Filmy Disneya / Pixara
Król Lew (1994) - z kinowego seansu pamiętam tylko jedne ujęcie - jak Mufasa przemawia do Simby na początku. Bardziej utkwił mi ówczesny marketing - wrzeszczący Masaj w reklamach TV (co mnie przerażało) i teledyski Eltona Johna. Oczywiście kojarzyłem cały jazz - karteczki, koszulki, reklamy w Kaczorze Donaldzie, jedna z tych ilustrowanych książek streszczających filmy (gdzie w polskim tłumaczeniu Timon jest małpiatką, a Pumba kobietą xD). I dopiero jako 21-latek zrobiłem drugi seans w życiu w towarzystwie kumpli - spłynęło po mnie. Po 10 latach kolejna powtórka, tym razem po angielsku - i w sumie dalej po mnie spływa.

Jednocześnie jestem w stanie zrozumieć, czemu ten zarobił kupę hajsu i zostawił u tyle ludzi dobre wspomnienia, a zapewne wiele kotów otrzymało na imię Simba. Sporo tu dobra. Opening z masajskimi śpiewami powoduje głębokie ciary i z chęcią ujrzałbym to na dużym ekranie jako dorosły. Animacja nadal świetna. Człowiek do tej pory nie wychwyci, że gnu w wąwozie są komputerowe ( i dali im dość niecodzienne oczy wzmagając ich creepy factor i zwiastun złego).  Ładny też szczegół wychwyciłem - jak pojawia się Skaza w czasach dorosłości Simby, to widać rozjaśnienie na pysku, które w dzieciństwie Simby było zaciemnieniem (ukazujący, że lwy jednak się starzeją - coś co pominęły w Czasie Simby i uwierało mnie nawet za dziecka). To nadal wysoki poziom, choć jak zauważył Nostalgia Critic przy każdej edycji parę elementów było korygowanych jak u Lucasa w Star Wars. Nieznaczne i niezauważalne, a na pewno poprawiały parę rzeczy, choć parę przyczepień mam - np. w koncówce prologu Simbie (który w pierwotnej wersji on i Rafiki się nie ruszali) nagle ogon urósł.

A jak scenariuszu? Też w większości niegłupie i daje do myślenia. Jak tekst Mufasy, że bycie odważnym nie oznacza wpakowaniu się w oczywiste kłopoty (coś co polscy przywódcy powinni się nauczyć). W ogóle relacja między Simbą i jego ojcem to coś świetnego i lepiej przez to wybrzmiewa śmierć tego drugiego. Jak czytałem, śmierć ta wywarła takie mocne wrażenie, bo to pierwszy raz gdy pokazali ciało martwego rodzica, gdy np. matka Bambiego ginęła poza kadrem. I ginie w połowie filmu i to przez głównego złego.

Skaza to świetny czarny charakter. Ze sceny na scnee bardziej pokazujący jakim jest manipulanckim skurwielem wpędzającym niesłusznie w poczucie winy Simbę. I to chyba jedyny disneyowski villain, wobec którego zarzuty o queercoding są jak najbardziej uzasadnione ;].

Timon i Pumba raczej to nie są moi ulubieńcy (Rafiki nim jest), ale o tyle dobrze że obaj wciąż oprócz bycia comic reliefami są postaciami i adektatywnie do sytuacji potrafią się zachowywać poważnie. Przez to są wiarygodne. Pumba jest zatroskany smutkiem Simbą, Timon słusznie się boi lwów (a potem chce zrobić z Simby bodyguarda) i trochę jest nieczułym dupkiem, który gada nim pomyśli. Ej, puszczanie gazów Pumby było bardzo subtelne jak na tego typu humor i nie pozwolono nawet powiedzieć „pierdnąłem”. I o tyle fajnie robili, że zostawili słowo w sferze domysłów, bo Pumba mógł równie dobrze powiedzieć „masturbowałem się” lub inne świńskie słowo (ja tak kiedyś tak interpretowałem).

Mały Simba to wyjątkowo irytujący pryszcz pomiatający innymi, zwłaszcza Zazu (zabawnie się ogląda jak komediowo jest tratowany, miażdżony i poniewierany, wiedząc że za chwilę zginie Mufasa ;)). Dobrze o tyle, że ma reality check w starciu z hienami i podkreśla się jego głupotę i fakt, że dostaje opieprz od starego.

Choć oczywiście można się nabijać z małych głupotek typu Zazu siedzący cicho podczas przemowy Skazy, mimo że to pacnięcie łapą pokazywało, że sierściuch ma jakieś złe zamiary. I kwestia ojcostwa Nali ;). I, że Mufasa to neoliberalny rasista skazujący hieny na upośledznie ekonomiczne ;).

7/10

Odpowiedz
Zakochany kundel (2019) - oryginału nie chciało mi się powtarzać, bo kilka lat temu oglądałem z PRL-owskim dubbingiem.

Zacznę od rzeczy, która rzuciła mi się w oczy już od trailera - diversity. Czy oni upadli na głowę?! Mieszane małżeństwa? Azjata o dobrym statusie społecznym? W czasach, gdy w USA panowała JEBANA SEGREGACJA RASOWA, która była tam wielkim dealem przez szmat czasu!? Kiedy małżeństwa międzyrasowe były zakazane w wielu stanach (w tym tym, gdzie dzieje się akcja filmu) lub były źle widziane; gdy urządzano ludobójstwa Indian i generalnie każdego kto nie był WASPem dyskryminowano!?

Czyli jak rozumiem… Song of the South ma bana, bo przekłamuje historię i udaje, że nie było rasizmu w USA... ale Zakochany Kundel AD 2019, który jawnie przekłamuje historię i udaje, że nie było rasizmu w USA to już pochwała progesywności i nadzieja na lepsze jutro? Co następne? Żydzi w III Rzeszy żyjący za pan brat z Niemcami i zasiadający w NSDAP? A może film dziejący w czasach kolonizowanej Afryki, gdzie czarni są szanowani i kłaniający się im w pas biali zachwalający się kulturą, a Leopold II nic nie wiedział o żadnym ludobójstwie?

Mogli zrobić to z sensem - niech i Jim Dear będzie czarny. Albo przenieść akcję do późniejszych dekad, gdy mniejszości dostały awans społeczny. Właściwie, czemu to musi się dziać na początku XX wieku? Bo tak było w oryginale? Zwierzęta są niezależne od zdobyczy techniki i nic by się nie stało, jakby umieściło akcję dużo później, zwłaszcza w obecnych czasach. Wtedy diversity by nie raziło, a fabuła obracająca się wokół zwierząt też pasowałaby w kontekście obecnych trendów - filmiki na Tubie, kanały poświęcone domowym zwierzętom, memy i social media. Ale nie - Disney w obecnych remake'ach musi wszystko bezmyślnie małpować.

A jak sam film? Ku memu zaskoczeniu, całkiem znośny. Najważniejszy element, czyli relacja Lady i Trampa nie została spaprana i czułem między nimi chemię. No i przede wszystkim psy mają mimikę! I Bogu dzięki, że wykorzystali prawdziwe zwierzęta, a nie jakieś komputerowe kukły. Szkoda, że animacja do psich pyszczków taka sobie. I momentami psy są zastępowane cyfrowymi dublerami, co mocno widać i to kolejny Disney z kijowym CGI. Szczególnie widać po kotłach, które są całkowicie animowane.

Plusem jest, że aż tak wiernopoddańczo nie kopiują animacji, choć ma parę obligatoryjnych odhaczeń jest - np. rozkładanie gazet przed kojcem Lady, kropka w kopkę scena z spaghettii (która wyszła tak se). I w związku z tym pojawiają się numery muzyczne, w których następuje nagła antropomorfizacja i wszystko to pasuje jak pięść do nosa (gdy film i jego poprzednik nie są musicalami). Co do zmian - czasem spoko, a czasam nie. Dobrze wypadło dodanie backstory Trampa, który okazał się porzuconym psem (i skrócony dialog o braku miłości przy dziecku ma tu sens), ma inną dynamikę z Lady i polski tytuł ma więcej sensu. Oczywiście syjamom zmieniono rasę (i piosenkę, która jest słaba). Ale wybaczam, bo oryginał był faktycznie rasistowski. Z drugiej strony jeden etniczny stereotyp zastąpiono innym etnicznym stereotypem - afroamerykańskie koty śpiewające bluesa. I widać, że patriarchat nigdy nie został pokonany, a nawet się wzmocnił, bo kotki wymieniono na kocury ;).

Z kiepskich zmian - dali czarne charaktery jak gruby rakarz (swoją drogą potrzebny i pożyteczny zawód), który nie był obecny w animacji czy ciotka Sara, która w tej wersji zdecydowanym villainem (gdy w animacji była bardziej neutralna). I tu największa zmiana w fabule - w oryginale ciotka Sara pilnuje dziecka pod nieobecność Jima i Darling. Tu pilnuje psa. I don't like it. Cały antagonizm Sary do Lady był umotywowany troską o dziecko (stąd też kaganiec). Plus głupota właścicieli Lady dając do opieki nad psem osobę, która nie cierpi psów i to proszenie o katastrofę. To jak jakiś Żyd daje swe dziecko pod opiekę swego znajomego nazisty. A i Sara nastawiona się na pilnowanie bajtla została postawiona przed faktem dokonanym. Niestety, Kot z 1971 roku jeszcze nie został nakręcony. Ogólnie aspekt większej miłości dziecka od psa został położony i w zamian dali ogromny lukier.

I niejako pochwalę film, bo przy całej politpoprawnej otoczce obaj villaini nie są biali. I jestem zaskoczony, że obecny hollywoodzki film zasugerował, że czarny ma uprzedzenia wobec białego (ciotka Sara ewidentnie nie lubi Jima). Całkiem dobra obsada, szczególnie ta głosowa - Theorux wypadł super jako Tramp. Salieri jako Tony idealny. Zaskoczony byłem ilością krwi - serio, jak odkrywają truchło szczura to leży w krwi i Tramp też ma czerwone plamy.     

Film niepotrzebny i nie przebije oryginału, ale po tym co zobaczyłem mógł być gorszy. Gdyby nie ta cholerna poprawność polityczna i parę wad to mógłbym bez bólu oglądać.

7/10


Mulan (1998) - kolejny po Królu Lwie renesansowy Disney, który po mnie spłynął. Choć w przypadku Mulan wspomnienia z kina były wyraźne (do tej pory pamiętam, że był to wtorek po lekcjach) i kilka razy powtórzyłem w życiu. Animacja jak zwykle klasa. Choć wolałbym, by trochę było więcej dalekowschodniej sztuki w tłach (jak oddziały generała Li wyjeżdżają z obozu) i jedyny taki motyw to wybuchy/dymy.

Znów Disney po angielsku. Obsada nie jest jakaś wybitna. Ok, B.D. Wong dość dobry, Miguel Ferrer wypadł najlepiej. Ale generalnie aktorzy nieco grają na półgwizdka - w tym Ming Na jako Mulan. Fa Zhu trochę czasami podpadał pod parodię. I Eddie Murphy niestety nie dostarcza jako Mushu i lepszy był Jerzy Stuhr, więc następny seans będzie po polsku.

Parę rzeczy nie fryka, jak humor podpadający pod infantylność (jak modlący Fa Zhou wygląda jak sucharowa scena z MCU). Scena z przodkami zalatuje bardziej domem starców. I mocno wybijają stockowe dźwięki ze starych kreskówek. Także nie jestem specjalnie fanem Mushu i nie dziwię się, że Chińczycy krzywili na jego widok (Aha, tam akurat nikt nie czepiał się go, że obraża tradycje smoka, bo to nie czasy Cesarstwa. Poza tym swoje zrobiła rewolucja kulturalna). Widać, że to typowy comic relief do marketingu.

Szczególnie, że trochę comic reliefów było - Yao, Ling i Chien Po, babcia, świerszcz, Chi-Fu. Nawet koń ma komediowe wyczucie. Każdy lepszy od Mushu. Szczególnie trio żołdaków - mój ulubiony element. Też fajne, że nie byli jednowymiarowymi bullies, jak by to było w innych filmach (jak Mulan wchodzi na pal, to Ling ją dopinguje). I potem przepraszają za bycie dupkami i przez resztę filmu są w dobrej komitywie z Mulan.

Odnośnie obozu wojskowego, to sporo tam zabawnych rzeczy. Jak po rozlaniu ryżu wszyscy szurają do Mulan/Pinga z mieczami :D (i fajne to, że jasno daje się do zrozumienia, że decyzja Mulan o pójściu do woja była debilna, bo w obozie szybko rzeczywistość zdaje o sobie znać). I trafi się parę dorosłych tekstów jak "niezbyt dobra do rodzenia synów", "potrafię przejrzeć twą zbroję na wylot" (i zara plaskun od Mulan :D) czy zdekapitowany Fa Deng.

I film potrafi palnąć pięścią jak moment, gdy wesoły numer muzyczny nagle przerywa widok spalonej wioski (i od tego momentu zero numerów muzycznych) i pokazując przerażliwość wojny. Potem ujęcie na stosy leżących ciał. Bez krwi, a pokazano je z daleka, ale i tak jest efektowne. Ogólnie momenty z Hunami są w dechę. Shan Yu tym bardziej przerażający, bo i jego miniony są inteligentne (gdy zwykle to głupki) jak w scenie testowania szmacianej lalki.

Progresy doszukują się, że Shang jest bi, bo zakochał się Pingu. Oczywiście, że nie i to przykład zbytniej nadinterpretacji. Jak już to Mulan zakochuje się Shangu na widok jego boskiej klaty. Zaś Shang od początku patrzy na Pinga/Mulan z ewidentną żenadą i przez długi czas nim/nią gardzi. Ten uśmiech po walce treningowej? W kontekście poprzedniej reszty to było "no, jednak będą z niego ludzie". Podobnie tekst "od teraz ci ufam" przy wiwacie reszty oddziału - Ping został zaakceptowany jako wartościowy żołnierz. Sam w życiu miałem kilka takich sytuacji, że też ludzie podchodzili do mnie z rezerwą, a potem przekonali się do mej osoby. I właśnie tak wygląda sytuacja Ping-Shang. A scena jak Shang opiera rękę na barku Pinga? Kontekst inny, zwłaszcza że dzieje w scenie ze spaloną wioską. I ogólnie pociąg Shanga do Mulan ogranicza się do niezręcznego "dobrze walczyłaś". Ba, w końcówce to cesarz każe mu prosić o rękę Mulan. 

Bawili się nieco w diversity, gdyż Chiny to nie tylko Hanowie. Yao jest ewidentnie ma pochodzenie turańskie, ponieważ ma rysy mniej chińskie (i nie dubbinguje go Azjata), Chien Po jest buddyjskim mnichem. Dziwi mnie, że złymi są Hunowie, którzy nigdy nie najechali Chin. Coś mi świta, że chyba to było specjalnie, by faktyczna nacja np. Mongołowie nie czuła się urażona.

Świetny soundtrack Goldsmitha (szczególnie ten track, gdy Mulan decyduje pójść do woja). I gdyby nie moja wiedza to pomyślałbym, ze faktycznie to pisał jakiś Azjata. Piosenki, choć nie pisane przez Alana Menkena, dają radę. Każdą zanucę. I uwaga do polskiej wersji językowej - Kolorowy wiatr z Pocahontas to praktycznie synonim Edyty Górniak i zawsze wykorzystuje okazję do jej zaśpiewania. Ale jak dla mnie Lustro jest dużo lepsze. Edzia daje tu maksimum i powoduje tu ciary. I teledyskiem zakończę tej reckę (dzisiaj to by kostiumografa oskarżono na twitterze o zawłaszczenie kulturowe):


7/10

Odpowiedz
(24-07-2022, 13:25)OGPUEE napisał(a): Właściwie, czemu to musi się dziać na początku XX wieku? Bo tak było w oryginale?
To proste: otóż uważam, że widzowie lubią, gdy film jest z innej epoki, mogą pojawić się fikuśne kostiumy, fryzury, budynki, a nie ta nuda co współcześnie, ale z drugiej strony po co realistycznie trzymać się stosunków społecznych z tej epoki? Więc producenci wybierają, że film będzie toczył się właściwie współcześnie, ale w dekoracjach sprzed wieku i gra gitara :)

Odpowiedz
(25-07-2022, 09:08)simek napisał(a): ale z drugiej strony po co realistycznie trzymać się stosunków społecznych z tej epoki?

Bo potem na NYT i Jerusalem Post będziesz miał milion artykułów, jak film promuje szkodliwą propagandę i romantyzuje ciężki los nie-WASPów ;). A i pewnie aktywiści BLM też by coś powiedzieli.

W sumie jak chcieli zachować oryginalny czas akcji, ale mieć więcej nie-białych w obsadzie (jak mówiłem wcześniej - niech oboje właściciele Lady będą czarni), to skoro USA w tym czasie było największym siedliskiem imigrantów z różnych stron świata, to w tym kierunku pokazać diversity - że patrzcie, jaka Ameryka była otwarta na nowe kultury i dopiero Trump to zniweczył. I ukazać owe diversity również poprzez zwierzęta - bo skoro ludzie migrowali, to również pupile (w oryginale był m.in. rosyjski borzoj czy meksykański cziłała) i dlatego rasa kota z Syjamu znalazła się po drugiej stronie globu.

Odpowiedz
Ale te artykuły rzeczywiście się pojawiały, czy tylko chciałbyś, żeby się pojawiały? :P

Poruszyłeś w ogóle ciekawą kwestię: czemu w imię tolerancji wobec czarnych zmienia się, ugrzecznia historię i czarni nie mają z tym problemu, ale jeśli chodzi o antysemityzm, to jakiekolwiek próby wygładzenia przeszłości byłyby odbierane jako zbrodnia? Jedyne wyjaśnienie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że z rasizmem dalej jest problem, więc ktoś uznał, że lepiej pokazywać przeszłość jaka powinna być, a nie jaka była, bo jeszcze się ktoś zainspiruje, a z antysemityzmem, tak szczerze mówiąc, to problemu już nie ma, więc jest żywotna potrzeba pokazywać w filmach największe okrucieństwa, aby przypadkiem nikt nie uznał, że... problemu już nie ma. Nie wiem kurde, tak sobie głośno myślę.

Odpowiedz
Moje wyjasnienie jest takie, ze rasizm oraz czarnych wykorzystuje sie intrumentalnie i Holly w wiekszosci ma ten problem gleboko, i szeroko, byle sie kasa zgadzala.

Czarni tak naprawde nie maja w tej kwestii zbyt wiele do gadania, no chyba, ze im sie pozwala na pewne rzeczy w kontrolowanych warunkach - gadanie o rasizmie i niewolnictwie bialych? Tak. Gadanie o tym samym, ale wychodzacym od Zydow? Nie. Golem musi znac swoje miejsce.

Antysemityzm i Holokaust sa na szczycie piramidy wiecznych przesladowan oraz opresji, a ze Zydzi mimo bycia zdecydowana mniejszoscis maja oligarchiczna wladze w debacie socjo-kulturowej to moga pewna narracje kontrolowac. I w ich interesie jest przedstawiac powyze jako zlo ostateczne, ktorego nie mozna wygladzac, stopniowac i relatywizowac. Holokaust i antysemityzm to nowe grzechy pierwotne.

Dla ich plemienia dziala to jako spoiwo trzymajace grupe w paranoicznym strachu, a dla bialasow z duza doza empatii wobec grup-zewnetrznych, jako emocjonalny szantaz, ktory mozna wykorzystywac dla celow politycznych i kulturowych.

Powtorze: rasizm to problematyka socjo-polityczno-kulturowa, a antysemityzm/Holokaust to w zasadzie nienaruszalne religijne dogmaty, ktore trzeba akceptowac odgornie i bezkrytycznie.
Holiness is in right action, and courage on behalf of those who cannot defend themselves.

Odpowiedz
@simek

Na razie znalazłem jeden, co mnie dziwi, bo o ile wciskanie czarnych do egzotycznej Europy Amerykanie oleją (i faktem jest, że w XX-wiecznej Europie czarny mógł wziąć legalnie ślub z białą), tak wobec własnej historii mniej będą krytyczni. Patrz na ostatnią gównoburzę z  Przeminęło z wiatrem i fakt, że dają przed nim komentarz mówiący o niewolnictwie. EDIT: Ostatnio aktorski Dumbo spotkał się z krytyką, że mniej odniósł się do rasizmu animowanego oryginału.

Taka Pocahontas była (i do tej pory jest) krytykowana za przekłamania historyczne i romantyzowanie stosunków indiańsko-kolonizatorskich*. Na Księżniczkę i żabę też spadły swego czasu gromy. A w ostatnim czasie nawet Aladyn jest uznawany za rasistowską fantazję białych. I co chwila się obrywa starym Disneyom za jakiś mało poprawny politycznie element, nawet jeśli nie taki diabeł straszny.
 
Nie bez powodu w nowym Zakochanym kundlu wywalono do kosza syjamskie koty (choć można byłoby je zostawić i zrobić z nich bardziej pozytywne postacie. No i dać aktorów głosowych tajskiego pochodzenia).

(25-07-2022, 10:01)simek napisał(a): Jedyne wyjaśnienie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że z rasizmem dalej jest problem
Mental zaraz ci napisze, że się mylisz :).

* I skoro Zakochany kundel ma pass za nieścisłości historyczne, bo tu są gadające psy (inna sprawa, że ich "gadanie" to odbywa się na zasadzie dubbingu dla widza), to Pocahontas też nie powinna być krytykowana pod tym względem, bo tu są gadające drzewo i magiczny wiatr-tłumacz przysięgły :).

Odpowiedz
Oj, chała będzie z tego nie lada. Jeszcze te plastikowe CGI-zwierzaki. Obrzydlistwo.


Odpowiedz
O kurła, ale fatalnie to wygląda. Mimika CGI postaci to taki level Ekspresu Polarnego. 

Zemeckisowi już się niestety nie chce nic robić kreatywnego. Lot i od biedy The Walk to były ostatnie dobre filmy w jego wykonaniu.
Oświadczenie: The Wire jest najlepszym serialem jaki widziałem. Six Feet Under jest na drugim miejscu.

Odpowiedz
Japierdolę... Przerwałem w połowie, ale to okropie wygląda.

Odpowiedz
Ugh... ta komputerowa animacja. W ogóle najlepiej tu widać brak wagi postaci (tu Pinokia). Za lekka, skacze jak Gumiś i i zbyt płynna. Nie mówiąc o zbytniej antropomorfizacji Cleo i tej mewy (ten sam błąd zrobili przy aktorskim Dumbo). Najlepiej wypada lis i kot, ale tym bardziej zadaję pytanie, czemu nikt interesuje się jakimś zmutowanym gadającym sierściuchem. O pomylonym designie Świerszcza nie wspomnę.

Bucho wspominał, że remake to może być wizualny samograj, bo oryginał był przepiękny. Oczywiście jak podejrzewałem, remake to kolejne wizualne wyprane z intensywności gówno nie mając nawet startu do oryginału.

Oczywiście, że do animacji nawet nie będzie startu. I te wkurwiające kopiowanie jej wszystkich możliwych elementów/scen.

Oryginał widziałem z milion razy, ale mnie nie oślepia nostalgia. Jedynie wkurw.

Dla odtrutki Pinokio z 1996 roku, gdzie była oryginalna historia i stara animatroniczna szkoła w plenerach:

Odpowiedz
Najlepsza jest Wróżka o Błękitnych Włosach.

[Obrazek: x1i6fozOKsyEgUBTKs0MSGMqVeH5LeZJ.jpg]

Odpowiedz
Będąc szczerym to ta z oryginalnej animacji też specjalnie nie miała kolorowych włosów (zresztą ponoć siostrzeniec Collodiego chciał się sądzić z Waltem, że ten szarga i amerykanizuje dzieło):
[Obrazek: 5c5fd970aefce7c6b8458f11be5d305c.jpg]

Odpowiedz
Czepiacie się, przecież nie pokazali wszystkich jej włosów.

Odpowiedz
No, bez zaskoczeń. Recenzje komputerowego drewnianego pajacyka mocno chooojowe. Disney i Zemeckis mogą kolejną kaszanę do CV dopisać.

Odpowiedz
Przed chwilą obejrzałem CGI-Pinokia. Od czego tu zacząć?

+ Zachowali zegar z matką lejącą gówniaka (w wersji PC, ale nadal) :)
+ Fajny motyw, że Hanks jest wdowcem i stworzył pajacyka na podobieństwo swego zmarłego syna (mimo, że niewykorzystany)
+ Jest scena z animacji, jak Świerszcz opiera się o dupę jakieś figurki. Więc PC jeszcze tak się nie wzięło

- Ten film to była okazja, żeby wstawić wariant z loga Króla Lwa i Księgi Dżungli. Jeżeli gdzieś pasował (bo w owych tytułach nie pasował za cholerę) to właśnie Pinokio, bo styl animacji mocno pasował do oryginału z 1940 roku
- Hipolit Świerszcz na początku odgrywa Nowe szaty króla - not liked
- CGI to szkaradziejstwo, którego się nadużywa. Wiecie, że kufle piwa korzennego z Wyspy Radości podawane Knotowi i Pinokiowi zostały zrobione w CGI?
- CGI, które jest chujowe - Pinokio wygląda jak z cutscenki z gry na peceta adpatującą film Disneya, jaką ogrywałem w dzieciństwie
- Kompletnie pomylone projekty postaci, które działały w animacji, tu wręcz przeciwnie - Świerszcz to dosłownie mutant z Wyspy doktora Moreau. Podobnie Cleo oraz Lis i Kot.
- Zwierzęta znowu są zbyt zantropomorfizowane. Cleo i sassy black mewa wyglądają jak z kreskówki. O projektach już mówiłem
- Sądziliście, że remake wykorzysta okazję do ukarania bad guyów? Oczywiście, że nie. Lis i kot pojawiają się w JEDNEJ scenie i tyle się ich widzi. Woźnica dalej pracuje dla Epsteina. Monstro też żyje. Jedynie Stromboli zostaje aresztowany, bo tak zdecydował scenariusz w jednosekundowej wstawce.
- Film jednocześnie jest zbyt wierny i zbyt swobodny. Co chwila mamy odhaczanie wszelakich momentów z animacji bez oczywistego zrozumienia dlaczego działały w animacji...
- ...Ale momentami zbytnio odchodzi od animacji ze szkodą. Stromboli ma pracownicę, która służy jedynie jako triple combo dla reprezentacji (czarna kobieta z protezą). Sądziłem, że to ona uwolni Pinokia, ale nie. Robi to Świerszcz jak w animce.
- Woźnica wygląda jak najbardziej oczywisty pedofil, przed którą ostrzegają dorośli. W animacji gość wygląda w miarę normalnie i mógł z łatwością zdobyć zaufanie małych głupiutkich chłopców
- Łopata mega. Oprócz wspomnianego woźnicy, lis i kot nie wyglądają na godnych zaufania. A Wyspa Radości jest ukazana jako podejrzane miejsce - creepiasta muzyka i straszne figury, a Pinokio od razu wie, że to złe miejsce
- Czarna Wróżka wygląda jak osoba ludzka, która przyszła z ogłoszenia o pracę i jest dopiero stażystką
- Film jest wygładzony. Gepetto nie pali fajki przed snem, nie chodzi z pistoletem pod poduszkę. Nie ma tego creepy factora (chyba, że weźmiemy CGI-Lisa i Kota, ale nie to miał być) charakteryzującego animację
- Pinokio od początku dobry, szlachetny i moralny. Oczywiście nie podoba mu się Wyspa Radości. W animacji był może lepszy od książkowego oryginału, ale był wiarygodnym nieidealnym dzieckiem
- To samo Świerszcz, który też w animacji potrafił pokazać złość
- Knot jest patusem, który od początku szura się i nabija z Pinokia. W animacji przynajmniej się postarali, by był w miarę dający się lubić i łatwo się wierzyło w przyjaźń jego i Pinokia
- Walt Disney jest reinkarnacją Gepetta. W jego warsztacie są wystrugane postacie Disneya - Donald, Królik Roger, szeryf Chudy, Diabolina. A Stromboli ma u siebie malunek zamku Disneya
- Film klaruje, że akcja dzieje się we Włoszech (gdy w animacji wioska byłą umiejscowiona w jakimś Tyrolu). A jednocześnie szyld warsztatu Gepetta jest napisany w języku angielskim. I imię Pinokia nadane jest od angielskiego słowa sosna - pine. 
- Lis proponuje Pinokiowi, żeby jego pseudonim sceniczny brzmiał Chris Pine - AAAA!!!!
- XIX-wieczny lis mówi słowo "influencer" - LOOOOLLL!
- Świerszcz praktycznie nic nie robi i ma mało interakcji z pajacem
- Nikogo nie dziwi, że zmutowany gadający lis łazi wśród ludzi
- Wszyscy robią zarzut Pinokiowi, że ten jest z drewna i nikt go takiego nie pokocha
- Dyrektor szkoły wyrzuca Pinokia ze szkoły za bycie marionetką, zamiast doznać zawału i wezwać księdza do wypędzenia diabła
- Gepetto idzie na poszukiwania Pinokia zabierając kociaka nie będącego psem tropiącym oraz rybę zależną od siedzenia w akwarium
- Stromboli wygląda jak kobieta z brodą
- Remake jest znacznie dłuższy, a jednocześnie zapieprza z scenami. Pinokio dopiero co ucieka Stromboliemu, a tu nagle porywa go Woźnica bez wstępu i zapowiedzi, kim on jest
- Wspomniany wątek zmarłego syna niemal się nie pojawia (nawet nie jest bezpośrednio podane, że chłopiec na zdjęciu to syn) i nie ma konsekwencji, bo tutaj to Gepetto jest ledwie martwy i to Pinokio go opłakuje
- Pinokio to naprawdę adaptacja Buratina 
  

Remake w tej formie kompletnie bezzasadny. Niczego nie dodaje do animacji i zbyt niewolniczo na niej polega, by być samodzielnym dziełem. Jak chcecie obejrzeć dobrą aktorską anglojęzyczną adaptację Pinokia to niech będzie wersja z 1996 roku. I lepiej zobaczyć animację z 1940 roku.

2/10 Z perspektywy czasu zmieniam zdanie - 0/10. Już chyba aktorski Król Lew był lepszy.

Odpowiedz
(09-09-2022, 20:20)OGPUEE napisał(a): - Lis proponuje Pinokiowi, żeby jego pseudonim sceniczny brzmiał Chris Pine - AAAA!!!!

Oh shit...

[Obrazek: Fb5cp8HX0AAPMYu?format=jpg&name=small]

Odpowiedz
Odpadłem na samym początku.

[Obrazek: n4378rjj3vj91.jpg?width=640&crop=smart&a...77e702c8d4]

Odpowiedz
welcome to prime time bitch!

Kenner, just in case we get killed, I wanted to tell you, you have the biggest dick I've ever seen on a man.

Odpowiedz
Cudowne są te komentarze pod filmem:)
Oświadczenie: The Wire jest najlepszym serialem jaki widziałem. Six Feet Under jest na drugim miejscu.

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Seriale Disneya OGPUEE 187 38,976 10-02-2024, 14:39
Ostatni post: OGPUEE
  Filmy Dona Blutha OGPUEE 17 5,570 25-12-2023, 17:47
Ostatni post: OGPUEE
  Luca (2021) - animacja Pixara Pelivaron 2 1,489 08-07-2021, 15:13
Ostatni post: yacajackowski
  UP czyli kolejne niesamowite dzieło PIXARA? Danus 77 20,385 19-02-2021, 16:07
Ostatni post: Kryst_007
  Krótkometrażówki Pixara! Maik 5 3,904 11-05-2019, 14:02
Ostatni post: Pehov
  The Good Dinosaur (2015) - Dinuś od Pixara Lawrence 22 10,754 30-07-2016, 11:54
Ostatni post: Mierzwiak
  Filmy Suzie Templeton Negrin 2 2,774 27-02-2008, 15:16
Ostatni post: Mefisto



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości