Takie tam spóźnione o ponad 20 lat jojczenie na pierwszą część MGS :)
MGSV był w promocji za jakieś 15 zł na PS Store (GZ + TPP), więc kupiłem. Ale jako, że głupio tak ogrywać tę serie od końca, to zainwestowałem w Legacy Collection na PS3. Metal Gear i Metal Gear 2: Solid Snake, po może godzinie ogrywania sobie jednak odpuściłem i zadowoliłem się szybkim podsumowaniem fabuły na YouTube. MG2 nawet zaskakuje poziomem rozbudowania jak na takiego dziadka, ale nie mam cierpliwości do tego typu staroci.
Metal Gear Solid - dziwne, że tak kultowy tytuł aktualnie można ograć jedynie poprzez emulację PSOne na PS3 (w przypadku Legacy Collection mamy kod do pobrania z PS Store), jakiś kiepawy port na PC i dostępny tylko na rynku wtórnym remake na GameCube. No ale tytuł jest w pełni grywalny na PS3, z emulacją nie ma żadnych problemów, więc jak komuś nie straszna pikseloza z 1998, to może śmiało kupować. O ile naprawdę chce ktoś w to grać. Bo wiecie... Metal Gear Solid to chujowa gra :P
Ok, żeby nie było, ze jestem jakimś hipsterem. Pod względem prezentacji i historii, biorąc pod uwagę rocznik w którym to zostało wydane, jest to świetne. Byłem w szoku jak te rozmazane piksele mogą być aż tak kinowe. W tle rozbrzmiewa przekutaśny soundtrack, cholernie złe, ale tak naprawdę cudowne dialogi i dubbing potrafią oczarować, a fabuła jest tak niedorzecznie głupkowata i często łamiąca czwartą ścianę, że natychmiastowo jesteśmy wchłonięci i czekamy na kolejny zwrot akcji. Tyle, że ja opisałem tutaj fajny film klasy B. A MGS to jednak gra.
Sorry ale wymówki, o ograniczeniach technologicznych czy git gud, które widziałem na wszelakich maściach forach to bzdury, które przecież sam MGS obala. Gra zaczyna się przecież bardzo dobrze. Fakt, sterowanie do najbardziej intuicyjnych nie należy, ale nie jest ono aż tak fatalne jak mówią legendy i można się szybko przyzwyczaić. Po małym wprowadzającym pomieszczeniu, wita nas pierwsza poważna lokacja - i ojejku jejku jej, czego tutaj nie ma. Naszym celem jest wejście do strzeżonego budynku, możemy podjąć kilka ścieżek, i będziemy musieli ominąć patrolujących strażników którzy mogą zobaczyć nasze ślady i nas znaleźć na ich podstawie. Musimy też unikać hałaśliwego podłoża oraz reflektorów które mogą zdradzić naszą pozycję.
Fajnie? No fajnie. Ale to jest jedyna taka mapa w całej grze. Kiedy dostajemy się do budynku, jedyny aspekt skradankowy jaki się ostał to wymijanie strażników i kamer - ślady, hałasujące podłoże, reflektory. Dupa, nie ma. Mimo to, dalej jest całkiem ok. Prawdziwy zgrzyt pojawia się przy konfrontacji z pierwszym Bossem- Revolver Ocelot. Nagle skradankowy aspekt gry wylatuje przez okno i musimy biegać za przeciwnikiem i strzelać do niego o z nadzieją, że uda nam się go trafić. Dałem "kredyt zaufania" grze, z założeniem że to taka okazjonalna odskocznia od skradania. Myliłem się. Niedługo później spotykamy Cyborga Ninję, który jest jeszcze głupszy. Tym razem aby go pokonać, musimy rozbroić się i atakować prostym combo punch-punch-kick i unikać jego ataków przez dobre kilkanaście minut aż go pokonamy. W tym momencie sięgnąłem po poradnik, aby się upewnić czy ja po prostu źle w to gram, czy te walki są tak prymitywnie głupie. Niestety okazało się, że to drugie. Niedługo później przywitał nas Psycho Mantis - jeden z najbardziej kultowych bossów w historii gier video. Ze względu na przełamanie czwartej ściany, potrafię zrozumieć że musiało to zaskoczyć graczy w 1998, ale sama walka to ten sam nonsens co wcześniej - strzelaj w jego kierunku i może trafisz. To jest też moment po którym gra zamienia się z niezłej skradanki z nudnymi bossami w chujnię z grzybnią.
Po przejściu krótkiej jaskini z wilkami, przywita nas Sniper Wolf. Aby ją pokonać, musisz wrócić się do jednej z pierwszym lokacji po karabin snajperski (pomieszczenie było wcześniej zablokowane). I nie, nic się w tej ścieżce nie zmienia. Nie ma nowych przeciwników, bossów czy cutscenek. Gra marnuje twój czas aby przejść te same lokacje co wcześniej. W tę i z powrotem. Jednak gdybym wiedział co mnie czeka później, to bym się tym jednak bardziej delektował, bo ten backtracking okazał się w zasadzie ostatnim momentem kiedy ta gra jest skradanką (czyli mniej więcej 1/3 gry). Snajperski pojedynek jest początkiem zlepki fatalnych konfrontacji z bossami i wymuszonymi sekwencjami akcji. Kompletnie tego nie rozumiem. Przecież mechaniki skradania są tutaj bardzo dobre, a karkołomne strzelanie ma sens, ze względu na zniechęcenie do otwartych konfrontacji. Dlaczego więc nagle zostaje to porzucone na rzecz miernej gry akcji? Wypierdalać mi z git gud. Gra nie jest trudna, a upierdliwa i po prostu męcząca. Do samego końca liczyłem, że wróci do skradankowych mechanik, ale nie. Walka z bossem, wkurwiająca sekwencja akcji, walka z bossem, backtracking (na Metal Geara wspinamy i schodzimy chyba siedem razy), walka z bossem, wkurwiająca sekwencja akcji, walka z bossem, walka z bossem, walka z bossem.
Gdyby te walki z bossami przynajmniej były bardziej pomysłowe i wykorzystywały mechaniki skradania. Np. jak...w MGS. Tak gra ma całego jednego bossa w którym dokładnie coś takiego ma miejsce. Bezpośrednia konfrontacja jest daremna i musimy wykorzystywać resztę naszego arsenału i otoczenie aby go pokonać. Osobiście rozstawiłem C4 i go zwabiałem w pułapkę, ale mogłem się ukryć i użyć pocisków których trajektorie mogę kontrolować , lub próbować go ostrzeliwać w plecy. Wybory, taktyka. Ale nie, cała reszta polega na bezmózgim, czasochłonnym ostrzeliwaniu :/
Nie potrafię zrozumieć statusu świętej krowy tej produkcji. Tak, historyjka jest fajno-głupia i przez 1/3 jest to solidny (heh) tytuł. Ale reszta gry przecież nie wyparowała.
"Stealth game":
http://youtu.be/bipkqhwZbiw?t=389
Liczę na gigantyczną poprawę w sequelach bo się wykosztowałem :P