Batman: Arkham Series
#81
Akurat Jokera mam już dość, a niestety znam głównego twista i wiem, że będę miał dość jeszcze bardziej. :/

Origins jest niemal identyczne jak City, z tymże mniej fantastyczne w konwencji (pomimo Killer Croca), mniej nawet od Asylum.
http://huntersky.deviantart.com
''WHATTUP, BIOTCH!" - Harrison Ford

Odpowiedz
#82
Zamiast Origins, mogli zrobić spin-off o Catwoman. W AC świetnie się nią grało, ale mimo wszystko to był tylko dodatek...

Odpowiedz
#83
Cytat:najlepszy cyfrowy świat w grach ever dopracowany do najdrobniejszego szczegółu

Tia...
[patrzy na New Austin z "Red Dead Redemption", Liberty City z GTA4, San Andreas z roku 2004 i 2013]
Postępować należy tak, aby niczego nie robić, a wtedy panować będzie ład.
--
Laozi

Odpowiedz
#84
(29-10-2013, 11:51)military napisał(a): City mnie nie wciągnęło, ale Asylum było doskonałe - bardziej zwarte, "kompaktowe", lepiej rozplanowane, bardziej wciągające, ładniejsze, mniej groteskowe - no po prostu lepsze w każdym aspekcie. Jeśli Origins je przypomina, chętnie w nie zagram, natomiast jeśli jeszcze bardziej rozciąga formułę niż City - dziękuję, postoję.

O to to. Arkham City na papierze wygląda jak AA w wersji deluxe, bo wszystkie zmiany w czystej mechanice gejmpleju to były ulepszenia i rozbudowania. Ale to w jaki sposób te gejmplejowe klocki zostały wykorzystane i ułożone w fabule, tempie, napięciu, klimacie i ogólnej growej dramaturgii, były zdecydowanie bardziej zgrabne w Asylum. City to wciąż kawał rewelacyjnej, imponującej giery, ale nie w tak ponadczasowy sposób jak oryginał.
Fuck the cavalry and the committee that recieves 'em.

Odpowiedz
#85
Jestem praktycznie przy samym końcu fabuły Arkham Origins (został mi może 1 boss + epilog) i uważam, że jednak jest to seqyel nic nie wnoszący i co najgorsze - najbardziej niedopracowany. Nie wiem czego jest to wina, ale nowe studio mając w swoich rękach gotowy szablon spieprzyło sporo rzeczy. Konkretne zarzuty z mojej strony:

1. Black Mask - słaby villain i jeszcze słabsza wiksa z nim związana. Myślałem, że origin Batmana pokaże nam przeciwnika, który wycisnął z niego siódme poty. Nic z tych rzeczy. Black Mask zawodzi z prozaicznego powodu -

a to szczególnie oryginalnym rozwiązaniem nie jest. Śmierdzi brakiem pomysłu i pójściem na łatwiznę.

2. Recykling Arkham City - jeden obszar nie został ruszony w ogóle, dodano może kilka efektów pogodowych, podmieniono neony, ale większość lokacji jest dokładnie taka sama. Natomiast nowa dzielnica jest totalnie nijaka, pozbawiona charakterystycznych miejsc, a jeszcze prowadzi do niej absurdalnie długi most (wygląda to tak jakby Arkham City było miastem na wodzie, na wzór Wenecji).

3. Brak interesujących postaci - niby wszyscy są, ale Gordon jest zaskakująca wycofany (pojawia się może w 2 misjach), jego córka zleca nam 1 questa i nic więcej, Pingwin jest leszczem choć ma jeden fajny fragment. Alfred wali większymi sucharami niż Caine w TDKR. Catwoman nie ma. Porażką jest zaś Enigma - skiepszczona do bólu postać.

4. Bugi, glitche, niedopracowanie - AA i AC były megawypucowane w aspekcie technicznym. AO leży na przeciwległym biegunie - błędów jest tu od groma - od blokującego się na przeszkodach AI, po gamebreakery pokroju wieży w Burnley ( ) .

5. Słabe walki z bossami. Niby mamy 8 asasynów polujących na Batmana, ale ich skill określiłbym mianem "parakomiksowym". Jednego można pokonać kopniakiem jak jakiegoś zbira spod monopolowego. Najlepsza jest walka z Deathstrokiem, szkoda, że trwa tak krótko i jest praktycznie na początku.

[Obrazek: 20130424143114.jpg]

[Obrazek: Batman-Arkham-Origins-Details.jpg]

Na pewno coś by się jeszcze znalazło bo gra jest mocno upierdliwa. Rocksteady na pewno nie chciałoby wypuścić takiego koszmarka technicznego. No ale to nie jest totalnie zła gra. Jest tylko niezła, ma klimat, ale uruchamiając pierwsze misje już czuje się zapach przypalonego kotleta.

6/10
Oświadczenie: The Wire jest najlepszym serialem jaki widziałem. Six Feet Under jest na drugim miejscu.

Odpowiedz
#86
[Obrazek: batman1.jpg]

Bardzo rzadko kupuje gry (ze względu na wysokie ceny) ale jeśli już na jakąś wydam pieniądze to liczę, że inwestycja się opłaci, a gra przyniesie mi kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy. Niestety Arkham Origins okazało się niewypałem, do którego nie będę wracał tak jak do poprzednich odsłon serii i nie stracę na niej tyle swego życiorysu. WB Games Montreal nie podołało wyzwaniu, jakim było przejęcie pałeczki od bezbłędnych programistów z Rocksteady.

Jak najkrócej opiszę co poszło nie tak. Przede wszystkim wtórność i nijakość Origins. Latanie, poruszanie się, walki, tryb skradania, paski z życiem, menu główne, mapa, widzenie detektywa, a nawet czcionka podtytułu gry na opakowaniu - wszystko to zerżnięte jest z Arkham City. O ile druga część brała wszystko co najlepsze z Asylum i wyciskała z tego co tylko się dało (poprawiono, ulepszono, lub zmieniono niemal wszystko) tak ta nie wnosi prawie nic. Mimo tej wtórności gra mogłaby się wybronić gdyby była JAKAŚ. Niestety, Arkham Asylum i City sprawiały mi taką frajdę, że przeszedłem je w 100%, mapę znałem na pamięć, podobnie jak przebieg fabuły i charakterystyczne dla niej miejsca. Tutaj wszystko jest pozbawione charakteru. Klimat, który w City był tylko niewiele słabszy od Asylum tutaj całkowicie uleciał. Fabuła jest niespójna i bez polotu (nie potrafię opowiedzieć co robiłem w grze od początku do końca, ani znaleźć miejsc, w których byłem na mapie). Przeciwnicy to w 90% totalny niewypał (tylko Firefly, zmieniony Bane, Copperhead, i pokonanie Electro? mi się podobało). A wszystko to jeszcze dobija totalne niedopracowanie. Nie spodziewałem się, że Warner wyda grę tak niedorobioną, w której pełno bugów (w samej grze jest ich kilkanaście, ale nawet menu ma u mnie bugi). Wszystko to złożyło się na to, że Origins jest rozrywką na raz, o której zapomina się dzień po przejściu.

Gra jest ładna, wizualnie i dźwiękowo (grafika w porównaniu z grami na next-geny i przy obecnych standardach mocno się postarzała - szczególnie mimika twarzy postaci - ale jako że grałem na minimalnych wymaganiach, a i tak Origins wyglądało lepiej od Asylum, oceniam ją pod tym względem pobłażliwie). Dobrze mi się w nią grało, jak znajdę czas to spróbuje przejść wszystkie misje poboczne. Po poprawce bugów będzie to solidny tytuł, w który już teraz dobrze bawi, ale jako kontynuacja poprzednich Arkhamów i coś na co czekałem dwa lata, Arkham Orgins okazało się niewypałem.

ZALETY
+ Gameplay został niezmieniony (czyli jest niemal równie dobry co w poprzedniej części)
+ Nowi Voice-aktorzy poradzili sobie równie dobrze, co i weterani (Batman, Joker)
+ Muzyka daje radę
+ Kilka fajnych odwołań do komiksów i poprzednich gier serii
+ Nowy tryb detektywa (prowadzenie śledztwa, przewijanie i cofanie zdarzeń)
+ Etap gry z Firefly
+ Nowy design kilku postaci (Bane, Batman, Crock)

WADY
- Niewykorzystany potencjał
- Wtórność (wszystko w grze począwszy od interfejsu po menu, a nawet czcionkę podtytułu na opakowaniu są dokładnie takie same jak w City)!
- Bugi, których w poprzednich częściach nie uświadczyłem (podobno Warner już pracuje nad patchem poprawiającym te niedoróbki gry)
- Przewidywalny twist odnośnie tego kto jest głównym czarnym charakterem w grze
- Słabe walki z bossami z finałem na czele (walka z Deathstrokem też jest przereklamowana i zbyt monotonna)
- Gotham City (miasto jest puste, za duże, nie wykorzystuje potencjału tak rozległego terenu, stare tereny są wtórne, a nowe totalnie nijakie)
- Fabularna bieda
- Przesyt wszystkiego i ogólne zmęczenie materiału

GRAFIKA ............... 9
DŹWIĘK ................ 8
GRYWALNOŚĆ ..... 6
OCENA KOŃCOWA 7/10


Ocenę mogę trochę skorygować po przejściu wszystkich misji pobocznych i fabuły Plus. Teraz czekam na pełnoprawną kontynuację City, z Kevinem Conroy'em jako Batmanem, robioną na nowym silniku pod Next-geny, która znów tchnie życie w tą serię.

Odpowiedz
#87
Nie musiałem kupować tej gry, żeby wiedzieć, że będzie tylko kopią poprzednich. Po wpisie Jubego i Snappika totalnie odpuszczam i nie kupię nawet używki. Gry na PS3 tanie nie są, a mam kilka zaległości (TR, The las of us, GoW4 i Transformers:FoC), więc szkoda kasy.

Odpowiedz
#88
Zacząłem robić wyzwania Mrocznego Rycerza zachęcony nagrodą w postaci "Batman: The Dark Knight Costume". I po godzinie przestałem, bo ten nowy kostium to nic innego jak nieco ciemniejszy defaultowy pancerz. Eh.

Największą zaletą (prócz muzyki) są chyba prerenderowane filmiki, fajnie wyreżyserowane, intensywne i mroczne, mam tu szczególnie na myśli pierwszy występ Jokera, który wyszedł świetnie.
http://huntersky.deviantart.com
''WHATTUP, BIOTCH!" - Harrison Ford

Odpowiedz
#89
https://www.humblebundle.com/

Między innymi AA i AC za 4.33$
http://huntersky.deviantart.com
''WHATTUP, BIOTCH!" - Harrison Ford

Odpowiedz
#90
Przeszedłem Arkham City - przynajmniej Batmanem, bo został mi jeszcze ostatni pokój skradankowy Catwoman, ale mam już dość tej gry. Fabularnie i w wielu etapach stylistycznie to czysty Schumacher - wpakowano tu nawet najgorsze batmanowe badziewie, a kondensacja bezmyślnego fantasy jest nie na moje nerwy. O ile Joker, Two-Face czy Riddler są spoko, to miałbym zarzuty do Pingwina z denkiem od butelki wbitym w twarz, a już Clayface, Ra's Al Ghul, Solomon Grundy i cała reszta co bardziej jebniętych postaci, w dodatku w takim zagęszczeniu, jest po prostu nie do zniesienia.

Klimat Batmana jest na początku, kiedy twórcy się jeszcze hamują - trzeba załatwiać gangi na ulicy i gonić za jakimś większym celem. Ale kiedy schodzę do podziemi ze steampunkowymi, zabytkowymi robotami; kiedy walczę z nieśmiertelnym zombie wielkości małego domu; kiedy naparzam mieczem kolesia morfującego w gówno - to nie Batman, to jakiś totalny crap rodem z Batmana i Robina. Scenografia też jest ostro przegięta (Joel byłby z niej zadowolony), fabuła bezsensowna (końcowe twisty przyprawiają o zgrzytanie zębami), a całość ma siedem zakończeń i ciągnie się tak bardzo, że już na etapie z wieżą jęczałem: kooooończ się, no kooooończ się wreszcie.

Ale najgorsze, absolutnie najgorsze są pokoje, w których trzeba zdejmować gości z ukrycia. Na początku były jeszcze OK, bo znów - hamowali się, ale kiedy mam dziewięciu ludzi z bronią, termowizją i innym badziewiem snujących się jak ślimaki po pomieszczeniu, boli każda sekunda stracona na oczekiwanie na okazję ubicia jednego bez zostania zmasakrowanym przez pluton egzekucyjny. Grałem na hardzie, BTW - gra nie jest trudna, ale w tych etapach wymaga ogromnej cierpliwości. Akcja po prostu staje w miejscu, wszystko opada.

Jednym słowem: jest to gra rozwleczona ekstremalnie, chaotyczna, ciskająca batmanowymi tropami w twarz, rzucająca na gracza wszystko bez większego pomyślunku. Byle więcej rzeczy naraz. Wolałbym skromniejszą historię z maksymalnie trzema głównymi wrogami, a nie czterdziestoma znanymi zabijakami z komiksów. Scenarzyści miotają się między wątkami tak bardzo, że w końcu zupełnie straciłem zainteresowanie.

U podstaw jest to gra wręcz wybitna (jak część pierwsza), ale wszystkiego jest tu za dużo, w zbyt dużym zagęszczeniu. O ile Asylum to kawa z łyżeczką cukru, to City jest cukierniczką, do której ktoś wlał trochę kawy. Jednym słowem: niesmaczne. 6/10

Odpowiedz
#91
Ja nie twierdzę, że to nie Batman. Twierdzę, że to chujowy Batman, przynajmniej w takiej interpretacji. Neesonowy Ra's był spoko, ale ten upiór-nindża z Arhkam to po prostu żart. Taka postać to w Power Rangers może kitowców z Księżyca na Ziemię wysyłać. Po prostu przegięli z "komiksowością" - tak jakby pojmowali ją w ten sposób, co Schumacher.

[Obrazek: 19_56883259.jpg] - kadr z Arkham City jak nic.

Odpowiedz
#92
Widzę, że fakt iż gra jest kolorowa sprawił, że dostałeś oczopląsu. Proponuje przeczytać kilka komiksów zanim zaczniesz krytykować Arkham City (Ra's jest właśnie taką postacią jak ta w grze, tylko u Nolana był inny), to że gra jest bardzo komiksowa ma się nijak do filmów Schumachera, które były w choooj tandetne, kiczowate, i infantylne.

Odpowiedz
#93
Wiem, że R'as Nolana jest inny - i dobrze, bo nigdy nie lubiłem tej postaci w komiksach. A gra jest przede wszystkim chaotyczna, cierpi na nadmiar postaci które tracą jakiekolwiek znaczenie i są sprowadzane do roli małych upierdliwości. Natomiast momentami odlatuje w taką oderwaną od rzeczywistości fantastykę, że dla mnie to nie Batman. "Moje" Batmany to historie pokroju Venom czy Dark Knight Returns, a nie pierdy z człowiekiem-gównem.

Odpowiedz
#94
To ja się wyłamię i pochwalę Arkham Origins właśnie za to, co niektórzy wymieniają jako wady. Na początek fabuła - najlepsza w serii, choć to samo w sobie żadnym osiągnięciem nie jest. Historia nie jest pretekstowa jak w Asylum i nie rozłazi się w końcówce City. Oczywiście warunkiem tego, jak bardzo (i czy w ogóle) spodoba się komuś główny wątek jest podejście do twista, które jeszcze przed premierę wywołało jęki i przewracanie oczami (u mnie też, przyznaję). Ja się na szczęście szybko przekonałem do wykorzystanego przez twórców rozwiązania.

Bardzo podobało mi się w tej części przedstawienie postaci. Bane w końcu jest villainem z prawdziwego zdarzenia, a tutorialowym bossem lub kiepskim żartem, jak to miało miejsce w poprzednim odsłonach serii. Główny antagonista prezentuje się po prostu świetnie, zarówno od strony wizualnej, jak i relacji z głównym bohaterem. A skoro już o protagoniście mowa, bardzo dobrze wyszedł twórcom ten młodszy, nieokrzesany i brutalniejszy Batman. W dodatku jest to miła odmiana po stoickim Gacku Conroya - a właśnie, aktorsko gra stoi rzecz jasna na najwyższym poziomie.

Walkom z bossami należy się podejście indywidualne. Najlepsza jest ostatnia konfrontacja z Banem oraz długa i spektakularna bitwa z Firefly'em. Na plus pozostałe potyczki z Banem i jego ludźmi, Deadshot (choć to odrobinę tylko lepsza kalka walki z Dentem), Croc (lepszy tutorial boss niż Bane). Nie podobała mi się walka z Copperhead (powtórka z R'asa), a o Anarchiście i Shivie nawet nie będę wspominać. Nie rozumiem też zupełnie co ludzie widzą w pojedynku z Deathstrokiem, będącym nudną paradą QTE.

Podoba mi się, że Origins jest mniej fantastyczne w porównaniu z City i bardziej stonowane wizualnie. Dzięki temu każda część serii ma swoją tożsamość, nawet jeśli pod względem rozgrywki są bardzo podobne... i tu dochodzimy do największej z nielicznych bolączek prequela. Arkham Origins to gra totalnie wtórna - walka, gadżety i przemieszczanie się po mieście to niemal dokładna powtórka z Arkham City. Wada ta jest oczywiście niezauważalna dla nowych graczy oraz nieistotna dla tych, którzy uważają gameplay z poprzedniej części za doskonały, ale nie można o niej nie wspomnieć.

Pomniejsze wady, takie jak garść bugów, niewykorzystany w pełni rozmiar mapy oraz utrudnione korzystanie z haka podczas przemieszczania się po mieście, bywają irytujące, ale ostatecznie są do wybaczenia.

Słowem podsumowania: Arkham Origins to gra trzymająca wysoki poziom serii, nawet jeśli nie jest takim skokiem jakościowym, jakim było City względem Asylum.

Odpowiedz
#95
Cytat:Historia nie jest pretekstowa jak w Asylum

Eee... Faktycznie się wyłamałeś:D

Odpowiedz
#96
Karan napisał(a):Bardzo podobało mi się w tej części przedstawienie postaci. Bane w końcu jest villainem z prawdziwego zdarzenia, a tutorialowym bossem lub kiepskim żartem, jak to miało miejsce w poprzednim odsłonach serii. Główny antagonista prezentuje się po prostu świetnie, zarówno od strony wizualnej, jak i relacji z głównym bohaterem. A skoro już o protagoniście mowa, bardzo dobrze wyszedł twórcom ten młodszy, nieokrzesany i brutalniejszy Batman. W dodatku jest to miła odmiana po stoickim Gacku Conroya - a właśnie, aktorsko gra stoi rzecz jasna na najwyższym poziomie.

Dokładnie to - świetny występ Bane'a i chyba najlepsza wersja Batmana na dużym i małym ekranie. Wkurwiony, zdeterminowany, popełniający błędy, po prostu porywający, mega usprawnienie w stosunku do poprzednich części, gdzie Nietoperz przez większość czasu po prostu... był.



Pod względem postaci, fabuły i mroczniejszego, bardziej realistycznego tonu Origins nie ma się czego wstydzić. Kuleje niedopracowany gameplay, optymalizacja i masa bugów.
http://huntersky.deviantart.com
''WHATTUP, BIOTCH!" - Harrison Ford

Odpowiedz
#97
Filmik zapodany przez Huntersky'ego przekonał mnie by sięgnąć po tę grę już teraz, a nie czekać na jakąś promocję. Batman w poprzednich dwóch częściach niby był komiksowy, niby był grany przez Conroya, ale jako postać był zupełnie pozbawiony...czegokolwiek. Fajnie się nim grało, ale z punktu widzenia scenariusza Batman w AA i AC świetnie wpisywał się w obiegową opinię, że to złoczyńcy i świat w tle, a nie sam Nietoperz tworzą to uniwersum. A tak nie powinno być.

(05-11-2013, 22:13)military napisał(a): to miałbym zarzuty do Pingwina z denkiem od butelki wbitym w twarz

A dla mnie właśnie Pingwin był najjaśniejszym punktem villainów z AC. Ponieważ był obrzydliwy z charakteru, a nie dlatego, że miał płetwy zamiast dłoni. Groteskowość Pingwina w tej grze nie polegała na fizycznej mutacji, tylko dlatego, że była to totalna szuja, gnida i po prostu facet tak odrażający z charakteru, że instynktownie chciało się przywalić mu w twarz. Pomyślałem, że gdyby kiedykolwiek przedstawić Pingwina na nowo na ekranie, w dajmy na to Nolanowskiej konwencji, to byłby to idealny sposób.
Fuck the cavalry and the committee that recieves 'em.

Odpowiedz
#98
Charakter Pingwina w AC był żaden - niby ubiera się jak jakiś żulerski elegant, ale tak ubierała się każda postać w tej grze. Nie zachowywał się jak Pingwin - arystokrata, więc nie wiem czemu miał akurat taki strój. Widać, że chcieli go zrobić właśnie takim bardzo groteskowym cockneyowskim gangsterem-żulem, ale moim zdaniem nie wyszło, bo to był po prostu zły zły człowiek - zły bo tak, zły w każdej chwili, bez motywacji do bycia złym. Był zły bo był zły i był bardzo zły, a do tego brzydki. Na dodatek ta butelka... To było głupie nawet jak na tę konwencję. Zwłaszcza wyjaśnienie jej obecności: podczas bójki w knajpie ktoś wbił mu ją w twarz. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to mogło wyglądać, żeby nie wyglądało głupio. Właśnie ten Pingwin jest jeszcze bardziej groteskowy niż u Burtona, i to bez powodu i bez sensu - bo nic z tej jego groteskowości nie wynika. Ma charakter jak każdy podstawowy przeciwnik w tej grze: jest po prostu przestępcą, nic więcej. Słabo!

Odpowiedz
#99
Pingwin w AC to był taki wanna-be arystokrata. Jak menda z ulic, który własną przebiegłością i bezwzględnością wbił się na "salony", ale pasuje tam jak pięść do nosa. Takie przynajmniej wrażenie zrobiła na mnie ta wersja. Myślę, że taki motyw to ciekawy pomysł na tę postać. I nie widzę niczego złego w Pingwinie, który jest po prostu właśnie uliczną mendą. Królem szumowin. Blue bloodem wśród skurwieli. I do tego ten jego charakterek, pamiętam, że autentycznie mnie wkurwiał, w taki dobry sposób. Nie ma nic złego w byciu złym, bo jest się po prostu gnidą ;)
Fuck the cavalry and the committee that recieves 'em.

Odpowiedz
Tylko że ja w nim nie widzę tego króla. Po prostu menda z ulicy, która nie wiadomo czemu ma szacunek.

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  PlayStation 5 i Xbox Series X - newsy, ciekawostki, problemy Pelivaron 93 15,217 29-09-2022, 11:33
Ostatni post: yacajackowski



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości