Rekord z 2015 (75) pobity, w 2016 doleciałem do 108 (109, jeśli wliczyć pewien pokaz specjalny w pubie :P), na początku września osiadłem na pułapie zaledwie 30 seansów, by szybko wejść w prędkość nadświetlną.
Po raz kolejny jest to zasługa jesiennego okresu festiwalowego, ale także paru nowości: zacząłem bardziej korzystać z różnych warszawskich dobrodziejstw w postaci pokazów specjalnych (Narodowy Instytut Audiowizualny zasługuje tutaj na największe brawa!) oraz Akademii Polskiego Filmu, której semestr muszę odbyć w ramach zajęć ogólnowydziałowych UW/wyrabiania ECTS-ów; zamiast odbębniać więc jakiś nudny przedmiot, postanowiłem zaopatrzyć się w karnet i skorzystać z kinowych dobrodziejstw. Pod koniec ich obowiązkową listę uzupełnił także cyrograf znany szerzej jako CC Unlimited i była to świetna decyzja. Zwłaszcza z uwagi na to ostatnie podejrzewam, że 2017 będzie jeszcze bardziej intensywny. Życie? Co?
Dokładna lista poniżej. Z uwagi na to, że rok upłynął na miksie nowości z klasykami, trudno wskazać mi jednoznacznie najbardziej udane seanse, ale najmilej spędziłem czas na dwóch festiwalach, które przyniosły garść instant-klasyków. Seans "La La Land" w ramach otwarcia Camerimage to jednak zdecydowanie najbardziej magiczny moment. Przez lata na Camer (moja 7. edycja pod rząd) przyzwyczaiłem się już do żywo reagującej publiczności, ale aplauz i ekscytacja tym razem przerosły wszystko, ludziom odbiło kompletnie. Can't blame them. "LLL" na marginesie zdążyłem już wczoraj powtórzyć w CC, ale to już początek innej historii, tej na podsumowanie 2017. Jedziemy z tym koksem:
02-01-2017, 13:27 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-01-2017, 13:29 przez Galadh.)