Ni chuja... Po 1/3 porzuciłem wszelką nadzieję co do tego, że książka ma jakiś sens i do czegoś zmierza. Można ją uznać za przeczytaną równie dobrze po 50 jak i 500 stronach bo tyle samo z niej zapamiętamy. Niektóre dialogi, albo skojarzenia narratora są super i warte zapamiętania, jest to jedyny element, który zachęcał mnie do brnięcia przez morze bezsensownego tekstu, ale w pewnym momencie uznałem, że nie mogę dłużej i lepiej poświęcić czas na inne rzeczy. Do Joyce'a się nie zniechęciłem wbrew pozorom, bo facet ma talent i łeb na karku, tylko w tej książce przeholował, kiedyś się zabiorę za jego opowiadania, bo czuję, że warto.
Tak na marginesie to uważam, że jakiś szalony, genialny reżyser-wizjoner mógłby na podstawie tej powieści wysmażyć konkretny film - biernie przyswajać to co chciał przekazać Joyce to bym mógł.
Tak na marginesie to uważam, że jakiś szalony, genialny reżyser-wizjoner mógłby na podstawie tej powieści wysmażyć konkretny film - biernie przyswajać to co chciał przekazać Joyce to bym mógł.
23-01-2010, 21:56