Pewnie już coś o nim było (?): Nick Hornby. Pamiętam pewien wywiad, w którym powiedział, że porzucił nadęte intelektualne ambicje i zaczął czytać i pisać od serca. Dzięki Bogu, mamy słodko-gorzką prozę życia, bez powalających namiętności i bez patosu. Zwyczajne historie, ale odpowiednio wyważone, jak dobra potrawa. Żeby nasi tak mogli pisać...
PS. Pracę magisterską poświęciłam polskiej prozie roczników 70 i 80. To zła diagnoza była :( Niech się pogrąży młode słowo w żałobie, wszelkie fanfary dla Stasiuka, Tokarczuk itp. Nazywano ich postmodernistami, mimo tego, że mieli jakąś, holender jasny, historię do opowiedzenia... Tak pragnę świeżego mięsa, bez tarntinowskiej omasty... co począć?
PS. Pracę magisterską poświęciłam polskiej prozie roczników 70 i 80. To zła diagnoza była :( Niech się pogrąży młode słowo w żałobie, wszelkie fanfary dla Stasiuka, Tokarczuk itp. Nazywano ich postmodernistami, mimo tego, że mieli jakąś, holender jasny, historię do opowiedzenia... Tak pragnę świeżego mięsa, bez tarntinowskiej omasty... co począć?
26-06-2010, 15:46