inTREATMENT [HBO]
#1
zagadka: kto może sobie pozwolić na nakręcenie telewizyjnego show, w którym dwoje (góra troje, jeśli sesja jest dla par) ludzi gada ze sobą przez 25 minut (tyle trwa pojedynczy epizod, w sumie jest ich 40), kamera stoi w miejscu, montażysta przecina tylko na kontrplany, a muzyka pojawia się wyłącznie na karcie tytułowej? no kto mógł sypnąć forsą na tak niedochodowe, nieatrakcyjne i afabularne przedsięwzięcie?

[Obrazek: intreatment.jpg]

oczywiście HBO. dotychczas obejrzałem 21 odcinków. oto co mam do powiedzenia będąc na półmetku:

konstrukcja serialu sprawia, że widz z równie wysublimowanym gustem co mój do teraz nie może się otrząsnąć z podziwu dla pomysłowości twórców. jak to zazwyczaj bywa, siła konceptu tkwi w jego prostocie. całość - o czym już przelotnie napomknąłem - składa się z 40 epizodów, przy czym nie o ilość tu chodzi, ale o sposób, w jaki one po sobie następują - otóż dzieje się to cyklicznie. jeden cykl = 5 odcinków, 5 odcinków = jeden tydzień. w każdym pierwszym epizodzie każdego kolejnego cyklu do drzwi gabinetu paula (gabriel byrne) puka melissa george, pielęgniarka, która zakochuje sie w swoim terapeucie i to zakochuje nie na żarty. odcinek drugi cyklu koncentruje się na problemach alexa, byłego pilota amerykańskich sił powietrznych; w odcinku trzecim próg gabinetu terapeutycznego przekracza nieprzyzwoicie inteligenta nastoletnia mistrzyni gimnastyki artystycznej z autodestruktywnymi ciągotami. postać to tak nietuzinkowa i fenomenalnie zagrana, że momenty z jej udziałem uważam za najlepsze w całym serialu. wreszcie odcinek czwarty - małżeństwo w kryzysie. co z odcinkiem numer pięć, będącym zwieńczeniem tygodnia? odcinek numer pięć przypada w udziale paulowi - facet odwiedza własnego terapeutę, u którego za młodu praktykował. imponujące i druzgocące zamknięcie kalendarzowego tygodnia.

[Obrazek: page3_blog_entry333_1.jpg]
powiedz mi, paul, tylko szczerze: to z moim fiutem jest coś nie tak czy z moją głową?

produkcje w klimatach in treatment czy glengarry glen ross, gdzie bohaterowie siedzą, stoją, czasem chodzą, ale przede wszystkim gadają, mają to do siebie, że aby zafascynować widza, muszą przestrzegać dwóch fundamentalnych zasad: 1. dobre dialogi; 2. jeszcze lepsze aktorstwo. jakakolwiek dramatopisarska sztampa czy niedopasowanie aktora do roli skutkują natychmiastową utratą wiarygodności. w in treatment postacie wspinają sie na wyżyny niebanału. ich problemy nie są wcale wydumane. nie jest tak, że biedny polak albo inny obywatel kraju trzeciego świata będzie podsłuchiwał (podkreślam: podsłuchiwał) bohaterów in treatment z myślą: "ci to ale mają dobrze w usa - kasy mają po samo czoło, więc z nudów wymyślają sobie problemy". w tym właśnie tkwi siła serialu - problemy nie są tu "wymyślone", są istotne i poważne, niejednokrotnie da sie wyczuć, że od ich pomyślnego rozwikłania zależy coś więcej niż zdrowie psychiczne pacjenta. nie ma bata, w pewnym momencie jeden z bohaterów (albo wszyscy chórem) zaczną przemawiać w imieniu widza. dla mnie na przykład najbardziej obce (oddalone) wydają się rozterki pary małżeńskiej. w pozostałych wypadkach, tj. na sesjach laury, alexa i sophie, zawsze zdarzają się takie chwile, które odbieram bardziej lub mniej osobiście.

[Obrazek: melissaaa.jpg]
też chce być terapeutą

tym, którzy jeszcze nie wiedzą, przypominam, że jest to serial wyprodukowany przez HBO - odważny w formie, bezkompromisowy w treści, mocny, niepokojący i niekonkluzywny, eksploatujący temat na maksa, poruszający najbardziej drażniące i niewygodne kwestie, przeplatający rzeczy trywialne z rzeczami wielkiego kalibru. jest to również dramat amerykański, nie polski, duński czy estoński, dlatego ogląda sie go z zaangażowaniem, w napięciu wyczekując następnej sesji i tego, co ona przyniesie. tak między nami mówiąc, przyłapałem się na tym, że bardziej od pytania, czy dany bohater wyjdzie na prostą, interesuje mnie to, jakie kompromitujące fakty wyciągnie z niego terapeuta. do refleksji.

Odpowiedz
#2
epizody 20, 21 i 22 - czego się zresztą spodziewałem, wnioskując z nienagannej, matematycznej konstrukcji serialu - okazały się być przełomowymi. nie zamierzam spojlerowac, więc ani słowa o tym, co się dzieje. spośród tych trzech odcinków, największe wrażenie robi epizod 22 (znając mechanizm następowania po sobie kolejnych odcinków, łatwo możecie wykombinować, kto z kim rozmawia w owym epizodzie) - jest naprawdę dosadny. pod każdym względem. podłe dialogowanie, wyciąganie brudów, ciosy poniżej pasa. już na wejściu rzuciły mi się na oczy techniczne nowinki, których wcześniej nie odnotowałem: po pierwsze, statyczna kamera filmująca pod kątem (w podręcznikach do nauki rzemiosła oznacza to niestabilność, zagrożenie, niepokój etc), po drugie, im dalej w las, tym operator coraz częściej pozwalał sobie na kręcenie z ręki, wreszcie po trzecie, nieprzyjazna atmosfera panująca zarówno w gabinecie paula, jak i na zewnątrz, poza domem (poza domem, bo facet przyjmuje pacjentów u siebie w domu - ma specjalnie wydzielony do tego celu pokój; czasami słychać jak na piętrze chodzi jego żona, odbiera telefony itd).

in treatment to diabelnie zniuansowana rzecz, a co za tym idzie, cholernie pouczające doświadczenie. a gabriel byrne to król wszystkich psychiatrów.

Odpowiedz
#3
serial jest bardzo nietypowy. w życiu nie spotkałem się formułą, żeby intymne treści podawać w tak fascynujący, podsycający ciekawość sposób.

ja widzę to tak: co robisz, kiedy osiągniesz doskonałość? możesz spocząć na laurach, albo podjąć wysiłek i stworzyć coś, co przedefiniuje pojęcie doskonałości. niekoniecznie w sensie: "lepsze", ale "inne". tym jest właśnie in treatment dla takiego tyranozaura jak HBO. absolutnie wybitny serial. najwyższa półka. a najbardziej rozpieprzające w tym wszystkim jest to, że nie da się nazwać go eksperymentem - po prostu pokryty patyną, zapomniany klasyk.

Odpowiedz
#4
rozwaliła mnie - w pozytywnym sensie - jedna opinia o serialu. że zacytuje:

dla mnie serial miazga.
no są różne gadki z sajkologiem.
bardzo ciekawe.
dla kumatych.


recka full pro. podoba mi się:)

Odpowiedz
#5
Na razie bardzo krótko, bo dopiero jestem po 3 odcinkach: kino gadane na poziome JFK jak nie wyżej. Oglądam jak zahipnotyzowany, nie wiem co się wokół mnie dzieje. Jedyne czego bym obecnie chciał to trochę dłuższych odcinków (serialowa sesja trwa godzinę, odcinek o niej mówiący 25 minut). Aha, Gabriel Byrne jest kapitalny. Ostatnio dziwnym trafem zdarzyło mi się, praktycznie pod rząd, nadziać na 3 produkcje w których gra. Świetny aktor.

Aha:
Cytat:a muzyka pojawia się wyłącznie na karcie tytułowej

Nieprawda. :)
Bodie: He's a cold motherfucker.
Poot: It's a cold world Bodie.
Bodie: Thought you said it was getting warmer.
Poot: The world goin' one way, people another yo'.

Odpowiedz
#6
wiedziałem, ze ktoś się tego czepi:) nieprawdą jest również to, że montażysta przecina tylko na kontrplany - czasami tnie na plany podwójne:)

Odpowiedz
#7
ostatni epizod ma taki moment, że na kilka sekund przestałem oddychać. ale zostawmy go w spokoju. w czasie jednej z sesji wyłączyli prąd. nie u mnie w domu, w domu paula. paul zapytał jake'a (przyszedł bez małżonki), czy wszystko ok, czy mogą dalej rozmawiać w takich warunkach. jake odparł, że mogą, więc usiedli i kontynuowali przerwaną rozmowę. pod koniec wizyty jake rzucił: gdyby to był film, teraz właśnie wróciłoby światło. montażysta tnie na plan podwójny jake'a i paula, widać pokój zatopiony w półmroku i wyciemnienie. światło nie wróciło.

piszę o tym, ponieważ nigdy nie zdarzyło mi się oglądać na filmie sytuacji, ze elektrownia odcina dopływ prądu do ulicy, przy której mieszka główny bohater. tak w ogóle to byrne całkowicie zrósł się ze swoim gabinetem. sporo w nim detali, które mówią o postaci więcej niż dialog. na przykład ten gustowny gadżet stojący na półce w jego gabinecie - długa szklana forma w kształcie prostopadłościanu, wypełniona błękitną cieczą, kołysząca się delikatnie raz w jedną, raz w druga stronę. moim zdaniem oznacza potrzebę zbalansowania czegoś. w podobnym klimacie zaprojektowana i wykonano kartę tytułową.

niezapomniany, wspaniały serial.

winien jestem małe sprostowanie: pierwszy sezon (i jak na razie jedyny) liczy sobie nie 40, lecz 43 epizody.

Odpowiedz
#8
Mental, zaskoczyłeś mnie. Nie sądziłem, że ten serial Ci się spodoba.
Zgadzam się z tobą w 100%.

Jeśli ktoś uważa, że taki Lost, Heroes czy House to serial dramatyczny to niech obejrzy in Treatment. Nigdy nie widziałem tak sterylnego, mocnego i DRAMATYCZNEGO serialu. Tutaj nie ma miejsca na rozrywkę, akcje, dowcipy i wypasione teksty. Obserwujemy ludzi i ich problemy. Słuchamy i próbujemy zrozumieć. To nas wciąga i chcemy dowiedzieć się o nich więcej.

Aktorska uczta. Nie tylko Gabriel Byrne wymiata na ekranie. WSZYSCY aktorzy to prawdziwi aktorzy. Mia Wasikowska jest genialna. Melissa George, Dianne Wiest również dorównują poziomem.

Każdy odcinek jest na bardzo wysokim poziomie. Domyślamy się jak może skończyć się ten serial, a mimo to twórcy nas kopią po jajach. Naprawdę. To na co czekaliśmy przez ponad 40 odcinków na końcu wydaje się nieistotne.

Geniusz.

Tylko HBO może zrobić taki serial.
Obecnie jest robiony 2 sezon, chociaż serial osiągnął fatalną oglądalność. Serial, jak Mental zauważył, jest dość tani w realizacji (ta sama scenografia, 2 lub 3 aktorów) - być może dlatego zdecydowano się na kontynuację.

Odpowiedz
#9
Cytat:Mental, zaskoczyłeś mnie. Nie sądziłem, że ten serial Ci się spodoba.

ja nie czuje się zaskoczony. wiedziałem (czułem), że mi sie spodoba.

Cytat:serial osiągnął fatalną oglądalność

a to ci dopiero nowina:)

Odpowiedz
#10
scena ze światłem, o której pisałem. film nie zawiera spojlerów.


Odpowiedz
#11
Cytat:Jeśli ktoś uważa, że taki Lost, Heroes czy House to serial dramatyczny
litości... Jesli ktos uważa że to sa w 100% dramaty, to w życiu nie załapie, czy jest dramat prawdziwy.

Odpowiedz
#12
Co to jest "plan podwójny"?

Odpowiedz
#13
plan ukazujący dwójkę grających ze sobą aktorów (two-shot). mogą siedzieć, stać, mogą być filmowani z profilu, cokolwiek.

Odpowiedz
#14
Nie chcę za bardzo oftopować, ale zastanawiam się, czy zastosowanie słowa "plan" jest tu zasadne. Plan <jakiśtam> mówi o stosunku rozmiaru postaci do ram kadru, a nie o ilości postaci w kadrze. Pytam, bo nigdy nie spotkałem się z określeniem "plan podwójny", prędzej "plan dwójkowy" choć i to określenie nie wydaje mi się do końca trafne.

Odpowiedz
#15
dlatego bardzo często używa się określeń: plan średni podwójny, plan pełny podwójny etc.
po raz pierwszy zetknąłem się z tym nazewnictwem w książce mascelliego (5 tajników warsztatu filmowego).

Odpowiedz
#16
Też trochę topornie. Określenie "plan pełny podwójny" ma zastosowanie jedynie do kadru gdzie obydwie postacie są w planach pełnych. Tą metodą nie znajdzie się chyba nazewnictwa np. dla zewnętrznego kontrplanu gdzie jedn postać jest w planie bliskim, albo detalu a druga w planie pełnym czy amerykański. Ale ok, tak tylko sobie dywaguję - offtop można uznać za zamknięty i spalić :)

Odpowiedz
#17
Cytat:Określenie "plan pełny podwójny" ma zastosowanie jedynie do kadru gdzie obydwie postacie są w planach pełnych.

otóż to.

Odpowiedz
#18
Podczas tego serialu nawet najwięksi twardziele outują się ze swoją wrażliwością - różowiutkim mięskiem pod skorupą cynizmu;). (Swoją drogą, bardzo lubię blog Marcelego).

Podobnie Radkowicki ze Zsypu.
Cytuję:
Dlatego właśnie wolę oglądać filmy, w których są eksplozje, ciężko ranni, seks i duże roboty od tych, w których jest o ludziach. Po obejrzeniu 9 odcinków In treatment czuję się, jakby ktoś wbił mi nóż w mostek, rozpruł mnie do krocza, przegrzebał moje flaki, znalazł gruczoł albo organ odpowiedzialny za uczucia i wrzucił go do miksera. Skończyłem właśnie oglądać odcinek, w którym była zaimprowizowana sesja z żoną i muszę się położyć.
Świetna rzecz ale rusza takie struny we mnie, że nie jestem pewien czy chce to dalej oglądać. Sesje z Laurą są dla mnie trochę za ciężkie do zniesienia. Oczywiście, znając swoje tendencje do testowania pewnych granic, obejrzę to w bólach do końca i sobie czas jakiś pochoruję. Ostatnio tak się czułem po Requiem for a Dream i po Jin-Roh. Tak, że wiecie czego się spodziewać. I raczej nie będzie dłuższej notki o tym serialu, bo musiałaby się skończyć pisaniem o rzeczach, do pisania o których nie jestem, i chyba nigdy nie będę gotów. Nawet mając dziesięcioletni staż w sieciowym ekshibicjonizmie.


Jestem po pierwszym cyklu. Nie chwyciło, ale już uwiera. Bez schematów. Aktorstwo mega - już teraz wiem, że młodziutka Mia Wasikowska to objawienie. Jutro nastepny cykl. Wracam do seriali.
DON'T BLINK AND TURN LEFT.

Odpowiedz
#19
Obejrzałem sobie szybciutko pierwszy odcinek i pomimo tego, że do kilku rzeczy się można troszeczke przyczepić to czuję, że będzie co oglądać.

Widział ktoś może pierwowzór In Treatment - izraelski "Be'Tipul"? Dobre to? Lepsze?

Odpowiedz
#20
simek napisał(a):izraelski "Be'Tipul"?

Nie ma napisów, więc raczej trudno będzie to oglądać ;-)

Obejrzałem dzisiaj kolejny raz 33 odcinek. Na końcu jest taka idealna cisza między Sophie i Paul. Sophie nie śpieszy się do wyjścia, a Paul wcale nie chce jej wyrzucać. Coś niesamowitego.

Naprawdę. Zaraz po "Six Feet Under" to najambitniejszy serial jaki miałem okazję obejrzeć.

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  








Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości