Lód - Jacek Dukaj
Nie skończyłem, ale nie dlatego, że to słaba książka. Wręcz przeciwnie. Przy końcu zacząłem się gubić w ogromie wizji Dukaja i postanowiłem, że wrócę kiedy indziej, kiedy będę gotowy. Ogólnie to zgadzam się z Albatrosem. Kiedyś nie podobał mi się język Dukaja, ale to co zaprezentował w "Lodzie" jest znakomite. Czyta się ciężko, ale można się delektować każdym zdaniem. A jeżeli chodzi o fabułę, główny pomysł i te wszystkie filozoficzne dywagacje, to mogę powiedzieć szczerze, że to co zrozumiałem, coś we mnie zmieniło:) Arcydzieło.
Co do Księżniczki z lodu, to przeczytałem trzy następne części oprócz tej i mogę powiedzieć, że podoba mi się ta seria. Czyta się lekko i przyjemnie, nie ma żadnych głupot, no i jak przystało na skandynawski kryminał, to sporo w tym obyczajowości:) I najważniejsze - zagadki są satysfakcjonujące. Jedyne zastrzeżenie to właśnie jednowymiarowi bohaterowie, ale mnie to specjalnie nie przeszkadza.
Ślepowidzenie jest genialne:) Takie książki o obcych uwielbiam.
A ostatnio przeczytałem:
Modlitwa za Owena - John Irving - Moje pierwsze spotkanie z Irvingiem i na pewno nie ostatnie (teraz zabrałem się za "Świat według Garpa). Irving ma genialny styl - pisze o codzienności w taki sposób, że zwykłe, powszechne rzeczy jawią się jako coś fascynującego. Znowu arcydzieło (albo jestem niewymagający, ale trafiam na same arcydzieła:P ) i jedna z moich ulubionych książek.
Lot nad kukułczym gniazdem - Ken Kesey - film jest świetny, ale książka podobała mi się bardziej z powodu narratora. W książce narratorem jest Wódz. Wódz także jest wariatem, więc rzeczywistość, którą opisuje, jest trochę inna i to robi wrażenie:)
Cienka czerwona linia - James Jones - Myślałem, że to jeden z niewielu przykładów, kiedy film przewyższa książkowy pierwowzór, bo po prostu nigdy nie słyszałem o książce. Ale pomyliłem się. Jones tak sugestywnie opisuje wojnę i to co dzieje się w głowach żołnierzy, że czasem faktycznie zaczynałem się bać razem z nimi. Bardzo emocjonująca rzecz.
Rzeźnia numer pięć - Kurt Vonnegut - Nie spodziewałem się takiej książki. Samej wojny i Drezna tu niewiele, ale ich widmo wisi nad całym życiem głównego bohatera. Pozornie niewidoczne, ale jednak je czuć. I jeszcze te podróże w czasie i zestawienie pojmowania rzeczywistości przez ludzi i tych kosmitów.
Myszy i ludzie - John Steinbeck - Chciałem przeczytać od czasu, gdy Sawyer czytał to na plaży w "Zagubionych":) Niezwykle mądra i poruszająca książeczka (krótka jest). No i ten klimat Stanów Zjednoczonych - to lubię najbardziej. Zachwycony sięgnąłem po następną książkę Steinbecka - Grona gniewu. Nie zawiodłem się. Jedynie lekko przeszkadzała mi tendencyjność - my dobrzy (robotnicy), oni źli (kapitaliści). Ale tylko lekko:)
Wielki marsz - Stephen King - Kinga uwielbiam i słyszałem, że to jedna z jego najlepszych książek. Na mnie wielkiego wrażenia nie zrobiła. Jest dobra i tyle. W napięciu nie trzyma, od razu wiedziałem kto wygra. Chłopcy gadają o jakichś pierdołach, jak próbują pofilozofować, to mówią banały. King też. Psychologia postaci jakaś taka dziwna - dalej nie czaję dlaczego ktoś zdecydował się na udział w czymś takim. Nie dostałem wyjaśnienia, albo dostałem i nie zrozumiałem:P Ale mimo wszystko całkiem fajnie się to czyta i pomysł z marszem jest fajny.
Duma i uprzedzenie - Jane Austen - Dziewczyny tak to uwielbiają, że z nudów postanowiłem przeczytać i się przekonać czy faktycznie takie wspaniałe. Sam się zdziwiłem i skończyłem. Nie moje klimaty, ale nie było złe.
Nowy wspaniały świat - Aldous Huxley - Uwielbiam utopie:) Świetna i mądra książka o szczęściu. Nastawiłem się, że to będzie krytyka jakiegoś porządku świata, ale bardzo się zdziwiłem, że tak nie jest do końca. Nie chciałbym żyć w świecie przedstawionym przez Huxley'a, ale nie neguję go całkowicie i autor też nie neguje.
Wielka trójca Philipa Dicka - Trzy stygmaty Palmera Eldritcha, Człowiek z wysokiego zamku i Ubik - Ubika czytałem już wcześniej, chyba nawet w podstawówce i od niego zaczęła się moja przygoda z science fiction. Na szczęście książka (jedna z ulubionych) wytrzymała starcie z moim wyidealizowanym wspomnieniem. Na reszcie też się nie zawiodłem. To co Dick wyczynia z rzeczywistością... no po prostu sam zaczynam wątpić w to co widzę:)
Gra o tron - Nie jest tak genialne, jak myślałem i jak mi się wydawało po tych wszystkich opiniach jakie tutaj przeczytałem. Ale i tak zamówiłem sobie następną część, bo świetnie się czyta. Nie jest to nic odkrywczego, nadal uważam, że jak przeczytało się jedną powieść fantasy, to jakby czytało się wszystkie, ale wybija się jakością. Wspaniała rozrywka:)
Nie skończyłem, ale nie dlatego, że to słaba książka. Wręcz przeciwnie. Przy końcu zacząłem się gubić w ogromie wizji Dukaja i postanowiłem, że wrócę kiedy indziej, kiedy będę gotowy. Ogólnie to zgadzam się z Albatrosem. Kiedyś nie podobał mi się język Dukaja, ale to co zaprezentował w "Lodzie" jest znakomite. Czyta się ciężko, ale można się delektować każdym zdaniem. A jeżeli chodzi o fabułę, główny pomysł i te wszystkie filozoficzne dywagacje, to mogę powiedzieć szczerze, że to co zrozumiałem, coś we mnie zmieniło:) Arcydzieło.
Co do Księżniczki z lodu, to przeczytałem trzy następne części oprócz tej i mogę powiedzieć, że podoba mi się ta seria. Czyta się lekko i przyjemnie, nie ma żadnych głupot, no i jak przystało na skandynawski kryminał, to sporo w tym obyczajowości:) I najważniejsze - zagadki są satysfakcjonujące. Jedyne zastrzeżenie to właśnie jednowymiarowi bohaterowie, ale mnie to specjalnie nie przeszkadza.
Ślepowidzenie jest genialne:) Takie książki o obcych uwielbiam.
A ostatnio przeczytałem:
Modlitwa za Owena - John Irving - Moje pierwsze spotkanie z Irvingiem i na pewno nie ostatnie (teraz zabrałem się za "Świat według Garpa). Irving ma genialny styl - pisze o codzienności w taki sposób, że zwykłe, powszechne rzeczy jawią się jako coś fascynującego. Znowu arcydzieło (albo jestem niewymagający, ale trafiam na same arcydzieła:P ) i jedna z moich ulubionych książek.
Lot nad kukułczym gniazdem - Ken Kesey - film jest świetny, ale książka podobała mi się bardziej z powodu narratora. W książce narratorem jest Wódz. Wódz także jest wariatem, więc rzeczywistość, którą opisuje, jest trochę inna i to robi wrażenie:)
Cienka czerwona linia - James Jones - Myślałem, że to jeden z niewielu przykładów, kiedy film przewyższa książkowy pierwowzór, bo po prostu nigdy nie słyszałem o książce. Ale pomyliłem się. Jones tak sugestywnie opisuje wojnę i to co dzieje się w głowach żołnierzy, że czasem faktycznie zaczynałem się bać razem z nimi. Bardzo emocjonująca rzecz.
Rzeźnia numer pięć - Kurt Vonnegut - Nie spodziewałem się takiej książki. Samej wojny i Drezna tu niewiele, ale ich widmo wisi nad całym życiem głównego bohatera. Pozornie niewidoczne, ale jednak je czuć. I jeszcze te podróże w czasie i zestawienie pojmowania rzeczywistości przez ludzi i tych kosmitów.
Myszy i ludzie - John Steinbeck - Chciałem przeczytać od czasu, gdy Sawyer czytał to na plaży w "Zagubionych":) Niezwykle mądra i poruszająca książeczka (krótka jest). No i ten klimat Stanów Zjednoczonych - to lubię najbardziej. Zachwycony sięgnąłem po następną książkę Steinbecka - Grona gniewu. Nie zawiodłem się. Jedynie lekko przeszkadzała mi tendencyjność - my dobrzy (robotnicy), oni źli (kapitaliści). Ale tylko lekko:)
Wielki marsz - Stephen King - Kinga uwielbiam i słyszałem, że to jedna z jego najlepszych książek. Na mnie wielkiego wrażenia nie zrobiła. Jest dobra i tyle. W napięciu nie trzyma, od razu wiedziałem kto wygra. Chłopcy gadają o jakichś pierdołach, jak próbują pofilozofować, to mówią banały. King też. Psychologia postaci jakaś taka dziwna - dalej nie czaję dlaczego ktoś zdecydował się na udział w czymś takim. Nie dostałem wyjaśnienia, albo dostałem i nie zrozumiałem:P Ale mimo wszystko całkiem fajnie się to czyta i pomysł z marszem jest fajny.
Duma i uprzedzenie - Jane Austen - Dziewczyny tak to uwielbiają, że z nudów postanowiłem przeczytać i się przekonać czy faktycznie takie wspaniałe. Sam się zdziwiłem i skończyłem. Nie moje klimaty, ale nie było złe.
Nowy wspaniały świat - Aldous Huxley - Uwielbiam utopie:) Świetna i mądra książka o szczęściu. Nastawiłem się, że to będzie krytyka jakiegoś porządku świata, ale bardzo się zdziwiłem, że tak nie jest do końca. Nie chciałbym żyć w świecie przedstawionym przez Huxley'a, ale nie neguję go całkowicie i autor też nie neguje.
Wielka trójca Philipa Dicka - Trzy stygmaty Palmera Eldritcha, Człowiek z wysokiego zamku i Ubik - Ubika czytałem już wcześniej, chyba nawet w podstawówce i od niego zaczęła się moja przygoda z science fiction. Na szczęście książka (jedna z ulubionych) wytrzymała starcie z moim wyidealizowanym wspomnieniem. Na reszcie też się nie zawiodłem. To co Dick wyczynia z rzeczywistością... no po prostu sam zaczynam wątpić w to co widzę:)
Gra o tron - Nie jest tak genialne, jak myślałem i jak mi się wydawało po tych wszystkich opiniach jakie tutaj przeczytałem. Ale i tak zamówiłem sobie następną część, bo świetnie się czyta. Nie jest to nic odkrywczego, nadal uważam, że jak przeczytało się jedną powieść fantasy, to jakby czytało się wszystkie, ale wybija się jakością. Wspaniała rozrywka:)
31-05-2011, 12:11 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31-05-2011, 12:11 przez patyczak.)