U mnie rekord padł - 158 wizyt w kinie. Ogromna większość to Cinema City, bo Unlimited. Tytułów to będzie pewnie ze 150, bo kilka pozycji widziałem parę razy, były też jakieś powtórki, pokazy specjalne staroci. Mimo takiej ilości i tak ominąłem kilka filmów, które chciałem zobaczyć - pierwsza z brzegu to choćby "Suspiria". Do tego dochodzi jeszcze nieudany seans "Dogmana", z którego musiałem wyjść w połowie, a nie miałem okazji dokończyć w kinie, więc go nie zaliczam w sumie. Nie udało mi się też załapać na kilka pokazów w ramach Warsaw Film Festiwal, bo się zagapiłem z kupnem biletów. Mogło więc być więcej.
Nie wiem, czy to ma sens, co robię - jeżeli mam to sam szczerze ocenić. Niby lubię w ten sposób spędzać czas. W kinie zazwyczaj wyłączam telefon w cholerę, czego chyba nie robię w żadnych innych okolicznościach. I jakoś tam dobrze mi z tym, że jestem na bieżąco z większością premier. Z drugiej jednak strony, to oglądam tak dużo szrotu, że aż wstyd, a mam przecież tyle zaległości wśród poważnych tytułów, tyle bym powtórzył.
No nic. Tak to w każdym razie u mnie wygląda.
Nie wiem, czy to ma sens, co robię - jeżeli mam to sam szczerze ocenić. Niby lubię w ten sposób spędzać czas. W kinie zazwyczaj wyłączam telefon w cholerę, czego chyba nie robię w żadnych innych okolicznościach. I jakoś tam dobrze mi z tym, że jestem na bieżąco z większością premier. Z drugiej jednak strony, to oglądam tak dużo szrotu, że aż wstyd, a mam przecież tyle zaległości wśród poważnych tytułów, tyle bym powtórzył.
No nic. Tak to w każdym razie u mnie wygląda.
.
03-01-2019, 00:14