Skylar od początku była kompletną, narcystyczną suką.
W pierwszym odcinku na urodziny daje Walterowi wegański bekon + handjob w trakcie którego zajmuje się kompletnie czym innym.
Jak jest rodzinna rozmowa "co powinien zrobić Walter" (szpital czy zostanie w domu) zabiera wszystkim poduszkę i próbuje wymusić swoją opinię, wykłócając się, ze swoją siostrą, z Hankiem, a nawet z Walterem.
Gdy Walter pracuje na dwa etaty, po szkole dorabiając w myjni samochodowej, Skylar w ogóle nie pracuje bo... Bo tak.
Zdradza Waltera przy pierwszej okazji - i to z innym przestępcą, któremu potem daje całą kasę Waltera. Waltera, który będąc w końcowym stadium raka, sprzedawał narkotyki żeby zostawić pieniądze rodzinie na przyszłość.
Jak rozmawiała z Saulem, mówi z grymasem "byłam księgową, wiem co to pranie pieniędzy", po czym szuka definicji prania pieniędzy w wikipedii.
I tak dalej.
Na początku robił to dla żony i dzieci... i dla siebie. Potem żona go zdradziła, miał ten kryzys, że w sumie to mu nie zależy, Gus go z niego wyperswadował.
Tylko że dalszą motywacją coraz bardziej i bardziej było już jego ego.
Dla mnie najbardziej wkurzającą cechą Waltera było właśnie jego ego, przez które popełniał kretyńskie błędy. Kiedy był przyciśnięty do ściany, był geniuszem zbrodni, kiedy poczuł się zbyt komfortowo, zaczynał zachowywać się jak idiota. Gdy Hank zamknął już sprawę, uznając że Gale był Heisenbergiem, Walter powiedział mu, że być może Heisenberg nadal jest na wolności, przez co Hank wrócił do sprawy. Walter zostawił w kiblu książkę, w której podpis wprost sugeruje jego winę. Gdy miał dobrze prosperujący interes z Mikeiem, musiał wiecznie wymuszać swoje idiotyczne pomysły, zachowując się tak, jakby był znawcą wszystkiego.
Co do ego to też nie takie oczywiste, bo to było ego gościa, który był cholernie niezadowolony ze swojego życia, a miał lada moment umrzeć.
Porzucił firmę, która zaczęła zarabiać miliardy, żona zrobiła z niego cucka i leszcza, szwagier traktował go jak nieudacznika, czuł się bardziej ojcem jego syna, niż on sam, w pracy był nauczycielem na minimalnej, którego nikt nie szanował... i tak dalej.
Jako Heisenberg po raz pierwszy został "kimś", osiągnął coś wyjątkowego (mimo wszystko najlepsza meta w całych USA), a do tego zyskał szacunek.
W pierwszym odcinku na urodziny daje Walterowi wegański bekon + handjob w trakcie którego zajmuje się kompletnie czym innym.
Jak jest rodzinna rozmowa "co powinien zrobić Walter" (szpital czy zostanie w domu) zabiera wszystkim poduszkę i próbuje wymusić swoją opinię, wykłócając się, ze swoją siostrą, z Hankiem, a nawet z Walterem.
Gdy Walter pracuje na dwa etaty, po szkole dorabiając w myjni samochodowej, Skylar w ogóle nie pracuje bo... Bo tak.
Zdradza Waltera przy pierwszej okazji - i to z innym przestępcą, któremu potem daje całą kasę Waltera. Waltera, który będąc w końcowym stadium raka, sprzedawał narkotyki żeby zostawić pieniądze rodzinie na przyszłość.
Jak rozmawiała z Saulem, mówi z grymasem "byłam księgową, wiem co to pranie pieniędzy", po czym szuka definicji prania pieniędzy w wikipedii.
I tak dalej.
michax napisał(a):A gdyby ktoś do finału myślał, że robił to dla rodziny to scenarzyści w ostatnim odcinku napisali Walterowi tekst, który powiedział do żony wprost, że wcale nie robił tego dla żony i dzieci, ale dla siebie.
Na początku robił to dla żony i dzieci... i dla siebie. Potem żona go zdradziła, miał ten kryzys, że w sumie to mu nie zależy, Gus go z niego wyperswadował.
Tylko że dalszą motywacją coraz bardziej i bardziej było już jego ego.
Dla mnie najbardziej wkurzającą cechą Waltera było właśnie jego ego, przez które popełniał kretyńskie błędy. Kiedy był przyciśnięty do ściany, był geniuszem zbrodni, kiedy poczuł się zbyt komfortowo, zaczynał zachowywać się jak idiota. Gdy Hank zamknął już sprawę, uznając że Gale był Heisenbergiem, Walter powiedział mu, że być może Heisenberg nadal jest na wolności, przez co Hank wrócił do sprawy. Walter zostawił w kiblu książkę, w której podpis wprost sugeruje jego winę. Gdy miał dobrze prosperujący interes z Mikeiem, musiał wiecznie wymuszać swoje idiotyczne pomysły, zachowując się tak, jakby był znawcą wszystkiego.
Co do ego to też nie takie oczywiste, bo to było ego gościa, który był cholernie niezadowolony ze swojego życia, a miał lada moment umrzeć.
Porzucił firmę, która zaczęła zarabiać miliardy, żona zrobiła z niego cucka i leszcza, szwagier traktował go jak nieudacznika, czuł się bardziej ojcem jego syna, niż on sam, w pracy był nauczycielem na minimalnej, którego nikt nie szanował... i tak dalej.
Jako Heisenberg po raz pierwszy został "kimś", osiągnął coś wyjątkowego (mimo wszystko najlepsza meta w całych USA), a do tego zyskał szacunek.
28-10-2022, 10:20 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28-10-2022, 10:36 przez Capt. Nascimento.)