Tombstone (reż. George P. Cosmatos)
#1
[Obrazek: tombstonex.jpg]

Lester Moore tu spoczywa, dostał 4 kule, tak bywa.
Czarny humor pojawia się już na początku filmu, gdy wjeżdżając do miasta widzimy ten zabawny napis na nagrobku. To zapowiedź tego co zobaczymy później, czyli poważna historia pełna humorystycznych elementów. Świetne połączenie powagi z czarnym humorem, tak wyważone, że mimo wielu zabawnych elementów pamiętamy że w rzeczywistości to tam nie ma żartów. Takie zagrania nie są niczym nowym, wystarczy sobie przypomnieć jak Clint w "Za garść dolarów" mówi oprychom żeby przeprosili jego muła bo się na nich obraził.

Zaczyna się mocno, banda Kowbojów wpada na wiejskie wesele i wyżyna wszystkich uczestników, na moment oszczędzają pannę młodą, ale po zrobieniu z niej użytku odsyłają ją do męża. Wydawało się że księdzu się upiecze, ale gdy zbyt długo cytował apokalipsę to Johnny Ringo (Michael Biehn) posłał mu kulę między oczy, bez słowa, bez mrugnięcia okiem. Ten moment zawsze mnie mocno elektryzował.
Dalej jest równie wesoło, ale na chwilę mamy sielankę gdy rodzina Earpów przyjeżdża do Tombstone żeby rozpocząć nowe życie i wzbogacić się.
Kowboje pełzają po miasteczku, szukają zaczepki i zachowują się jak dresy. W końcu podpadają u rodziny Earpów, a Wyatt Earp znowu musi założyć dawno porzuconą odznakę szeryfa i wrócić do robienia tego co umie najlepiej, czyli do wyrywania chwastów. Dalej mamy krwawe, wysokooktanowe kino zemsty. Co ciekawe, wydarzenia przedstawione w filmie w dużej mierze pokrywają się z historią.

Tombstone od dawna już uważałem za swój ulubiony western, nie mogę go co prawda uznać za najlepszy, ale z pewnością jest to ważna pozycja. Dla mnie to film wyjątkowy, wszystkie kult-sceny zawsze mnie tak samo elektryzują, postacie, dialogi, czarny humor, cała masa elementów które swą mocą wprost rozsadzają ekran.
Aktorstwo! Wystarczy że wspomnę tu od dwóch gościach: Michael Biehn i Val Kilmer. Dla obu panów to życiowe role, obaj dali tu największe popisy w swoich karierach. Biehn ze swoim szalonym spojrzeniem wypadł tu jeszcze lepiej niż w Otchłani. Kilmer za rolę suchotnika powinien dostać Oscara. Jedna z najlepszych i najlepiej zagranych postaci filmowych. Prawdziwą perełką jest scena w której obaj panowie spotykają się w knajpie, pojedynek na spojrzenia, docinki (po angielsku i po łacinie) oraz żonglerka pistoletem i kubkiem. Świetna i zabawna scena która powinna być wpisana na listę światowego dziedzictwa kulturowego.
Do pełni zachwytu czegoś jednak niestety brakuje, bo pomiędzy tymi kult-scenkami z których zbudowany jest film znalazło się kilka drażniących elementów, zawsze mnie strasznie denerwują, zwłaszcza że poza nimi wszystko jest tip-top i na najwyższym poziomie. Rzeczy które mnie drażnią to:
-zbytnie uproszczenie fabularne i łatwość z jaką Earpowie dostają udział w grach w knajpie. Najpierw ludzie mówią że tam ostra rzeźnia jest i nikt nie chce tam grać, tak jakby tam jakaś mafia Tony'ego Montany rządziła, a okazuje się że krupierem jest tam jakiś drobny cwaniaczek któremu zbiera się na płacz jak mu Wyatt da po mordzie, i nagle właściciel obiecuje im 25% zysków.
-strzelanina w OK Corral, najpierw Earpowie trafiają gładko tam gdzie chcą, a potem nagle celność im się popsuła i w 4 szczelają do jednego delikwenta z 4 metrów i trafić nie mogą.
-strzelanina nad rzeką, kule śmigają z każdej strony, a nagle Wyatt wstaje i idzie prosto w kierunku Kowbojów, kule się go nie imają zupełnie i rozwala sobie kogo chce, ale w niego nikt trafić nie może.
- nie zabijają Stephena Langa gdy ten porzuca czerwoną chustę, ja bym skurwiołka rozwalił:)

Mimo tych paru mankamentów, film ciągle jest fantastyczny, wspaniałość wszystkich kult-scen przyćmiewa wszelkie niedociągnięcia. Romanse i wątki kobiece akurat niekoniecznie do westernów pasują, ale jak historia to historia.
Podsumowując Tombstone jednym słowem: MOC!

[Obrazek: tomb1.jpg]

[Obrazek: tomb2.jpg]

Odpowiedz
#2
Kurt i Biehn wymiatają (i pomyslec, ze pierwotnie to Rourke mial byc Ringo), Kilmer prawie w każdym filmie mnie wkurza, więc tu nie jest inaczej.

-You go hell!
- You first.
najlepsze, co można zrobić z dobrą radą, to podać ją dalej

Odpowiedz
#3
To ja powtórzą moją wypowiedź z Krótkiej piłki sprzed dwóch lat o wersji Director's cut:

Powtórny seans, po przynajmniej 10letniej przerwie. Film to dobry, ale stojący trochę w rozkroku, pomiędzy poważniejszym, bliższym rzeczywistości obrazie Dzikiego Zachodu, a elementami lekkiej tandety i kiczowatości, przywołującymi w pamięci klasyczne westerny (niektóre kostiumy, dialogi, sceny i aktorstwo). Gdybym jednak musiał wskazać, na którą stronę balans chwieje się bardziej, wskazałbym jednak na realizm.
Dobra kreacja Vala Kilmera w roli suchotnika, dosyć nierówna Kurta Rusella jako Wyatta Earpa, a w tle plejada różnych mniej lub bardziej zacnych aktorów kinowych i telewizyjnych. Wątek z oczyszczaniem miasta z Kowbojów przyciągający uwagę widza, gorzej z wątkiem miłosnych rozterek Wyatta, który jest nużący, nieprzekonujący a chwilami wręcz koślawy. Podobnie motyw uzależnionej od Laudanum żony bohatera, który to zostaje zresztą później zignorowany przez reżysera, któremu nie chciało się postawić kropki nad i, ograniczając się do komentarzu pisemnego o tym co się z nią stało, w napisach końcowych. Podsumowując, dość nierówny film, wiele scen pokazuje, że w reżyserze i obsadzie tkwił duży potencjał, który nie został przez nich w pełni wykorzystany. Obejrzeć można, ale specjalnej ochoty na powtórny seans przez przynajmniej kolejne 10 lat raczej nie będę miał.

Odpowiedz
#4
przynajmniej dwa razy w roku muszę ten film zobaczyć, aby poprawić sobie samopoczucie. miód na moje serce. plakat filmu Cosmatosa wisi na ścianie biura szeryfa w serialu Justified.

9/10

Hannibal napisał(a):Lester Moore tu spoczywa, dostał 4 kule, tak bywa.

:)
<ok>

Odpowiedz
#5
Dawno ten film widziałem, ale wydaje mi się, że był w nim taki zabawny dialog:
- Jesteś pijany, na pewno widzisz podwójnie.
- Mam dwa rewolwery. Nie mogę chybić.

Film na pewno należy do najlepszych westernów lat 90., mimo że zrobiony jest w klasycznym stylu, twórcy nie przejmowali się tym, że western przez lata się zmieniał, nie próbowali więc dodawać nowych motywów.

Val Kilmer zwykle mnie wkurza, ale gdybym miał wybrać jego najlepszą rolę to będzie to rola 'Doca' Hollidaya. Jednak w dużej mierze rola ta nie jest udana ze względu na aktora tylko ze względu na scenariusz, który tej postaci dawał duże pole do popisu.

Najlepszym filmem o strzelaninie w Tombstone do dziś pozostaje "Pojedynek w Corralu O.K." (1957) Johna Sturgesa z Burtem Lancasterem (Wyatt Earp) i Kirkiem Douglasem ('Doc' Holliday).

Odpowiedz
#6
mariusz napisał(a):- Jesteś pijany, na pewno widzisz podwójnie.
- Mam dwa rewolwery. Nie mogę chybić.
- Mam dwa rewolwery, po jednym na każdego z was. :P

Proponuję przyjrzeć się scenie - Kilmer obraca tam obydwa rewolwery. W przeciwnych kierunkach. Miazgator.

Odpowiedz
#7
taka cicha prośba: jakby ktoś widział Tombstone na półce w sklepie, a będzie przy kasie, niech kupi i mi wyśle za pobraniem - bo nie mogę go zanabyć a zamawiałem już chyba w 10 sklepach i-netowych. A tak już w temacie, to naprawdę świetny western i tyle :)
loading podpis...

Odpowiedz
#8
W sumie rozczarowanie. Wywalcie znakomitego Doca Holidaya, a okaze sie, ze procz powalajacej liczby znanych nazwisk w obsadzie, nie ma w tym filmie nic elektryzujacego. Liczba wysokooktanowych, mocnych momentow rowna sie liczbie sielankowo-przygodowych o temperaturze dajmy na to Siedmiu wspanialych, zas watek romansow Wyatta, jak juz wspomnial Tyler, niepotrzebnie rozmydla fabule i zostal wprowadzony tylko po to, zeby panie, ktore przyszly do kin z mezami, nie nudzily sie na meskim filmie.

Odpowiedz
#9
Nie jest to pierwszy film, który robi jedna rola :P

Odpowiedz
#10
Jasne jak slonce, ze nie. I co w zwiazku z tym? ;)

Odpowiedz
#11
Nic, nie bój się, nie mam zamiaru przekonywać Cię, że to zajebisty film. Mi się bardzo podoba, oglądać głównie ze względu na Kilmera i tyle.

Odpowiedz
#12
Craven napisał(a):zajebisty film
Podpisuję się. Oczywiście z westernowymi potworami OUATITW i TGTBATU nie może się równać, ale nie chodzi przecież o porównania, ale ocenę filmu jako takiego.

Odpowiedz
#13
Przypomniane po latach - wciąż się trzyma i jest bardzo blisko zajebistości, do której niepodważalnie zbliżają go trzy rzeczy:

- obsada - fakt faktem, że w momencie kręcenia połowa z nich nie była znana, ale tak czy siak w co drugiej roli dostajemy jakiegoś przekozaka. A rządzi i dzieli rzecz jasna Kilmer - w głowie się nie mieści czemu choćby nominacji nie dostał za tą rolę.

- muzyka - po prostu klasyka i geniusz!

- realizm zmieszany z epą - co prawda nie we wszystkim dostajemy 100% prawdy, bo to w końcu hollywoodzki film, ale bardzo dużo się zgadza, a i większość wygląda naprawdę ok, nawet pomimo kilku teatralnych scen na popis, poza tym ilość świetnych onelinerów i bezpardonowości w pokazywaniu przemocy/zemsty/spustoszenia, bez jednoczesnego epatowania tymże zasługuje na uznanie, szczególnie dziś

Co na minus:
- ww wątek romansowy, który pasuje jak pięść do nosa, mimo iż sam w sobie otrzymuje jedne z najładniejszych ujęć i parę ładnych tematów

- słabo rozwinięte niektóre wątki poboczne, np. wątek żony Wyatta, z którą ten przebywa tak mało, że aż dziw bierze, iż to jego żona w ogóle; podobnież wątek McMastersa pociachany niemiłosiernie i gdyby nie prolog, to te jego wątpliwości można by wziąć za jakieś kosmiczne objawienie.

- skrót montażowy zemsty Earpa na Kowbojach - już pomijając ilość trupów względem historycznej prawdy (na ekranie istne Commando, choć w rzeczywistości zginęło niewiele osób), to wygląda to nieco tandetnie i jest zwyczajnie niepotrzebnie pokrócone.

- chwilami siada tempo i napięcie, a parę pomniejszych scenek ma rozwiązania z dupy.

Generalnie jednak to wciąż cholernie dobry western z kilkoma pamiętnymi scenami.

8 / 10
Don't play with fire, play with Mefisto...
http://www.imdb.com/user/ur10533416/ratings

Odpowiedz
#14
A ja wczoraj obejrzałem. Bardzo słaby film.
Zachęciła mnie kreacja Kilmera, która faktycznie była genialna i tworzyła najlepsze sceny. Dobry też jest Michael Biehn i niektóre sceny z Kowbojami, szczególnie ta, gdzie ich herszt urządza dla zabawy strzelaninę w miasteczku.

Beznadziejny jest Kurt Russell. Drewniany, w założeniu twardy, a zachowuje się i wygląda lalusiowato. Jego relacje z żoną i ten romans wyszły bardzo nieprzekonująco.

A najgorsze są te jego rozterki. Zastrzelili 5 Kowbojów, którzy w odpowiedzi przestrzelili ramię jego kumplowi (wow)... Earp wygląda jakby miał się popłakać, a scena gdy ranny kumpel mówi "odejdź", z dramatyczną muzyką w tle, jest przeciągnięta do granic możliwości.
Twardy, słynny szeryf, który niejedno już widział, a tu coś takiego.

No i głupota Kowbojów. Jest ich stu, a na początku filmu pokazano, jacy są bezwzględni. Ich herszt został aresztowany, tak samo jeden z ludzi.
Przyjeżdżają więc kompletnie pijani w 6, przeciwko 4 (wśród których jest słynny szeryf i rewolwerowiec), wrzeszcząc po całym mieście, że ich zamordują. No i co? Krótka strzelanina, ginie 5 z nich.

Potem te idiotyczne urywki, pokazujące jak zabijają kolejnych Kowbojów.

Ale wszystko bije na głowę scena w lesie, gdzie 4 bohaterów otoczonych przez kilkudziesięciu Kowbojów, skryci za pniami, pod ostrzałem, nie wiedzą co robić. Na to Earp wstaje i z krzykiem biegnie prosto na nich. O dziwo żaden Kowboj nie trafia. Ich herszt również wstaje, wybiega prosto przed szeryfa... strzela 5 razy z BARDZO bliskiej odległości i oczywiście nie trafia... wyciąga strzelbę na co szeryf w slow motion ryczy przeciągłym "NOOOOOOOOOOOOO"... zabija herszta, po czym wszyscy bezpiecznie uciekają.

Pod koniec to się zaczyna robić pastisz.

Moim zdaniem tylko dla rewelacyjnego Vala Kilmera warto ten western obejrzeć. Na youtubie obejrzałem kilka scen z Dociem Hollidayem, okazało się, że to najlepsze sceny z całego filmu... 5/10

Odpowiedz
#15
(11-07-2010, 00:43)Hannibal napisał(a): [Obrazek: tomb2.jpg]

On mi chyba przypominał Saxona z Appalossy lub Saxona z innego westernu.

welcome to prime time bitch!

Kenner, just in case we get killed, I wanted to tell you, you have the biggest dick I've ever seen on a man.

Odpowiedz
#16
Obejrzane chyba po raz 5 i nie ma opcji. To jest mój prezent na gwiazdkę. Ten film to destylat mocy i epickości. Fantastyczna obsada i strzał w 10 jeżeli chodzi o casting. Doc Holliday w wykonaniu Vala to mistrzostwo świata, jego dialogi, cięte riposty, sposób bycia - coś kapitalnego, a reszta nie zostaje w tyle, oj nie! Reszta dostosowuje się do wysokiego poziomu. Kiedy Wayatt mówi:
- You tell 'em I'm coming! And Hell's coming with me you hear! Hell's coming with me!
to siedzę na końcu kanapy obgryzając paznokcie, a na twarzy mam szaleńczy uśmiech :)
Jeden z najlepszych westernów jakie widziałem, o ile nie najlepszy.

Ode mnie 9/10

Coś pięknego. Swoją drogą im starszy jestem tym bardziej lubię westerny :)

Odpowiedz
#17


Cały Doc ;) "Say when" - uwielbiam ten tekst.

Odpowiedz
#18
Wolę tekst:

- "I'm your huckleberry..." ;)

W ogóle to chyba jeden z nielicznych filmów, gdzie Bill Paxton mnie nie irytuje.

Odpowiedz
#19
Najlepsze napisy końcowe w historii?


Odpowiedz
#20
Czy ja wiem?... Napisy jak napisy... Żółte, i tyle... :)

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Three Thousand Years of Longing (2022) reż. George Miller Kuba 49 7,209 29-08-2023, 21:34
Ostatni post: simek
  See How They Run (2022) reż. Tom George Kryst_007 2 625 21-09-2022, 05:45
Ostatni post: Kryst_007
  Mandy (2018) (Reż. Panos Cosmatos) (Starring Nicolas Cage) Lawrence 45 10,091 29-12-2018, 03:09
Ostatni post: Mierzwiak
  Jeździec znikąd (1953) - reż. George Stevens Capt. Nascimento 0 993 21-10-2017, 01:06
Ostatni post: Capt. Nascimento
  The Longest Ride (reż. George Tillman Jr.) wrazart 1 1,440 25-07-2015, 15:12
Ostatni post: piczympoom
  The Ides Of March (reż. George Clooney) Rodia 12 3,541 25-03-2012, 13:44
Ostatni post: wujo444



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości