Jeździec znikąd (1953) - reż. George Stevens
#1




Być może moja ulubiona scena w historii kina. Chyba nigdzie indziej nie widziałem tak sugestywnego, efektownego minimalizmu. Jeden z najbardziej ogranych schematów, moment jakich było w kinie tysiące - zmieniony w absolutny kult najprostszymi środkami. Teoretycznie to mgnienie oka, w którym niewiele się dzieje. Ot, na zabłoconym i opustoszałym zadupiu Dzikiego Zachodu dwóch farmerów przyjeżdża po zaopatrzenie do sklepu zarządzanego przez bandytę chcącego ich - wraz z całą resztą lokalnej społeczności - wysiedlić, zagarniając całą ziemie dla siebie. Jeśli będzie to możliwe, to w świetle prawa.

Farmerzy powoli siodłają konie, a najęty zbir zbliża się w tle wraz ze złowrogą muzyką i charakterystycznym, ciężkim dźwiękiem ostróg. Na jego zaczepkę reaguje jeden z nich i idzie ku niemu, mając dość zastraszania. Idzie niepewnie, brocząc w błocie, a jego przyszły oprawca patrzy na to z uśmieszkiem z góry, wygodnie rozpostarty. Gdy przechodzi wokół sklepu, ten idzie za nim, patrząc na niego jak drapieżnik na polowaną zwierzyną tuż przed skokiem. Mężczyzna waha się, patrzy za siebie - na niebie rozlega się dźwięk piorunów, słońce przez chwilę rozświetla kierunek odwrotu, jakby dając mu podpowiedź. Wszystko nakręcone archaiczną kamerą nadającą wrażenia realizmu, pogłębianego jeszcze przez tą surowość otoczenia i powolne, statyczne kadry. Oglądając miałem lekkie ciarki, jakby ten moment mocno zadziałał na moją wyobraźnię.

Potem następuje klasyczny już dialog, w czasie którego bandyta zakłada rękawiczkę, a potem, mając już na muszce sprowokowanego farmera... po prostu patrzy na niego i się uśmiecha. Te parę sekund, które zapisało się w historii Hollywood. Ten właśnie moment pojawiał się potem w innych filmach - ostatnio widziałem jak oglądał go Charles Xavier wraz z córką Wolverine'a w "Loganie". :) Odniesień jest dużo więcej: Sergio Leone skopiował jedną scenę w swoim "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", cały monolog użyty w "Życzeniu śmierci", scena oblewania drinkiem w całej masie filmów, w "Negocjatorze" jest dyskusja na temat losu głównego bohatera, Nog ogląda fragment w "Star Treku", parodiowany w "Czy leci z nami pilot"... a nawet słynne "you talking to me?" w Taksówkarzu swoje źródło ma właśnie w "Jeźdzcu znikąd".

Mam wrażenie, że w tamtych czasach aktorzy drugiego - i dalszego zresztą też - planu dawali z siebie dużo więcej. Jack Palance pojawia się w dwóch parominutowych scenach, poza tym migając parę razy gdzieś w tle, w milczeniu.
Te dwie sceny wystarczyły, by stał się kultowym czarnym charakterem i by zgarnąć deszcz pochwał wraz z nominacją do Oscara. Zakładanie rękawiczki, dźwięk ostróg, upiorny głos i wyraz twarzy, demoniczny uśmiech. Poczekanie kilka sekund przed zabiciem ofiary - takie drobne szczegóły, a jak nadające wiarygodności i zapadające w pamięć. Zresztą to samo tyczy się większości postaci: zabity przez niego farmer również pojawia się tylko na chwilę w tle, w paru scenach, a jest bardzo charakterystyczną kreacją. W dzisiejszych czasach aktorzy już na drugim planie często grają na autopilocie, jakby czekali tylko na odbiór czeku, a w tamtych nawet postacie epizodyczne są zagrane z sercem.

"Shane", czy też "Jeździec znikąd" to czołówka westernów. Może nie wytrzyma porównania z nieco lepszymi "W samo południe", czy "Pewnego razu na dzikim zachodzie", ale jest tuż, tuż pod nimi. Fabuła jest tak prosta jak tylko się da: tajemniczy przybysz zaprzyjaźnia się z napotkaną przypadkowo rodziną, której postanawia pomóc. Mały chłopiec traktuje go jako członka rodziny i autorytet, wręcz bohatera... a konflikt z mieszkającymi nieopodal bandytami zbliża się nieuchronnie. I tyle. Czym się ten film wyróżnia, to pięknymi kadrami pejzaży Dzikiego Zachodu, przeplatających pustkę, pustynię i błoto, z sielskim widokiem gór, rzek i jezior. No i sumiennym budowaniem ciepłych relacji skontrastowanych z zimnym okrucieństwem po drugiej stronie. Postaciami, z których każda jest sumiennie stworzona przez scenarzystę i aktorów.

Opisana przeze mnie na początku scena to przebłysk geniuszu, szczytowy moment filmu, któremu dorównuje tylko zakończenie, przez te wszystkie lata prowokujące do dyskusji. Tak jakby dużo lepszy Nolanowy bączek tamtych czasów. :)

Oczywiście jak to wtedy było, nie każda rola dobrze się zestarzała, w niektórych może nieco irytować ta przesadna i nieco sztuczna teatralność, a prym w niej wiedzie dość dziwny dzieciak zbyt często zajmujący swą twarzą niemal cały kadr. Ale to pierdoły - film jest naprawdę dobry i wart obejrzenia, a dla fanów westernu po prostu pozycja obowiązkowa. Jedno z tych dzieł, które wyraźnie wpłynęło na przyszłość kina.
9+/10

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Tombstone (reż. George P. Cosmatos) Hannibal 46 11,876 26-01-2024, 15:13
Ostatni post: Scheckley
  Three Thousand Years of Longing (2022) reż. George Miller Kuba 49 7,214 29-08-2023, 21:34
Ostatni post: simek
  See How They Run (2022) reż. Tom George Kryst_007 2 630 21-09-2022, 05:45
Ostatni post: Kryst_007
  Cena strachu (1953) reż. Henri-Georges Clouzot nawrocki 22 6,944 11-09-2021, 01:42
Ostatni post: Gieferg
  The Longest Ride (reż. George Tillman Jr.) wrazart 1 1,443 25-07-2015, 15:12
Ostatni post: piczympoom
  The Ides Of March (reż. George Clooney) Rodia 12 3,545 25-03-2012, 13:44
Ostatni post: wujo444



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości