, marketingowiec ma dobre pomysły, ale łatwo zmienia zdanie.

Henry Fonda ma tak naprawdę tylko jednego konkurenta, który walczy z nim niemal do samego końca, tuż przed finałem prawie odwracając szale. Pięknie tutaj Lumet buduje napięcie ze zwykłych dialogów, z kadrów, z gry aktorskiej, cieni i suspensu samej intrygi. Dlatego pozornie zwyczajni ludzie siedzą sobie i gadają w jednym pomieszczeniu, a film wciąga jak niejeden kryminał albo thriller.

Łuki postaci, zarysowywanie drugiego planu to materiał na wzór, niemal ideał, z którego można się uczyć. Muzyka podkreśla kluczowe w treści i warstwie dramatycznej momenty. Moment, w którym przeciwnik Fondy musi przyznać mu wyższość. Moment, w którym człowiek MUSI komuś przyznać rację. Jaka to ciężka dla niego chwila.

Dochodzi jeszcze piękna warstwa psychologiczna, w której potrzeba bardzo silnej indywidualności, by przeciwstawić się tłumowi. Jak doskonale zarysowano instynkt stadny, który steruje ludźmi chyba nawet bardziej niż fakty, albo ich własna opinia.

Zostają jeszcze dwie wartości, być może największe i wynoszące go do rangi (arcy)dzieła sztuki. Pierwsza to przekaz społeczny, niemalże manifest poddający w wątpliwość funkcjonowanie podpory systemu sądowniczego, czyli ławy przysięgłych. Której największa siła okazuje się czasem największą słabością. Jedynie "Harakiri" dorównuje pod tym względem: układanki scenariuszowej niczym w kostce Rubika, z jednoczesną siłą przekazu zawartą w społecznym manifeście o bardzo konkretnej treści.

No i ostatnia - dwuznaczność. Oczywiście postać architekta granego przez Henry'ego Fondę jest tutaj protagonistą. Ale po dłuższym zastanowieniu okazuje się, że wcale tak być nie musi. On sobie zdaje sprawę z wątpliwości. Może to on nie miał tutaj racji i przez jego manipulacje (które momentami sprytnie stosował) - nie tylko argumenty - morderca zostanie wypuszczony na wolność. Pewną przewrotnością może być fakt, że jego postać jest głównym bohaterem. To z jego perspektywy poznajemy historię, to on hollywoodzkimi zagrywkami scenariuszowymi zostaje obdarzony sympatią widza, z jednoczesnym wzbudzaniem antypatii do większości pozostałych postaci (oczywiście tych o odmiennym zdaniu). Jednocześnie jest on tu samcem alfa - ma największy spryt, najlepsze argumenty, doskonale umie innymi manipulować. Jak widzieliśmy w filmie, każda z postaci miała pewne uwarunkowania wynikające z charakteru, przeszłości lub pochodzenia, które zaburzały chłodny osąd. Wiemy, że ojciec próbował wyładować żal do syna. Że krzykliwy starzec wyładowywał niechęć do ludzi młodych. Bokser miał zbyt prosty umysł, a sprzedawcy śpieszyło się na mecz. Żaden z nich nie dostrzegał z początku wad w swoim rozumowaniu - dopiero łuk postaci i otwarta konfrontacja bądź psychologia tłumów zaczynała ich uświadamiać.

Henry Fonda jako jedyny nie został przyparty do muru. Jako jedyny doprowadził swoją opinię do końca. Mogło być tak, że on również jest uwarunkowany pewnymi - może nawet podświadomymi - ograniczeniami. Przez które mógł tak naprawdę nie mieć racji i oszukać wszystkich, niczym Kevin Spacey w "Podejrzanych".

Po pełnym przemyśleniu dochodzę do wniosku, że trzeba podnieść ocenę - z 10/10 do 10+/10. Lepsze hollywoodzkie kino można policzyć na palcach dłoni (może jednej, może obu).

Odpowiedz
#36
(07-07-2016, 01:31)Capt. Nascimento napisał(a): Po pełnym przemyśleniu dochodzę do wniosku, że trzeba podnieść ocenę - z 10/10 do 10+/10.

LOL. Twoje ocenianie zawsze mnie rozwala. 13 stopniowa skala od 0 do 10+. XD

Odpowiedz
#37
Jedno jest pewne: takich filmów już się nie kręci ;<
"Y es que eso es y, creo, será siempre el cine: una manera maravillosa de soñar" J. Potau

Odpowiedz
#38
No wiem Juby, pamiętam, już dwa lata temu się emocjonowałeś moim sposobem oceniania. :)

Odpowiedz
#39
Yyy... to ja jeszcze nie wyraziłem opinii w tym temacie?

Film dwa razy widziałem, raz w liceum, drugi raz  w lutym tego roku. Genialny film, oglądając za każdym nadal śledzi losy bohaterów z zaciekawieniem.  
  
Oprócz tego, że to dobry, świetnie napisany, trzymający w napięciu film, to idealnie pokazuje jak beznadziejna demokracja, a instytucja Ławy Przysięgłych, choć jest mniejszym złem, to idealna nie jest. Gdyż dwunastu zwykłych everymanów ma decydować, w tym wypadku, o wyroku na śmierć nastolatka z imigranckich slumsów. I tu jedni są za karą śmiercią, bo jeden to uprzedzony bigot, drugiemu osąd sprawy przesłaniają złe relacje z synem, itp. A z kolei drudzy są za uniewinnieniem, bo jeden sympatyzuje z chłopakiem, drugi ma pochodzenie imigranckie, a inny robi to z litości. Plus film uwydatnia inne wady demokracji. Jeden to chorągiewka i co chwila zmienia zdanie. A drugi ma w dupie to wszystko, bo mu się spieszy na mecz. I ostatecznie pokazuje, jak liberum veto ma sens :)

Oczywiste 10/10.


BTW. W Polsce wykonano dwa dubbingi.[/size][size=small] Ten z lat 50. na pewno się nie zachował (co mnie nie dziwi), a z wersja z lat 70. (jeszcze remasterowana w latach 80.) pewnie też gnije w archiwum TVP i jest w gorszym stanie niż randomowy film Meliesa. A szkoda, bo po "Klaudiuszu" wiem, że wtedy dubbing nie posysał i byłbym oczarowany.

Odpowiedz
#40
(07-07-2016, 13:07)OGPUEE napisał(a): BTW. W Polsce wykonano dwa dubbingi.[/size][size=small] Ten z lat 50. na pewno się nie zachował (co mnie nie dziwi), a z wersja z lat 70. (jeszcze remasterowana w latach 80.) pewnie też gnije w archiwum TVP i jest w gorszym stanie niż randomowy film Meliesa. 

Dzień dobry.  Od razu przyznaję, że zalogowałem się głownie po to aby podzielić się tym fragmentem filmu. Miłego oglądania życzę i pozdrawiam.




Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Siódma pieczęć (1957) reż. Ingmar Bergmann Phlogiston2 21 5,268 15-08-2021, 19:27
Ostatni post: raul



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości