Książki
Bo Pewuc to klasa sama w sobie :)
Syn też mu się udał i fajnie pisze.

Odpowiedz
[Obrazek: 745479-352x500.jpg]

Lato w mieście gdy mieszka się na blokowisku tudzież starej kamienicy. Gorąco, tłoczno, głośno … No w sumie niezbyt zachęcająca perspektywa. Co jednak gdyby nagle uśmiechnęło się do nas szczęście i za śmiesznie małe pieniądze moglibyśmy zapewnić sobie dwa miesiące w starej posiadłości, położonej blisko morza, prywatną plażą i basenem?

Przed takim dylematem staje główna bohaterka wydanej w 1973 r. powieści Roberta Marasco „Całopalenie” („Burnt Offerings”). Marian Rolfe to młoda mężatka i matka, ma kilkuletniego synka Davida, a jej mąż Ben jest nauczycielem w jednej z nowojorskich szkół. Jak łatwo się domyśleć perspektywa kolejnego lata w Queens nie jest dla niej zbytnio atrakcyjna. Marian chcę czegoś więcej, nawet jeśli chodzi o oderwanie się od życiowej szarzyzny tylko na wakacje. Byłaby to namiastka życia w domu na przedmieściach, o którym to marzą z Benem od lat.
Wtedy też trafia w jej ręce gazeta z tajemniczym ogłoszeniem państwa Allardyce, którzy za „rozsądną” cenę chcą wynająć położoną na północy Long Island posiadłość. Jest jednak jeden haczyk… Dom zamieszkuje nestorka rodu, którą trzeba się opiekować – nie jest to nic wielkiego jak przekonuje Marian, ekscentryczna Roz Allardyce. Po prostu rano w południe i wieczorem staruszce trzeba przynieść posiłek. Ona sama jest bardzo samodzielna i chorobliwie nieśmiała, dlatego mogą nawet jej nie spotkać w ciągu całych wakacji.
Pomimo obiekcji Bena, dochodzi do zawarcia umowy. Z początkiem lipca do posiadłości sprowadza się cała rodzina Rolfe`ów wraz z ciotką Bena, Elizabeth. Dom okazuje się nieco bardziej zniszczony niż oczekiwaliby tego wynajmujący niemniej Marian zakasuje rękawy i bierze się do porządków. Tymczasem coś zaczyna mieszać w głowach naszych bohaterów…

Jak wskazuje Grady Hendrix w „Paperbacks from Hell: The Twisted History of '70s and '80s Horror Fiction” powieść Roberta Marasco to jedno z dzieł odpowiedzialnych za złoty wiek horroru w l. 70 – tych i 80 – tych, oddająca przy tym klimat epoki – początku l. 70 – tych. Czasu niepokoju, w który kwestie ekonomicznego statusu nagle zdawały się nabrać ogromnego znaczenia. Rodzina Rolfe`ów to rodzina pełna aspiracji do lepszego statusu społecznego i majątkowego. Gdy staje przed nimi okazja na wynajem niemal wymarzonej posiadłości cóż pozostaje im zrobić, niż tylko skorzystać z okazji? Haczyk w postaci utrzymania starszej pani, która nigdy nie wychodzi z zajmowanych przez siebie pomieszczeń, nie robi na Marian zbytniego wrażenia, posiadłość ma w sobie bowiem coś magnetycznego. Położona na odludziu, będąca własnością ekscentrycznego rodzeństwa Allardyce`ów – wszystko jest przed oczami bohaterów… i czytelników.

Powieść czyta się dobrze, początkowo Marasco pomyślał o niej jako o scenariuszu mrocznej komedii, gdy jednak ją zakończył został mu jak sam to określił „tylko mrok”. Scenariusz w ostateczności został przerobiony na powieść, która notabene doczekała się średniej ekranizacji z Oliverem Reedem w 1976 r.
Jakkolwiek ostatecznie z mrocznej komedii powstał horror to da się w powieści dostrzec pewne elementy satyryczne – chociażby początkowy rozdział opisujący życie na nowojorskim osiedlu czy też obsesje czystości i sprzątania Marian. Jeden kroczek dalej i wyszłaby z tego satyra pełną gębą.

Wydawnictwo Vesper jak zwykle stanęło na wysokości zadania i uraczyło nas wspaniałym wydaniem z ilustracjami Macieja Kamudy i posłowiem Grady`ego Hendrixa (nieco przetworzonym passusem z „Paperbacks from Hell”).
Na koniec… zakończenie. Być może się starzeje, ale końcowe partie książki były dla mnie osobiście wstrząsające, przywodzące na myśl „Smętarz dla zwierzaków” Kinga jeśli chodzi o bezkompromisowość rozwiązania. Szczerze polecam.

Odpowiedz
A propos Vespera - na końcówkę tego roku planują "Ulice Laredo", czyli kontynuację "Na południe od Brazos" niedawno zmarłego Larry'ego McMurtry'ego.

Odpowiedz
[Obrazek: comment_1617726997Fuav0ObtILADYGxAsICK5M.jpg]

Po lekturze „Germanofila” Piotra Zychowicza postanowiłem zapoznać się z (według Zychowicza) opus magnum Studnickiego – mowa tutaj o powstałej na krótko przed wojną książce „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” (chodzi tutaj o wydanie z r. 2019 z przedmową Jana Sadkiewicza i posłowiem Piotra Zychowicza, według tego wydania podaje też numerację stron).

Wedle Zychowicza: „[n]ie mam żadnych wątpliwości, że jest to najbardziej prorocza książka polityczna, jaka kiedykolwiek została napisana w Polsce. Trafność i dalekosiężność przewidywań Władysława Studnickiego robi na czytelniku wręcz piorunujące wrażenie” (str. 215) a sam Studnicki miał wykazywać się niemal proroczymi zdolnościami: „[…]bezbłędnie przewidział rozwój wypadków: klęskę w wojnie z Niemcami, brak pomocy ze strony Wielkiej Brytanii i Francji, wkroczenie Sowietów na ziemie wschodnie Rzeczypospolitej, a wreszcie przehandlowanie Polski Stalinowi” (str. 202 – 203).

Czy jednak było tak w istocie? Po przeczytaniu książki mam mieszane uczucia co do zasadności jej pochwał. Studnicki w 1939 r. to de facto publicysta bez żadnego wpływu na rzeczywistość –  oryginał i choleryk o maniackiej wręcz idei sojuszu polsko – niemieckiego, który to pomysł zalęgł się w jego umyśle w okresie I wojny światowej. Jego książka powinna być więc rozpatrywana jako dzieło publicystyki i wyraz pewnego rodzaju nastrojów wśród (małej) części ówczesnego polskiego społeczeństwa.

Przechodząc jednak do konkretów – pozwoliłem sobie skompilować co lepsze cytaty z „proroczej książki”, które oględnie mówiąc nie przetrwały próby czasu. Oto one (podkreślenia własne):

- „Rzecz naturalna, że Franco i jego zwolennicy nie po to walczyli z czerwoną Hiszpanią, aby oddać jej z powrotem wpływy polityczne i władzę, co by nastąpiło przy zwycięstwie trójprzymierza: Anglii, Francji i Rosji sowieckiej. Stąd udział Hiszpanii po stronie państw Osi jest pewny” (str. 150);

- „Lloyd George w parlamencie angielskim oświadczył, że dzisiejsza armia włoska jest dwa razy lepsza od armii włoskiej z czasów wojny światowej. Jest to opinia dosyć upowszechniona wśród specjalistów. Nie ulega wątpliwości, że nie ustępuje ona armii francuskiej, że duch militarny w narodzie włoskim rozniecił Mussolini, a przez to wciągnął do pracy w armii najzdolniejsze umysły tego jednego z najzdolniejszych narodów na kuli ziemskiej” (str. 155);

- „Aneksja Holandii przez Niemcy jest wykluczona, nie dałaby możności osiągania tych surowców zaoceanowych, które Niemcy mogą mieć przez pośrednictwo Holandii” (str. 167);

- „Wojna będzie się odbywała na Morzu Śródziemnym. Decydującym czynnikiem będzie walka o Gibraltar” (str. 168);

- „Na udział Rosji sowieckiej na pewno rachować nie można. W każdym razie będzie ona zneutralizowaną w znacznej mierze przez Japonię” (str. 176);

- „Przyszła wojna światowa – to przede wszystkim wojna światowego Żydostwa z Niemcami, w których antysemityzm przyszedł do władzy i oddziaływa na szereg państw środkowej Europy: Polskę, Rumunię, Węgry. Klęska Niemiec to powrót Żydów do dawnej pozycji i zdobywanie nowych. Polska pragnie się odżydzić, a może wskutek tej wojny wpaść w panowanie żydowskie” (str. 179 – 180);

- „Musielibyśmy mieć wojnę ruchomą, gdy na zachodzie byłaby wojna pozycyjna” (str. 195).

Jak widać reklamowany jako „realista” Studnicki strzelał kulami w płot. Nie wyklucza to jednak, że wśród myśli wyrażonych w książce nie znalazła się w istocie prorocza przestroga: „[n]ajwiększe jednak niebezpieczeństwo ze strony Anglii polega na tym, że pragnie udziału Rosji sowieckiej w koalicji. Czym jednak za ten udział może Rosji zapłacić? Tylko ziemiami polskimi, tylko naszym wschodem, tj. województwami leżącymi za Bugiem i Sanem. Nie ulega wątpliwości, że będzie to klauzula tajna, Polsce nieznana” (str. 124).

Oczywistym jest, że Anglia i USA sprzedały nas ZSRR w dalszej części konfliktu. Niemniej tutaj również należy zauważyć, że zmieniając tutaj Anglię na Niemcy, otrzymujemy również opis paktu Ribbentrop – Mołotow. W lansowanej przez Studnickiego tkwi bowiem kardynalny błąd. Polska była krajem, który nie dorównywał Niemcom praktycznie na wszystkich polach, które decydują o przewadze militarnej – po prostu była od nich słabsza. To nie opinia, to po prostu smutny fakt. Sojusz polsko – niemiecki mógł przybrać formy de facto podporządkowania II RP III Rzeszy, w której mogła ona spokojnie traktować II RP jak przedmiot a nie podmiot polityki zagranicznej. Studnicki utknął mentalnie w XIX wieku, nie zauważając tego jak bardzo świat się zmienił na przestrzeni kilku dekad i tego, że Niemcy nie mogłyby zaakceptować wtedy na Wschodzie silnego państwa polskiego. Co stałoby się z osławioną niemiecką „przestrzenią życiową”?  Trudno wyobrazić sobie, by gdyby takowa powstała na Wschodzie, III Rzesza przeszłaby do porządku dziennego nad istnieniem Polski, która przecież odgradzałaby Niemcy od ich terenów ekspansji. Rzut oka na mapę i od razu widać niewygodę takiego rozwiązania. Niemniej jest to temat na dłuższą dyskusję.

Wracając zaś do przedmiotowej książki, to chyba najlepiej mogą ją podsumować słowa… samego Studnickiego: „[w] mojej wyobraźni przesuwały się obrazy oczekującej nas klęski, muszę jednak przyznać, że rzeczywistość przerosła wszystko, co mogła sugerować najbujniejsza wyobraźnia” (W. Studnicki, „Tragiczne manowce”: próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939–1945, Gdańsk 1993, s. 38).

Odpowiedz
(06-04-2021, 19:46)Scheckley napisał(a): [Obrazek: comment_1617726997Fuav0ObtILADYGxAsICK5M.jpg]

Po lekturze „Germanofila” Piotra Zychowicza postanowiłem zapoznać się z (według Zychowicza) opus magnum Studnickiego – mowa tutaj o powstałej na krótko przed wojną książce „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” (chodzi tutaj o wydanie z r. 2019 z przedmową Jana Sadkiewicza i posłowiem Piotra Zychowicza, według tego wydania podaje też numerację stron).

Wedle Zychowicza: „[n]ie mam żadnych wątpliwości, że jest to najbardziej prorocza książka polityczna, jaka kiedykolwiek została napisana w Polsce. Trafność i dalekosiężność przewidywań Władysława Studnickiego robi na czytelniku wręcz piorunujące wrażenie” (str. 215) a sam Studnicki miał wykazywać się niemal proroczymi zdolnościami: „[…]bezbłędnie przewidział rozwój wypadków: klęskę w wojnie z Niemcami, brak pomocy ze strony Wielkiej Brytanii i Francji, wkroczenie Sowietów na ziemie wschodnie Rzeczypospolitej, a wreszcie przehandlowanie Polski Stalinowi” (str. 202 – 203).

Czy jednak było tak w istocie? Po przeczytaniu książki mam mieszane uczucia co do zasadności jej pochwał. Studnicki w 1939 r. to de facto publicysta bez żadnego wpływu na rzeczywistość –  oryginał i choleryk o maniackiej wręcz idei sojuszu polsko – niemieckiego, który to pomysł zalęgł się w jego umyśle w okresie I wojny światowej. Jego książka powinna być więc rozpatrywana jako dzieło publicystyki i wyraz pewnego rodzaju nastrojów wśród (małej) części ówczesnego polskiego społeczeństwa.

Przechodząc jednak do konkretów – pozwoliłem sobie skompilować co lepsze cytaty z „proroczej książki”, które oględnie mówiąc nie przetrwały próby czasu. Oto one (podkreślenia własne):

- „Rzecz naturalna, że Franco i jego zwolennicy nie po to walczyli z czerwoną Hiszpanią, aby oddać jej z powrotem wpływy polityczne i władzę, co by nastąpiło przy zwycięstwie trójprzymierza: Anglii, Francji i Rosji sowieckiej. Stąd udział Hiszpanii po stronie państw Osi jest pewny” (str. 150);

- „Lloyd George w parlamencie angielskim oświadczył, że dzisiejsza armia włoska jest dwa razy lepsza od armii włoskiej z czasów wojny światowej. Jest to opinia dosyć upowszechniona wśród specjalistów. Nie ulega wątpliwości, że nie ustępuje ona armii francuskiej, że duch militarny w narodzie włoskim rozniecił Mussolini, a przez to wciągnął do pracy w armii najzdolniejsze umysły tego jednego z najzdolniejszych narodów na kuli ziemskiej” (str. 155);

- „Aneksja Holandii przez Niemcy jest wykluczona, nie dałaby możności osiągania tych surowców zaoceanowych, które Niemcy mogą mieć przez pośrednictwo Holandii” (str. 167);

- „Wojna będzie się odbywała na Morzu Śródziemnym. Decydującym czynnikiem będzie walka o Gibraltar” (str. 168);

- „Na udział Rosji sowieckiej na pewno rachować nie można. W każdym razie będzie ona zneutralizowaną w znacznej mierze przez Japonię” (str. 176);

- „Przyszła wojna światowa – to przede wszystkim wojna światowego Żydostwa z Niemcami, w których antysemityzm przyszedł do władzy i oddziaływa na szereg państw środkowej Europy: Polskę, Rumunię, Węgry. Klęska Niemiec to powrót Żydów do dawnej pozycji i zdobywanie nowych. Polska pragnie się odżydzić, a może wskutek tej wojny wpaść w panowanie żydowskie” (str. 179 – 180);

- „Musielibyśmy mieć wojnę ruchomą, gdy na zachodzie byłaby wojna pozycyjna” (str. 195).

Jak widać reklamowany jako „realista” Studnicki strzelał kulami w płot. Nie wyklucza to jednak, że wśród myśli wyrażonych w książce nie znalazła się w istocie prorocza przestroga: „[n]ajwiększe jednak niebezpieczeństwo ze strony Anglii polega na tym, że pragnie udziału Rosji sowieckiej w koalicji. Czym jednak za ten udział może Rosji zapłacić? Tylko ziemiami polskimi, tylko naszym wschodem, tj. województwami leżącymi za Bugiem i Sanem. Nie ulega wątpliwości, że będzie to klauzula tajna, Polsce nieznana” (str. 124).

Oczywistym jest, że Anglia i USA sprzedały nas ZSRR w dalszej części konfliktu. Niemniej tutaj również należy zauważyć, że zmieniając tutaj Anglię na Niemcy, otrzymujemy również opis paktu Ribbentrop – Mołotow. W lansowanej przez Studnickiego tkwi bowiem kardynalny błąd. Polska była krajem, który nie dorównywał Niemcom praktycznie na wszystkich polach, które decydują o przewadze militarnej – po prostu była od nich słabsza. To nie opinia, to po prostu smutny fakt. Sojusz polsko – niemiecki mógł przybrać formy de facto podporządkowania II RP III Rzeszy, w której mogła ona spokojnie traktować II RP jak przedmiot a nie podmiot polityki zagranicznej. Studnicki utknął mentalnie w XIX wieku, nie zauważając tego jak bardzo świat się zmienił na przestrzeni kilku dekad i tego, że Niemcy nie mogłyby zaakceptować wtedy na Wschodzie silnego państwa polskiego. Co stałoby się z osławioną niemiecką „przestrzenią życiową”?  Trudno wyobrazić sobie, by gdyby takowa powstała na Wschodzie, III Rzesza przeszłaby do porządku dziennego nad istnieniem Polski, która przecież odgradzałaby Niemcy od ich terenów ekspansji. Rzut oka na mapę i od razu widać niewygodę takiego rozwiązania. Niemniej jest to temat na dłuższą dyskusję.

Wracając zaś do przedmiotowej książki, to chyba najlepiej mogą ją podsumować słowa… samego Studnickiego: „[w] mojej wyobraźni przesuwały się obrazy oczekującej nas klęski, muszę jednak przyznać, że rzeczywistość przerosła wszystko, co mogła sugerować najbujniejsza wyobraźnia” (W. Studnicki, „Tragiczne manowce”: próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939–1945, Gdańsk 1993, s. 38).

Wspaniały post. Ode mnie tyle: Studnicki to przykład zgoła odmiennego myślenia, tak różnego od naszych sanacyjnych elit, zwłaszcza tych które rządziły po śmierci Marszałka. Co do zasadności sojuszu z III Rzeszą: jakikolwiek scenariusz, w którym ocalono by setki tysięcy jak nie 1-2 miliony Polaków, byłby dla nas korzystnym scenariuszem. Do tego uniknięto by ogromu zniszczeń materialnych. Sowieci de jure i de facto byli sojusznikami Hitlera przez 2 lata i jakoś mało kto im to wypomina. Polska w sumie była postrzegana jako sojusznik Hitlera ok. 1934-1938 (jako bękart Traktatu Wersalskiego). Możliwe, że Polska powtórzyła by manewr Finlandii czy Rumunii (zmiana sojuszy) ale gwarancji tego nie ma. Uważam, że Polska miała potencjał by wpłynąć na losy wojny na wschodzie, pytanie czy wystarczający.

Enviado desde mi Redmi Note 8 Pro mediante Tapatalk
"Rząd nie jest dla nas rozwiązaniem, jest dla nas problemem." Ronald Reagan

Odpowiedz
Jest to tylko gdybologia i nikt nigdy nie dojdzie w tej kwestii do wiążących wniosków, ale łatwo się przedstawia alternatywę wobec tego co rzeczywiście się wydarzyło, czyli całkowitej klęski militarnej i ludobójstwa cywili w całym kraju - każdy inny scenariusz wydaje się o niebo lepszy, co nie dziwi.
Ciekawe jak toczyłaby się dyskusja i w ogóle losy Polski, gdyby Hitler nie przeprowadzał u nas ostatecznego rozwiązania, nie budował obozów śmierci, tylko po prostu podbił nasz kraj i zbytnio nie przejmował się gonieniem i uprzykrzaniem życia cywilom, co najwyżej zagonił jakiś procent do fabryk, czyli gdyby zrobił tutaj to, co we Francji, Holandii. Czy wtedy też zastanawialibyśmy się po 80 latach, czy może jednak trzeba było do niego dołączyć?

Odpowiedz
Pewnie nic byłoby jak we Francji, czyli w sumie źle się stało, no ale mieliśmy jakiś tam ruch oporu itp.

Wracając zaś do Studnickiego to czasami przypomina mi Korwina ze swoimi niektórymi pomysłami:

[Obrazek: 167536850_3206611656108395_5706415876701...e=60924DD2]

Odpowiedz
@Scheckley Zychowicz ma na swoim kanale program o Studnickim razem z Cenckiewiczem i Radziejewskim.

Enviado desde mi Redmi Note 8 Pro mediante Tapatalk
"Rząd nie jest dla nas rozwiązaniem, jest dla nas problemem." Ronald Reagan

Odpowiedz
W ramach świętowania 1. roku siostrzeńca moja siostra za moim pośrednictwem kupiła mu Kubusia Puchatka i Chatki Puchatki A.A. Milne’a w jednym tomie.

Z Puchatkiem miałem do czynienia przede wszystkim z wersją Disneya i przedstawieniem lalkowym w teatrze Pleciuga, jak byłem gówniakiem. Z książkami nigdy bezpośrednio do czynienia nie miałem. Jako, że austriacka pogoda za oknem również chujowa, to nie ma co psuć oczu przed laptopem/komórką i uznałem, by przeczytać oryginał.

Nie będę ukrywał. Aż tak mnie nie porwał jak Piotruś Pan czy Alicja w krainie czarów. W sumie… stary chłop, 30-stka i łysina się zbliża, a czyta bajki spoza jego targetu :). Pochwalę ponadczasowość obu Puchatków, dzięki czemu można czytać książkę dzieciom za kilkadziesiąt lat i wciąż będą się trzymać. I samo tłumaczenie Ireny Tuwim też przetrzyma próbę czasu co najmniej jeszcze 300 lat. Przy okazji dowiedziałem skąd pochodzi fraza „To co tygrysy lubią najbardziej”.

Choć pewnie znajdzie się jakiś głąb doszukujący niewiadomo czego „problematycznego”. W 7. rozdziale Kubusia Puchatka Królik najwyraźniej głosuje na brytyjskiego Korwina, bo nie podoba mu się obecność kangurów w Stumilowym Lesie i wraz z Puchatkiem i Prosiaczkiem zamierza porwać Maleństwo, bo tak :). Tego u Disneya nie pamiętam ;). Chociaż do Prosiaczka i przyjaciół inkorporowali motyw, jak Kangurzyca kąpie Prosiaczka wbrew jego woli. A potem Maleństwo wpada w syndrom sztokholmski ;).

Bardziej ciekaw byłem, co pozmieniała Mysza w ekranizacji. I jedyne różnice w stosunku do animacji to Królik jest mniej znerwicowany, oczywiście brak Gofera (który mimo wszystko wpisywał się w ducha oryginału), a Krzyś wydaje się dużo młodszy. Zresztą film z 1977 roku jest całkiem wierny fabule, jak i projektom plastycznym E.H. Shepharda. Zresztą ten film i jeszcze Kubuś i przyjaciele film najlepiej oddaje klimat książek, gdzie reszta to inwencja twórcza Disneya, często nazbyt emocjonalna i sentymentalna (gdy oryginalne książki to były proste czytanki na dobranoc).

Swoją drogą kiedyś będę musiał zapoznać przekładem Moniki Adamczyk-Garbowskiej, który został oskarżony o genderwashing (co było zresztą bzdurą).

Odpowiedz
Vesper zapowiedziało premierę "Battle Royale" - 26.05.2021. Kupuję na pewno:

[Obrazek: 86Dub78.jpg]

Z ogłoszenia wydawnictwa wynika, że tłumaczyli z oryginalnego japońskiego, a nie angielskiego ;)

Odpowiedz
Wow, nie wiedziałem, że to taka cegła. Pewnie też kupię, nawet dla samego wydania.

Odpowiedz
Demon i mroczna toń, czyli Sary Wessel zmagania z patriarchatem, Stuart Turton
Gdzieś w zeszłym roku, gdy niecierpliwie wyczekiwana przeze mnie druga powieść Turtona wreszcie wyszła, natychmiast zabrałem się za nią i odpadłem po 150 stronach. Nie mogłem się nijak wciągnąć, ale podejrzewałem, że winne są zawyżone/błędne oczekiwania. Postanowiłem odłożyć książkę na jakiś czas. Teraz weszła gładko. Niestety pierwsze wrażenie było jednak słuszne. To nieźle napisana kiepska powieść.
Winne są moim zdaniem dwa czynniki. Po pierwsze, nad Evelyn Hardcastle pracował Turton przez długi czas. Po sukcesie debiutu poczuł się zobowiązany wydać coś jeszcze i machnął toto w dwa lata. Po drugie chyba za bardzo wziął sobie do serca (nieliczne) negatywne opinie. 7 Śmierci oskarżano o nadmierną komplikację intrygi i sposobu opowiadania historii, Diabeł jest więc dość prostą i bardzo konwencjonalną mieszanką kryminału i przygodówki na morzu. W 7 Śmierciach brakowało (rzekomo) istotnych bohaterek kobiecych, a obecne kobiety były bardzo wątpliwe moralnie, tu więc dostajemy jako jedną z dwóch głównych postaci niesamowicie męczącą i szlachetną gubernatorową Sarę Wessel, która przy każdej okazji przypomina czytelnikowi jak bardzo uciska ją patriarchat. A jak nie ją, to jej wybitnie uzdolnioną córkę (jeden z głupszych motywów w tej głupiej książce). Odradzam robienie z tych wzmianek drinking game, bo można się urżnąć po paru rozdziałach. Bohaterem męskim jest niejaki Arent Hayes, którego osobowość nie wykracza poza "mężny i szlachetny wojownik". Oboje są równie nudni.
Przez większość powieści jest znośnie, głównie dzięki wrodzonemu talentowi literackiemu Turtona, który nawet pisząc ewidentnie na odwal wplata co jakiś czas bardzo zgrabne metafory czy opisy. Tragicznie robi się na ostatnich kilkudziesięciu stronach, gdzie dochodzi do tak zwanego "zwrotu akcji". Podpowiem tylko, że jeżeli komuś padająca w książce nazwa Batawia kojarzy się z pewnym historycznym okrętem, to jest na właściwym tropie. Niestety motyw, który powinien zająć co najmniej pół książki, został wciśnięty na koniec i kompletnie wykastrowany. Samo zakończenie to już całkowita żenada.
Sięgnę po kolejną powieść Turtona, bo to mimo wszystko bardzo utalentowany gość. Ale to jest kompletne tego talentu marnotrawstwo i szczerze odradzam lekturę.
Strata czasu/10

Odpowiedz
Dosć niepokojace słowa, bo książka od jakiegoś czasu czeka na półce. A po takiej opinii, hmm...

Odpowiedz
(20-04-2021, 15:36)Pelivaron napisał(a): Vesper zapowiedziało premierę "Battle Royale" - 26.05.2021.

To ta taka książka, co to niby "Igrzyska śmierci" z niej zrzynały?
Ale te książki są bardzo podobne, czy też zachodzą jakieś poważne różnice w realizacji wyjściowego pomysłu? Pytanie oczywiście kieruję do każdego, kto się w tym orientuje :)
Życie to nie tylko filmy, więc prowadzę sobie blog o książkach:
https://mowisietrudno.blogspot.com

Odpowiedz
Niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż nie czytałem. Ani tego, ani tego. Oglądałem jedynie filmy.

Na szczęście "Battle Royale" oglądałem dawno temu, więc chętnie sobie odświeżę tę historię. Najpierw w wersji papierowej, a później odpalę film :)

Odpowiedz
Te książki w ogóle nie są do siebie podobne. Igrzyska wpisują się w schemat typowego YA pierdu pierdu, a Battle Royale to japońskie pulpowe gonzo zalatujące postmodernizmem.
A King/Bachman i tak był pierwszy i lepszy od obydwu.

Odpowiedz
(20-04-2021, 16:56)nawrocki napisał(a): Wow, nie wiedziałem, że to taka cegła. Pewnie też kupię, nawet dla samego wydania.

Jak coś to można składać już pre-ordery.

Zapowiedzieli też ""Dom Maynarda" Hermana Rauchera, na który też się zapewne skuszę ;)

Odpowiedz
[Obrazek: comment_1619369335Tu3cjmsYxh18Qdy115QBpU.jpg]

Skończyłem czytać książkę Adama Zamoyskiego „Napoleon. Człowiek i mit”. Zamoyski sprawnie włada piórem, więc pomimo znacznej objętości lektura nie była nużącą – oczywiście sam temat to samograj, więc trudno opisać go w nudny sposób. Siłą biografii Zamoyskiego jest jednak koncentracja nie na militarnym aspekcie historii, a na Napoleonie jako człowieku przez umiejscowienie go na tle swojej epoki i przybliżenie korzeni stworzonego przez niego systemu. Sam byłem zdziwiony jak bardzo decyzje polityczne Napoleona były podyktowane przez konieczność legitymizacji swojej władzy tak by stworzony przez niego system przetrwał pokolenia.  Można chyba powiedzieć, że Napoleon stał się ofiarą własnego sukcesu. Stworzona przez niego struktura państwowa okazała się wysoce odporna na wstrząsy wewnętrzne i przetrwała kolejne rewolucje i ustroje. Państwo francuskie do tej pory korzysta z położonych przez niego fundamentów, co więcej korzystają z nich również inne kraje Starego Kontynentu. Niemniej zastanawiające jest to, jak to właśnie przypadek Napoleona potwierdził, że nowoczesne państwo o silnych instytucjach niższego i średniego szczebla w swej istocie jest obojętne na ustrój – republikę czy monarchię, którą nim zarządza z wyższych szczebli. Kiedy doszło do oddzielenia interesów Francji – państwa z osobistymi interesami Napoleona, ta była w stanie pozbyć się go. Wydaje mi się, że te swoiste podzwonne nie stało się lekcją dla europejskich monarchów. Po stu latach gdy stali się oni zbędną wydmuszką, nowoczesne państwa pozbyły się ich bez sentymentów.

Zamiast postaci z pomników mamy tutaj rasowego polityka. Geniusza w swoim fachu a jednak osobę wciąż zdolną do błędów a pod koniec swej kariery do zwykłego chciejstwa. Nie umniejsza to osobie Napoleona jako jednej z ostatnich postaci na firmamencie historii, która był wiernym antycznym ideałom dążenia do wielkości. Współczesne czasy nie sprzyjają takim postawom, które swój grób znalazły we flandryjskich błotach przed blisko stu laty.  Obecny rozwój techniki i przemiany społeczne sprawiły, że napoleońska kariera jest w istocie niemożliwa, skazując nas na życie pod władzą bezbarwnych (ale również zabójczych – tylko w inny sposób) technokratów.

Co do napoleońskiego stosunku do Polaków to nie było w nim nic specjalnego – kiedy byli mu użyteczni łasił się do nich, gotów był jednak w każdej chwili złożyć ich na ołtarzu racji stanu.

W Witebsku został powitany przez miejscowych polskich patriotów, ale unikał ich pytań dotyczących jego intencji, piętrząc obraźliwe zarzuty pod adresem Poniatowskiego i rzekomego tchórzostwa polskich żołnierzy, ponoszących jego zdaniem lwią część winy za to, że Bagration zdołał się wymknąć z pułapki. „Wasz książę jest po prostu pizdą” – warknął do jednego z polskich oficerów.

Zdecydowanie tego rodzaju cytatów próżno szukać u czołowego polskiego bonapartysty Łysiaka. Swoją drogą to ciekawe jak ten inteligentny człowiek łyka od kilkudziesięciu lat napoleońską propagandę sprzed dwustu lat – myślę jednak, że to już bardziej cechy charakterologiczne Łysiaka o tym decydują.

„Nie był ani dobry, ani zły, ani sprawiedliwy, ani niesprawiedliwy, ani skąpy, ani hojny, ani okrutny, ani wielkoduszny; był całkowicie polityczny” – pisał Louis Matthieu Mole, który przez lata blisko z nim współpracował.

Powyższe to chyba najlepsze podsumowanie Napoleona w historii.

Odpowiedz
(25-04-2021, 18:56)Scheckley napisał(a): [Obrazek: comment_1619369335Tu3cjmsYxh18Qdy115QBpU.jpg]

Skończyłem czytać książkę Adama Zamoyskiego „Napoleon. Człowiek i mit”. Zamoyski sprawnie włada piórem, więc pomimo znacznej objętości lektura nie była nużącą – oczywiście sam temat to samograj, więc trudno opisać go w nudny sposób. Siłą biografii Zamoyskiego jest jednak koncentracja nie na militarnym aspekcie historii, a na Napoleonie jako człowieku przez umiejscowienie go na tle swojej epoki i przybliżenie korzeni stworzonego przez niego systemu. Sam byłem zdziwiony jak bardzo decyzje polityczne Napoleona były podyktowane przez konieczność legitymizacji swojej władzy tak by stworzony przez niego system przetrwał pokolenia.  Można chyba powiedzieć, że Napoleon stał się ofiarą własnego sukcesu. Stworzona przez niego struktura państwowa okazała się wysoce odporna na wstrząsy wewnętrzne i przetrwała kolejne rewolucje i ustroje. Państwo francuskie do tej pory korzysta z położonych przez niego fundamentów, co więcej korzystają z nich również inne kraje Starego Kontynentu. Niemniej zastanawiające jest to, jak to właśnie przypadek Napoleona potwierdził, że nowoczesne państwo o silnych instytucjach niższego i średniego szczebla w swej istocie jest obojętne na ustrój – republikę czy monarchię, którą nim zarządza z wyższych szczebli. Kiedy doszło do oddzielenia interesów Francji – państwa z osobistymi interesami Napoleona, ta była w stanie pozbyć się go. Wydaje mi się, że te swoiste podzwonne nie stało się lekcją dla europejskich monarchów. Po stu latach gdy stali się oni zbędną wydmuszką, nowoczesne państwa pozbyły się ich bez sentymentów.

Zamiast postaci z pomników mamy tutaj rasowego polityka. Geniusza w swoim fachu a jednak osobę wciąż zdolną do błędów a pod koniec swej kariery do zwykłego chciejstwa. Nie umniejsza to osobie Napoleona jako jednej z ostatnich postaci na firmamencie historii, która był wiernym antycznym ideałom dążenia do wielkości. Współczesne czasy nie sprzyjają takim postawom, które swój grób znalazły we flandryjskich błotach przed blisko stu laty.  Obecny rozwój techniki i przemiany społeczne sprawiły, że napoleońska kariera jest w istocie niemożliwa, skazując nas na życie pod władzą bezbarwnych (ale również zabójczych – tylko w inny sposób) technokratów.

Co do napoleońskiego stosunku do Polaków to nie było w nim nic specjalnego – kiedy byli mu użyteczni łasił się do nich, gotów był jednak w każdej chwili złożyć ich na ołtarzu racji stanu.

W Witebsku został powitany przez miejscowych polskich patriotów, ale unikał ich pytań dotyczących jego intencji, piętrząc obraźliwe zarzuty pod adresem Poniatowskiego i rzekomego tchórzostwa polskich żołnierzy, ponoszących jego zdaniem lwią część winy za to, że Bagration zdołał się wymknąć z pułapki. „Wasz książę jest po prostu pizdą” – warknął do jednego z polskich oficerów.

Zdecydowanie tego rodzaju cytatów próżno szukać u czołowego polskiego bonapartysty Łysiaka. Swoją drogą to ciekawe jak ten inteligentny człowiek łyka od kilkudziesięciu lat napoleońską propagandę sprzed dwustu lat – myślę jednak, że to już bardziej cechy charakterologiczne Łysiaka o tym decydują.

„Nie był ani dobry, ani zły, ani sprawiedliwy, ani niesprawiedliwy, ani skąpy, ani hojny, ani okrutny, ani wielkoduszny; był całkowicie polityczny” – pisał Louis Matthieu Mole, który przez lata blisko z nim współpracował.

Powyższe to chyba najlepsze podsumowanie Napoleona w historii.
Najlepsze podsumowanie Napoleona padło z ust Balzaca: "Człowiek, który był najpiękniejszą władza jaką znamy".

Enviado desde mi Redmi Note 8 Pro mediante Tapatalk
"Rząd nie jest dla nas rozwiązaniem, jest dla nas problemem." Ronald Reagan

Odpowiedz
Podziękowania dla forumowej braci za polecenie The Force Winslowa.

Rzeczywiście jest to połączenie Ellroya i The Shield - lepiej nie dało mi się tego zareklamować. Niby wiadomo, gdzie to zmierza i jak się skończy, bo schemat został już wiele razy opowiedziany z lepszym lub gorszym skutkiem, ale napisane to jest wspaniale i tak też się czyta. Prosty język, do celu, w punkt i przy okazji w ryj. Podobało mi się podejście autora do kwestii rasowych - bez znaczącego wychylenia w żadną ze stron, bardzo zdroworozsądkowe.

Jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałem. Miałem w ogóle kupić coś innego i w ostatniej chwili zmieniłem zdanie - tym razem trafiłem. Jak macie coś równie zajebistego do polecenia (również od Winslowa), to dawać garściami.

---

To jest ogólnie wspaniały materiał na film, jeśli tylko zabierze się za to ktoś z jajami, patrzący racjonalnie na konflikty rasowe. Na obwolucie napisane, że prawa do ekranizacji ma Ridley Scott, ale oczywiście temat się trochę zaktualizował, więc pogrzebałem trochę w sieci i... złapałem się za głowę. Za reżyserię ma odpowiadać James Mangold, więc całkiem spoko - solidny wyrobnik, potrafiący czasem wybić się mocniej ponad "całkiem dobry" poziom, ale główną rolę (najwyraźniej) powierzono Mattowi Damonowi... Gość jakoś specjalnie mnie nie drażni, ale nie ma w sobie tej brudnej charyzmy, która jest niezbędna do sportretowania Malone'a. Mimo wszystko wyczekuję z lekkim zaciekawieniem.

Odpowiedz

Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  






Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Szukam książki military 81 17,396 30-01-2021, 20:27
Ostatni post: Paszczak
  Star Wars - książki military 90 18,870 25-11-2017, 21:23
Ostatni post: Kuba
  Ekranizacja książki Raul7 5 3,145 05-06-2017, 12:34
Ostatni post: Snuffer
  Baza adaptacji na portalu książki aniakonda 12 6,309 22-11-2014, 17:34
Ostatni post: aniakonda



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości